W poniedziałek, 29 maja 1899 r.,
o godzinie 10:00 przed południem umarł w Mariance Jan Nowicki mający 70 lat,
wdowiec zamieszkały przy rodzinie – mój praprapra(3)dziadek.
Zgon mojego praprapra(3)dziadka,
jeszcze w tym samym dniu, późnym wieczorem, zapewne po zakończeniu prac rolnych
i dojrzeniu zwierzyny, o godzinie 20:00 wieczorem zgłosili Stanisław Wąsak lat
45, rolnik zamieszkały w Mariance, będący zięciem zmarłego i Walenty Królak lat
55, także rolnik, ale zamieszkały w Budach Przytockich, który był szwagrem
zmarłego.
To rzadki przypadek w mojej
rodzinie, aby najbliższa rodzina zgłaszała zgon mojego przodka. W tym przypadku
był to zięć, u którego prawdopodobnie Jan mieszkał, choć we wsi mieszkała
jeszcze druga córka Jana, także z mężem, w zasadzie mieszkali po sąsiedzku,
niemalże na jednym podwórzu. Drugim zgłaszającym był brat zmarłej żony Nowickiego
– Marianny z Królaków – Walenty Królak, który początkowo także mieszkał w
Mariance, ale w końcu osiadł w Budach Przytockich.
Zapewne zgłaszający, którzy byli
z bliskiej rodziny zmarłego od razu omówili z księdzem proboszczem kwestie
pogrzebu zmarłego. Jan Nowicki został pochowany na cmentarzu „za wsią”, w tym
czasie nie praktykowano już pochówków w koło kościoła z dwóch powodów. Po
pierwsze z uwagi na obowiązujące przepisy sanitarne, które nałożyły na parafię obowiązek
utworzenia cmentarzy grzebalnych za wsią, a po drugie z powodu planowanej przez
księdza proboszcza budowy nowego kościoła parafialnego. Niestety miejsce
pochówku Jana się nie zachowało do dnia dzisiejszego. Może spoczął obok,
zmarłej 13 lat temu, żony, a może całkiem gdzieś indziej. Niestety dziś już się
tego nie dowiemy.
W czasie gdy umierał mój
praprapra(3)dziadek proboszczem w Jakubowie był ksiądz Kazimierz Sobolewski,
ksiądz, któremu jakubowska parafia zawdzięcza nowy murowany kościół.
Zgłaszający podali, że zmarły Jan
Nowicki urodził się w Kałuszynie z Filipa i nieznanej im z imienia matki. Co
wcale nie dziwi, bo mama Jana – Katarzyna z Urbanów zmarła już dawno, zmarła
gdy Jan miał wówczas 22 lata – jej akt zgonu wspominaliśmy jako jedną z
pierwszych rocznic – 5 stycznia >>>LINK<<<. Owdowiały Filip
bardzo szybko, bo po dziesięciu miesiącach, ożenił się powtórnie z Salomeą z
Majewskich, także wdową po Zbrochu. Gdy umierała moja prapraprapra(4)babka Nowicka, jej syn,
a mój praprapra(3)dziadek Jan był już od dwóch lat żonaty i mieszkał wówczas w
Kałuszynie, w domu, którego właścicielem był jego ojciec Filip. Do Marianki Jan
Nowicki wraz z żoną przenieśli się dopiero między 1859 r., a 1861 r. Zięć i
szwagier w akcie małżeństwa postarzali mojego przodka o przeszło dwa lata.
Zapisano w metryce, że ma skończone lat 70, a w rzeczywistości dopiero za mniej
więcej miesiąc kończyłby 68 lat, ale co to jest dwa lata przy dwudziestu.
Związek małżeński z moją praprapra(3)babką
Marianną z Królaków, Jan zawarł w 1851 r., mając niespełna 20 lat. Jego żona
była jego równolatką, przy czym jej do skończenia 20 lat brakowało zaledwie 10
dni w chwili ślubu, a jemu przeszło trzy i pół miesiąca. Zawarcie związku
małżeńskiego przez Jana Nowickiego i Mariannę Królak wspominałam już na blogu,
miało to miejsce 2 marca >>>LINK<<<.
Jan Nowicki trzynaście lat przed
śmiercią został wdowcem, jego małżonka Marianna zmarła w 1886 r., a on przez
ten czas nie zawarł kolejnego ślubu. Jeszcze przed śmiercią żony zdążył wydać
za mąż starszą córkę Mariannę, za wspomnianego wyżej Stanisława Wąsaka, druga z
córek wydał już będąc wdowcem – mężem Józefy został Wojciech Kołak z Zawody,
ślub odbył się w 1891 r. Jan nie miał potrzeby szukać sobie na stare lata żony,
miał przy sobie dwie dorosłe córki, które zadbały o dom, ugotowały, uprały,
przypilnowały zwierzyny, po za tym w domu było dwóch młodych mężczyzn, którzy
przejęli gospodarstwo. Co ciekawe w aktach notarialnych gospodarstwo to nigdy
nie było własnością Jana czy któregoś z jego zięciów, zawsze było zapisane na
kobietę. Początkowo na Mariannę z Królaków Nowicką – żonę Jana, która otrzymała
ten grunt po ojcu Macieju Królaku, a właściwie matce Annie z Dębowskich Królakowej,
bo Maciej zmarł wiele lat przed żoną, a później podzielone zostało na pół
między Mariannę z Nowickich Wąsakową i Józefę z Nowickich Kołakową.
Nie sposób nie pochylić się nad
osobą księdza Kazimierza Sobolewskiego, nie dość, że był to wielki dobrodziej
jakubowskiej parafii to był to także wielki społecznik, człowiek czynu, bardzo
skrupulatny i poświęcony bez reszty swoim obowiązkom, choć zdrowie nie raz mu
nie pozwalało ich wypełniać.
Ksiądz Kazimierz Sobolewski
urodził się 4 marca 1865 r. we wsi Adamowicze pod Grodnem, Sielsowiet Podłabienie,
obecna Białoruś, jako syn Władysława i Apolonii z Wojtulewiczów. Około 1883 r.
ukończył szkołę średnią w Suwałkach i powrócił do domu rodzinnego, gdzie
pomagał rodzicom w gospodarstwie rolnym, W 1885 r. wstąpił do metropolitalnego
seminarium duchownego w Warszawie, które ukończył w 1889 r., a wówczas władze
duchowne skierowały go na studia do Akademii Duchownej w Petersburgu. Niestety
ze względu na problemy zdrowotne, po kilku miesiącach powrócił do Warszawy,
gdzie w dniu 20 kwietnia 1890 r. przyjął święcenia kapłańskie. Swoją karierę
duchowną rozpoczął jako wikariusz w Modlnej w powiecie łęczyckim. Następnie
pracował w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Łodzi, potem w Lesznie
w powiecie błońskim i Słomczynie w powiecie warszawskim. Kolejny wikariat
połączony z funkcją miejscowego katechety odbywał na warszawskiej Pradze w
parafii Najświętszej Maryi Panny Loretańskiej. W 1895 r. objął pierwsze swoje
proboszczostwo w niewielkiej parafii w Ostrołęce w powiecie grójeckim, a po
trzech latach został przeniesiony do parafii moich przodków – do Jakubowa,
gdzie przebywał, krótko, bo tylko dziewięć lat, do 1907 r., ale jego obecność
jest tu widoczna do dziś. To właśnie z inicjatywy księdza Sobolewskiego w
Jakubowie powstał nowy, murowany kościół według projektu znanego i bardzo
wziętego w tamtym czasie architekta – Józefa Piusa Dziekońskiego, ale o tym
później, skupmy się najpierw na osobie księdza, bo zasług ma co nie miara.
Już w Jakubowie rozpoczął swoją pierwszą
działalność społeczną, skupiając się na pomocy osobom będącym na marginesie ubóstwa.
Po wybudowaniu jakubowskiego kościoła, władze kościelne w grudniu 1907 r. powierzyły
księdzu dużo większą parafię w sąsiednim Mińsku urzędowo nazywany wówczas
Nowomińskiem wraz z dziekanią, na której zastąpił księdza Marcelego Karpińskiego.
Dotychczasowy ksiądz dziekan decyzją władz duchownych mianowała mianowany
kanonikiem i kustoszem kolegiaty w Łowiczu. Ksiądz Sobolewski w mińskiej
parafii dał się poznać jako dobry zarządca, dbający o powierzone mu mienie, a
nie wychodząc z roli budowniczego, doprowadził do odnowienia plebanii oraz
gruntownej przebudowy kościoła. Oprócz pracy duszpasterskiej angażował się
życie społeczne, był członkiem zarządu, prezesem lub wiceprezesem prawie
wszystkich istniejących w Mińsku organizacji społecznych. Inicjował także
zakładanie na terenie parafii bibliotek, kółek rolniczych i kas oszczędnościowo
– pożyczkowych. Angażował się w rozwój duchowy swoich parafian, publikując artykuły
w prasie katolickiej. Jeszcze będąc w Jakubowie, w 1902 r. wydał nawet broszurę
„O wychowaniu dzieci:. W Mińsku zapamiętany był jako znany i lubiany kapłan,
który często przebywał w towarzystwie swoich parafian, zarówno elity mińskiej
jak i prostych wieśniaków spod Mińska. Mając na uwadze rozległość mińskiej
parafii oraz zwiększającą się ciągle liczbę wiernych przy aprobacie władz
kościelnych powołał do funkcjonowania nową parafię, na zachodnich pierzejach
mińskiej wspólnoty parafialnej – w Dębem Wielkim, gdzie sam dokonał wmurowania
kamienia węgielnego pod nową świątynie. Parafia Świętych Apostołów Piotra i
Pawła w Dębem Wielkim została erygowana w 1913 r. W 1910 r. został dziekanem i kanonikiem
honorowym Kapituły Metropolitarnej Warszawskiej. Zaś w 1914 r. otrzymał
przywilej noszenia Rokiety i Montoletu. Kolejne odznaczenie otrzymał w 1922 r.,
papieża Piusa XI odznaczył go krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice co tłumaczy się
na język polski jako Krzyż „Dla Kościoła i Papieża”. Odznaczenie to jest
przyznawane przez papieża, na wniosek biskupa diecezjalnego, jako dowód uznania
dla zaangażowania w pracę na rzecz Kościoła. Otrzymują go nie tylko duchowni,
ale także osoby świeckie.
Po wybuchu I wojny światowej, w
obawie przed zajęciem, przez wojska niemieckie ziem zachodnich Królestwa
Polskiego, ksiądz Sobolewski otrzymał warunkowe pełnomocnictwo do zarządzania
dekanatami zawiślańskimi. W okresie okupacji nie pozostawał bierny na
nieszczęście ludzkie, angażował się w działalność samopomocową będą miedzy
innymi założycielem Towarzystwa Oszczędności i Pomocy dla Rzymskokatolickiego
Duchowieństwa Archidiecezji Warszawskiej.
Ksiądz Sobolewski zawsze
podkreślał, że nie należy do żadnej partii politycznej, ale widać było, że
sympatyzuje ze Stronnictwem Narodowo – Demokratycznym. W styczniu 1919 r.
otrzymał mandat do Sejmu Ustawodawczego z listy Narodowego Komitetu Wyborczego
Stronnictw Demokratycznych nr 3 w okręgu nr 17 tj. powiat mińsko mazowiecki, wówczas
noszącego nazwę nowomińskiego, radymiński i część warszawskiego. Początkowo
zasiadał w klubie Związku Sejmowego Ludowo – Narodowego, a w sierpniu 1919 r.
przeniósł się do Klubu Narodowego Zjednoczenia Ludowego, który powstał z
połączenia grup posłów Związku Sejmowego Ludowo – Narodowego i Koła Poselskiego
Polskiego Zjednoczenia Ludowego. Jego predyspozycji przywódcze i organizacyjne
było także widać w pracy sejmowej. Przez dwa lata przewodniczył sejmowej
Komisji Aprowizacyjnej oraz pracował w Komisji Administracyjnej. Obowiązki
poselskie, tak jak proboszczowskie wykonywał bardzo sumiennie, na podstawie
analizy głosowań imiennych wynika, że brał czynny udział w posiedzeniach
sejmowych, które opuszczał w wyjątkowych sytuacjach. Jak na księdza przystało
był dobrym mówcą, nawykły do przemawiania przed zgromadzonymi, chętnie zabierał
głos na spotkaniach plenarnych, głównie w roli sprawozdawcy Komisji
Administracyjnej. Znany był ze swojej ciętej riposty, której nie stronił nawet
bardzo doświadczonym parlamentarzystom jak Daszyński i Witos. Zawsze
przygotowany do wystąpień, które były obszerne i pełne dobranych argumentów. Do
najobszerniejszego wystąpienia zalicza się to wygłoszone w dniu 25 czerwca 1919
r., czyli w pierwszym roku jego sejmowej kariery. Dotyczyło ono reformy rolnej
i sprawy przejmowania majątków kościelnych na cele reformy. Wnioski księdza co
do tej sprawy i konieczności porozumienia się rządu ze Stolicą Apostolską w tej
kwestii wpłynęły na ostateczny tekst uchwały, która została podjęta 15 lipca
1919 r. W pracach poselskich pochylał się nad sprawą ratyfikowania
polsko-francuskiej konwencji emigracyjnej, czy tematem budowy i utrzymania dróg
przez sejmiki powiatowe. Zabierał głos w dyskusji nad zmianą ustawy o
rozwiązywaniu zatargów zbiorowych między pracodawcami a pracownikami rolnymi,
wykluczając ze składu komisji rozjemczych osób współpracujących z bolszewikami
w czasie wojny obronnej 1920 r. Choć praca parlamentarna angażowała księdza
proboszcza dość mocno, to nie zaniedbywał w tym okresie swoich obowiązków
kościelnych, działając chociażby w nowo powstałym Związku Misyjnym Kleru
Archidiecezji Warszawskiej czy w metropolitarnej Komisji Wigilanckiej.
Po zakończonej kadencji Sejmu, w
1922 r. i na skutego kolejnego pogorszenia stanu zdrowia, ksiądz Sobolewski
musiał złożyć urząd proboszcza mińskiego. Zamieszkał wówczas u swojego
przyjaciela w podmińskim Stanisławowie. Brakowało mu jednak pracy
duszpasterskiej, więc gdy tylko lepiej się poczuł został kapelanem kaplicy w
zakładzie wychowawczym dla ubogich dziewcząt w Ignacowie, w tej samej kaplicy,
która była podwalina pod utworzoną po II wojnie światowej parafii świętego
Antoniego Padewskiego w Ignacowie. Powróciwszy do zdrowia, ksiądz Kazimierz
został w 1925 r. mianowany proboszczem parafii świętego Ducha w Łowiczu i
dziekanem łowickim. Była to wówczas prestiżowa parafia w diecezji łowickiej. W
1927 r. otrzymał nominację na kanonika kapituły łowickiej. Na początku 1930 r.,
z uwagi na zmiany sklerotyczne w mózgu, na własną prośbę ksiądz Sobolewski zrezygnował
z piastowanych urzędów i zamieszkał w domu księży emerytów w Warszawie, którego
budowę finansowo sam wspierał. Zmarł 19 lutego 1935 r. w Warszawie w wieku 70
lat, z czego 45 lat przeżył w kapłaństwie. Skromne, zgodnie z wola zmarłego,
nabożeństwo żałobne w intencji świętej pamięci księdza Kazimierza Sobolewskiego
celebrował osobiście kardynał Aleksander Kakowski. Ksiądz Sobolewski został
pochowany na cmentarzu powązkowskim w grobowcu kapłanów archidiecezji warszawskiej
(kwatera 203–V-VI–26-29).
Ksiądz Sobolewski przejął parafię
jakubowską w listopadzie 1898 r. po księdzu Michale Stefańskim, zaś odchodząc
na parafię mińską i urząd dziekana nowomińskiego przekazał nową wzniesioną świątynie
w ręce księdza Aleksandra Perkowskiego, który pozostawał proboszczem jedynie do
1911 r. Zastał parafie w następującym stanie – kościół drewniany, stary i
zniszczony, zaś plebania nowa, pobudowana bezpośrednio przed przybyciem księdza
do wspólnoty, być może sam jeszcze dokańczał w niej prace wykończeniowe. Stanął
przed trudnym zadaniem, którego się podjął i zbudował w Jakubowie świątynie na
miarę XX w.
Ksiądz Kazimierz Sobolewski
pełnił funkcje jakubowskiego probostwa w czasach, gdy na terenie powiatu
mińskiego dość mocno działał ruch mariawityzmu jaki dopiero co się tworzył. Silny
ośrodek powstał w pobliskim Wiśniewie, za sprawą księdza Wawrzyńca Rostworowskiego
niemal cała parafia opowiedziała się za mariawityzmem. Wybudowano tam w latach
1906 – 1907 kościół mariawicki, od tej pory w małym Wiśniewie funkcjonują dwie
parafie – jedna rzymskokatolicka, druga starokatolicka. Ruch mariawityzmu szerzył
się za sprawą rzymskokatolickiego duchowieństwa, które przemawiało do ludzi
zgromadzonych na mszach świętych, w wielu przypadkach zatrzymując wiernych siłą
w świątyniach. Jednym z takich księży był ksiądz Zenon Suchoński, wtedy już były
proboszcz z Ignacowa, który opowiadał o objawieniach zakonnicy Kozłowskiej i straszyli
wiernych, że zgodnie z proroctwami Mateczki zbliża się koniec świata. Także
wielu parafian jakubowskich przeszło na mariawityzm i zaczęło obchodzić swoją
okolicę, aby także często siłą, namawiać swoich bliższych i dalszych sąsiadów
do zapisywania się do adoracji kultu Mateczki Kozłowskiej. Na skutych tych
wszystkich wydarzeń wierni rzymskokatoliccy obawiali się zamknięcia niedawno
zbudowanego kościoła parafialnego, nie tyle ze względu na spadek liczebny
parafian, ale głównie ze względu na chęć ochrony poświęconego miejsca przed
rozbojami i namawianiem, przy użyciu siły, wiernych na przejście na starokatolicyzm.
Plotki o zamknięciu świątyni dementował ksiądz Sobolewski, objeżdżając niemal
codziennie swoją parafię i zapewniając swoje owieczki o trwaniu przy Bogu i
Maryi. Na łamach prasy wspominał, że z dwudziestu wsi parafialnych tylko w
dwóch miał poważny problem, gdyż ruch zapoczątkowany przez, jak ich nazywa „wichrzycielami
– mankietnicami, a raczej kwakrami” jest dość silny. W miejscowościach tych, ludzie,
którym wmówiono, że nastał już sąd ostateczny i że kto nie zapisze się do
mariawitów na pewno będzie zgładzony, zdaniem księdza proboszcza, wyróżniają
się wyglądem zewnętrznym na tle pozostałych parafian. Mają oni oczy zamglone,
kolor twarzy co chwila im się zmienia, a na ustach występuje piana i są co
najgorsze są gotowi rzucić się na każdego, kto im się sprzeciwi i do powrotu do
rzymskokatolickiej wiary namawia. Jakubowski pleban nie tylko nie potwierdzał
potrzeb zamknięcia kościoła, ale przeciwnie widział duży sens w trwaniu
modlitewnym za „błądzących”, bo ogólnie w parafii reakcja przeciwko „mankietnikom”
była bardzo silna, tak silna, że duchowny obawiał się nawet walk bratobójczych
między sąsiadami, a nie często także między rodziną mieszkającą pod jednym
dachem.
Ksiądz Kazimierz Sobolewski już w
pierwszych latach swojego proboszczostwa w Jakubowie myślał o budowie nowego
kościoła. Dotychczasowa stara świątynia, pochodząca z XV w., będący pod
wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i Świętych Andrzeja i
Bartłomieja Apostołów na przełomie XIX i XX w. był uszkodzony, a co za tym
idzie spełniał dobrze swojej roli. Dewastacje przez lata, głównie w ciężkim dla
całej okolicy XVII w., przez który niemal nieustannie toczyły się niszczycielskie
wojny, obnażyły stary drewniany kościół z wyposażenia, w tym z zabytków. Do
najważniejszych pamiątek ubiegłych wieków w 1903 r. należały ornaty – jeden aksamitny
czarny z haftami srebrnymi, a drugi z haftem wyobrażającym Trójcę Świętą i
ośmioro błogosławionych, obraz świętej Anny, zapewne ten sam, który w nowym
kościele jest obdarzony wielkim kultem, jako że przedstawia patronkę świątyni.
W głównym ołtarzu drewnianego kościołka znajdował się obraz Najświętszej Maryi
Panny, zaś obrazy z bocznych ołtarzy były dość pospolite i nie zasługiwały na
uwagę, jak wspominał ksiądz Łukasz Janczak.
Z związku z tym, że remont
starego kościoła był nieekonomiczny, a także nieracjonalny, gdy w sąsiednich
parafiach stawiono murowane świątynie, ksiądz Sobolewski przy wsparciu
kolatorów zdecydował przystąpić do budowy nowego murowanego i odpowiedniego dla
ówczesnej parafii kościoła. Pierwszymi krokami zmierzającymi do wybudowania
świątyni było wystąpienie do odpowiednich władz o pozwolenie na budowę, zezwolenie
takie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. We wstępnych projektach budowy obliczono
wówczas, że koszt całego przedsięwzięcia wyniesie około 37.447 rubli srebrnych
i 44 kopiejek, a Ministerstwo zastrzegło, że środki na budowę będą pochodzić ze
składek parafian odpowiednio do płaconego podatku podymnego. Na architekta
wybrano, znanego w całej diecezji, budowniczego wielu świątyń Józefa Piusa Dziekońskiego,
o którym, aż się prosi napisać kilka słów, ale aby nie przedłużać tego postu,
uczynię to innym razem – nawet nie wyobrażacie sobie ile świątyń stanęło wkoło Warszawy
według jego projektów, ja byłam w szoku.
Kurier Polski z kwietnia 1901 r.
zapowiadał rozpoczęcie prac budowlanych już maju 1901 r., ale wydaje się, że
rozpoczęcie prac odciągnęło się w czasie. Nowa świątynia miała być okazała,
miała pomieścić 1000 osób, zbudowana w stylu gotyckim o trzech wieżach, ale jak
wiemy architekt Dziekoński musiał nanieść na projekt zmiany, gdyż zbudowany
kościół posiada tylko jedną wieżę. Podniesiono także koszt budowy, szacując go
już na 80 tysięcy rubli srebrnych. Środki miały być zgromadzone w gotówce z
dobrowolnych składek parafian, jak i darczyńców spoza parafii oraz w materiale budowlanym.
We swoich wspomnieniach Tymoteusz Łuniewski, ówczesny dziedzic Łazisk wspomina
o przekazaniu na rzecz budowanego kościoła datku w kwocie tysiąca rubli. Latem
1902 r. zaczęto zwozić materiały pod budowę świątyni, a uroczystość wmurowania
kamienia węgielnego odbyła się w niedzielę 26 lipca 1903 r., we wspomnienie
świętej Anny, która została obrana za główną patronkę budowanej świątyni. Poświęcenia
fundamentów wraz ze stojącymi ścianami o wysokości paru łokci i wmurowania
kamienia węgielnego dokonał ksiądz dziekan miński Marceli Karpiński. Pod kamień
włożono puszkę szklaną, a w niej na pergaminowym papierze napis:
„A. D. MCM 3.
Ad Majorem Dei Gloriani, positus ac benedictus primarius lapis die XXVI Julii,
Sede Apostolica Romana interim vacante, Summo Pontifice Leona XIII recens
defuncto, Camerlingo Cardinali Alojsio Oregia di S. Stephano, Regnante
Imperatore Russiae simulque Rege Poloniae Nicolao 11, Archipiscopo Varsoviensi
Vincentio Popiel, Decano Neo-Minscensi Marcello Karpiński, curato Jacuboviensi Casimiro
Sobolewski”,
co tłumaczy się jako:
„Roku Pańskiego 1903 26
lipca położono i poświęcono kamień węgielny, działo się to w czasie czasowego vacatu
na Stolicy Apostolskiej, po niedawno zmarłym Papieża Leona XIII, za kardynała Alojsio
Oregia, za panującego cara Rosji i Król Polski Mikołaj XI, arcybiskupa
warszawskiego Wincentego Popiela, dziekana Nowomińska Marcelego Karpińskego, za
administratora jakubowskiego Kazimierza Sobolewskiego”.
Pod
tą formułą złożyli podpisy: ksiądz dziekan Marceli Karpiński, ksiądz proboszcz
Kazimierz Sobolewski, ksiądz Łukasz Janczak prefekt seminarium nauczycielskiego
w Siennicy, ksiądz proboszcz Ignacy Koperski z Kałuszyna, ksiądz Stanisław
Lipnicki ze Stanisławowa, ksiądz Ludwik Stempowski z Siennicy i ksiądz Mikołaj
Bojanek z Kuflewa. Po zakończonym obrzędzie poświęcenia kamienia proboszcz
kałuski, ksiądz Koperski odprawił uroczystą sumę, a kazanie wygłosił ksiądz
Bojanek z Kuflewa, który winszował księdzu Sobolewskiemu trud podjęcia budowy
świątyni i zachęcał parafian zarówno do ofiar pieniężnych jak i osobistej
pomocy przy wznoszeniu Domu Bożego.
Budowy kościoła jakubowskiego
podjął się majster warszawski. Jesienią 1903 r. świątynia była już kryta
dachem. Opinia publiczna była pod wrażeniem, że w tak krótkim czasie dość
niewielka i uboga parafia Jakubów, była gotowa postawić okazałą świątynie.
Parafianie jakubowscy te dzieło zawdzięczają staraniom niestrudzonego i pełnego
energii księdza proboszcza, a także swojej ofiarności.
Konsekracji nowej świątyni
dokonał 30 lipca 1905 r. Jego Ekscelencja ksiądz Kazimierz Ruszkiewicz biskup
sufragan warszawski, a na uroczystościach miła być także obecny Jego
Ekscelencja ksiądz arcybiskup Chościak – Popiel, ale nie wiadomo czy dojechał, być
bo notki prasowe przemilczały jego obecność.
Biskup Ruszkiewicz przybył 30
lipca 1905 r. koleją do Nowomińska, gdzie na dworcu ludność miasta, ale także wieśniacy
licznie zgromadzeni z okolicy, w tym z samej parafii Jakubów, urządziła
duchownemu owacyjne przyjęcie. Tłum wiernych był tak duży, że nie tylko zgromadził
się na peronie i podjeździe do dworca, ale także na ulicach wiodących od torów w
kierunku miasta. W chwili gdy Jego Ekscelencja wraz z duchowieństwem kapituły
warszawskiej oraz z kapłanami z okolicznych parafii opuszczali pociąg, zgromadzony
tłum – mieszczenie i kmieci, ustawienie w szpaler zdjąwszy nakrycia głowy witali
przybyłych okrzykami „niech żyje!”. Jak opisywały ówczesne gazety, uroczystości
niedzielne w Jakubowie zgromadziły tysiące wiernych. Przy okazji konsekracji
świątyni Jego Ekscelencja dokonała także bierzmowania, na które zjechali wierni
z najdalszych stron diecezji, nawet z zawiślańskich parafii, w konsekwencji
biskup wybierzmował ogółem około 3000 wiernych.
Kościół parafialny w Jakubowie po
licznych zmianach w projekcie został zbudowany w stylu neogotyckim, na planie
krzyża. Jego cienkie ściany przebito wysokimi ostrołukowymi oknami. Przebywając
w środku widać jak wszystkie linie budowli biegną ku górze, ku zawieszonemu
wysoko ostrołukowemu sklepieniu. Strzelista wieże również wyraża idee duchową,
stoją przed nią ma się wrażenie, że płynie ona ku niebu i w konsekwencji się z
nim łączy. Budowla została zbudowana z czerwonej gładkiej cegły, wypalanej w
większości na miejscu. Kościół ma charakter bazylikowy – trójnawowy z
transeptem. Nawa główna jest dwa razy szersza od bocznych i równa prezbiterium.
Transept jest nieco wyższy od nawy głównej. Prezbiterium we wschodniej części
świątyni, czteroboczne, zamknięte, otoczone tęczowym łukiem i nakryte
sześciopołaciowym dachem. Sklepienia w nawach mają kształt krzyżowo-żebrowe,
sześciodzielne, spływają one na cztery pary międzynawowych ośmiobocznych kolumn
oraz odpowiadającym im półkolumnom w nawach bocznych. Więźba dachowa
krokwiowo-stolcowa wykonana jest z drewna, a dwuspadowy dach pokryty został
blachą miedzianą. Pierwotnie okna drewniane, zostały w ostatnich latach
zastąpione nowymi i oszklone podwójnie dla utrzymania temperatury. Drewniane
drzwi płycinowe także zostały zamienione na nowe, metalowe. Nad drzwiami
wejściowymi bocznymi, po obu stronach wieży, zostały umieszczone okrągłe okna,
a w nich witraże przeniesione ze starego kościoła, o którym rozpisywałam się na
blogu 1 maja >>>LINK<<<. W ołtarzu głównym okna także
wypełnione witrażami, które przedstawiają świętych i apostołów. W nawie głównej
oraz w nawach bocznych ustawiono drewniane ołtarze wieńczone wimpergami i
pinaklami, pokrytymi złoconymi dekoracjami imitującymi roślinność. W ołtarzu
głównym znajduje się rzeźba Chrystusa Ukrzyżowanego wokół którego jeszcze
kilkanaście lat temu wisiały liczne wota. Po obu stronach figury stoją
wizerunki aniołów rzeczywistych rozmiarów. W ołtarzu bocznym, w północnej
części transeptu znajduje się obraz świętej Anny Samotrzeciej patronki parafii.
W ołtarzu znajduje się także drugi obraz – świętego Józefa trzymającego
Dzieciątko Jezus na rękach. Święty Józef jest drugorzędnym patronem
jakubowskiego kościoła, którego kult był już czczony w drewnianej świątyni, o
czym świadczy chociażby kołowy witraż przedstawiający opiekuna Maryi i Jezusa.
W południowej części transeptu znajduje się obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.
W bocznych nawach, pod otworami okiennymi wiszą neogotyckie stacje drogi
krzyżowej będące płaskorzeźbami. Pierwotnie nad wejściami do zakrystii, po lewo
patrząc od strony kruchty było malowidło Świętej Rodziny, a po prawo Jezusa
Dobrego Pasterza, dziś po odmalowaniu kościoła w 2010 r. malowidła zostały
zastąpione nowymi, odpowiednio – Ostatnią Wieczerzą i Głoszeniem Ewangelii.
Remonty z XXI w. odmienił całkowicie wystrój świątyni, znikły roślinne
ornamenty, wijące się po łuku tęczowym oraz wkoło okien. W nawie głównej, nad
drzwiami z kruchty do właściwej części świątyni zawieszono chór, na którym
znajdują się dziewięciogłosowe organy z II połowy XIX w. Do kościoła prowadzą
trzy schody z ciosanego kamienia, z kamienia jest także cokół, który wieńczy
gzyms i pseudoarkadowy fryz. Fasada zachodnia składa się z trzykondygnacyjnej
wierzy, która jest jednocześnie dzwonnicą, lekko wysuniętą przed lico fasady.
Na jej szczycie osadzony jest ośmioboczny bęben hełmu, zwieńczony arkadowym
fryzem i prostym gzymsem. Najstarszy dzwon pochodzi z 1648 r., jest w stylu
barokowym, odlany ze spiżu przez gdańską ludwisarnie Daniela Tyma, tą samą,
która odlała posąg króla Zygmunta III Wazę, osadzony na kolumnie, na
warszawskiej starówce. Najmłodszy dzwon imienia świętej Anny odlany został w
2003 r. na 100-lecie świątyni.
Źródła:
Internetowy Polski Słownik Biograficzny
hasło Kazimierz Sobolewski
autorstwa Czesława Brzoza
Prasa z początku XX w.: Kurier Polski nr 102 z 14 kwietnia 1901 r.;
Kurier
Polski nr 201 z 22 lipca 1903 r.; Kurier Polski nr 175 z 12 lipca 1905 r.;
Chorał
nr 7-8 z 15 sierpnia 1905 r.; Przegląd Katolicki nr 45 z 27 października 1905
r.;
Kurier Warszawski nr 59 z 28 lutego 1906 r.