środa, 31 maja 2023

Majowe podsumowanie




Szybko minęło 31 dni, najpiękniejszego chyba ze wszystkich miesięcy, jakim jest maj. Na Drogach Przeszłości przeszliśmy przez 21 postów, to mało i dużo. Z tych 21 postów tylko 7 dotyczyło narodzin, a drugie tyle zgonów, więc bilans zamknął się ujemnie. 

 

Zauważyliście, że w maju nie było ani jednego ślubu? Sytuacja trochę dziwna, bo dziś gdy wychodzi majowe słoneczko młodzi często decydują się na zawarcie związku małżeńskiego, no może hamuje ich tylko brak „r” w nazwie miesiąca, które ma przynieść szczęście Młodej Parze. W danych wiekach maj nie był popularnym miesiącem do żeniaczki, to czas prac polowych i pierwszych sianokosów, a przede wszystkim to okres przednówka na polskiej wsi, który potrafił dać się nieźle w kość gospodarzom. Zapasy zeszłoroczne wyjedzone, nowych nie ma jeszcze skąd pozyskać to też, ani wyprawić wesele, ani się weselić, bo czas trudny i głodny. Jeśli już jakiś majowy ślub się zdarzył to był to ślub tzw. interwencyjny z powodu dziecka w drodze lub ślub po śmierci współmałżonka, częściej kobiety niż mężczyzny, kiedy pozostawały osierocone maleńkie dzieci.

 

Trzydzieści jeden dni i dwadzieścia jeden rocznic, więc wychodzi na to, że przez dziesięć dni na blogu nie pojawił się nowy wpis, ale w rzeczywistości dni ciszy blogowej było znacznie więcej, bo aż siedemnaście. Zaś w niektórych dniach wpisów było po dwa – tak było 5 maja, 9 maja i 19 maja, a 18 maja i 21 maja było nawet po trzy wpisy. 

 

Największą rocznicę świętowaliśmy 14 maja – wtedy to przypadała 343 rocznica urodzin mojego praprapraprapraprapra(7)dziadka Stanisława Woycika, zaś najmniejszą rocznicą była rocznica zgonu mojego praprapra(3)dziadka Jana Nowickiego, która przypadała dwa dni temu. 

 

Ale blog to nie tylko posty, ale przede wszystkim czytelnicy, których w tym miesiącu było 202. Najchętniej czytanym postem był ten podsumowujący kwiecień – 16 czytelników, oraz post dotyczący Stanisława Woycika – 15 czytelników, co wcale nie dziwi bo rok 1680 i 343 rocznica robi wrażenie. Na trzecim miejscu najbardziej poczytnych postów z 12 odsłonami uplasował się wpis dotyczący narodzin Jana Nepomucena Prendoty, od których upłynęło 254 lata. 

 

Majowe rocznice to także okazja do poznania księży, którzy posługiwali moim przodkom, a także historii miejscowości i świątyni. Pisałam chociażby o parafii Jakubów i pięknych witrażach, które pochodzą jeszcze ze starego, drewnianego kościółka, a także o dwóch plebanach jakubowskich księdzu Todorze Zielińskim pochowanym na cegłowskiej nekropoli, oraz księdzu Andrzeju Sypniewskich, który spoczywa na cmentarzu w Jakubowie. Wspominałam księży z Jeruzala – Jana Chamerskiego, Wacława Arciszewskiego, Jacka Miemierkę i jeruzalską kronikę parafialną, która dużo mówi o realiach życia moich przodków. Przypomniałam, że w sąsiednim Kuflewie plebanem był brat proboszcza Jeruzalskiego Chamerskiego – Józef Chamerski, innymi wspomnianymi kuflewskim księżmi był ksiądz Franciszek Kossowski i słynący z dokładności przy prowadzeniu metryk ksiądz Antoni Alojzy Gonzaga Stawski. Zobrazowałam radości i troski księdza Michała Pompeckiego z Kałuszyna oraz przypomniałam kałuską praktykę lekarską doktora Leona Dudrewicza. Urzekłam moich czytelników nazwiskiem Jałówka, które co po niektórym bardzo się spodobało – niestety szanse na zmianę nazwiska właśnie na Jałówka są coraz mniejsze bo w Polsce żyje tylko 11 mężczyzn o tym nazwisku. Pokazałam, za pomocą map, historię Józefina – wsi moich przodków z linii Wróblewskich, a także skrótowo przedstawiłam historię wsi Dębowce, z których wywodzą się ci sami Wróblewscy nie tylko po mieczu, ale i po kądzieli. Upamiętniłam 500-lecie nadania praw miejskich wsi Stanisławów w dawnych dobrach książęcych Cisek. Przybliżyłam dzieje mińskiej parafii od XVII w. do XIX w., a także pracujących w niej duchownych m.in. księdza Hilarego Czerskiego i Antoniego Owśnickiego. Stanęłam na polu bitwy pod Jędrzejowem z 13 maja 1831 r. oraz przy młynie na Witówce, który dał podwaliny pod zimną, z nazwy wieś, a dziś miasto – Mrozy. I na koniec, w roku 550-lecia parafii Jakubów cofnęłam się jedynie o 120 lata, aby zobaczyć jak stawiano mój kościół parafialny. A wszystko to przy okazji narodzin i zgonów – początku i końca życia moich przodków.

 

W miesiącu maju narodziło się w mojej rodzinie siedmioro dzieci – pięciu chłopców i dwie dziewczynki. Z popularnych imienin majowych mam oczywiście Stanisława, choć zaskoczeniem jest brak Zofii, a także dwóch Piotrów Celestynów, może to mniej znane imię, ale w mojej genealogii występuje dwa razy i to w odstępie jedynie ośmiu lat i do tego w tej samej parafii.

Z siedmiu rocznic urodzin największa przypadała 14 maja i jak to już było wspomniane, dotyczyła narodzin 343 lata temu mojego praprapraprapraprapra(7)dziadka Stanisława Woycika. Pozostałe 6 rocznic dotyczyło narodzin, od których minęło więcej niż 200 lat. Najmniejsza rocznica – 203 lat, dotyczyła narodzin mojej prapraprapra(4)babki Anny Uchmańskiej, po mężu Osińskiej, przyszła ona na świąt 18 maja1820 r. 

 

 

Z czternastu rocznic zgonu największa rocznica przypadała 19 maja i dotyczyła śmierci mojego prapraprapraprapra(6)dziadka Krzysztofa Żaczka, od którego zgonu minęło 230 lat. Zaś jedynie 124 lata upłynęło od zgonu mojego praprapra(3)dziadka Jana Nowickiego, który zmarł 29 maja 1899 r. 

 


 

Cieszę się, że blog jest dobrze odbierany, że jest uważany za ciekawy i że inspiruje innych genealogów. Dziękuję 😘 Igorowi Strojeckiemu za przywołanie mojego blogu, choć incognito, w audycji „Zbliżają się 5. Środkowoeuropejskie Spotkania Genealogiczne 2023” w cyklu Wieczór RDC w Radiu dla Ciebie >>>LINK<<< – wprawny czytelnik Dróg Przeszłości od razu wie, że Igor mówi o moich blogowych potyczkach.

 

Koniec maja, choć na blogu był spokojny, to w moim życiu sporo się działo, oczywiście na gruncie genealogicznym. W miniony czwartek jak, niemal w każdy czwartek byłam na lokalnych warsztatach genealogicznych, a już w weekend – 27-28 maja uczestniczyłam w arcyciekawej konferencji Środkowoeuropejskie Spotkania Genealogiczne, która w tym roku odbywa się po raz piąty. Dla mnie to trzecia konferencja na żywo, bo przez dwa lata pandemiczne spotkania te nie wyszły spoza Internetu i odbywały się jedynie online. To okazja do wysłuchania interesujących wykładów, poszerzenia genehoryzontów oraz, a może przede wszystkim do spotkań z bracią genealogiczną. Po intensywnym weekendzie, z duszą na ramieniu i w obawie przez roskoszym ozgonowaniem się, wyruszyłam wesołym autkiem męża, oczywiście nie swojego, w podróż ku Podlasiu, które nie jest ani Podlasiem, ani Lubelszczyzną – azymut Biała Podlaska na kolejne wykłady genealogiczne i spotkanie z innymi genealogami. Także końcówka maja intensywna, genealogiczna, spotkaniowa i podróżnicza. Kto mi zabroni mieć majówkę na koniec maja, a nie na początek? No dobra na początku maja też miałam majówkę z drzewem i drewnem.


 

Zapraszam do lektury majowych i nie tylko majowych wpisów. Do poznawania miejsc związanych z moimi przodkami i przezywania tego co oni przeżywali. Zapraszam także do śledzenia bloga w czerwcu. Ruszamy już 2 czerwca narodzinami mojego prapraprapra(4)dziadka Antoniego z Turku pod Wiśniewem. 

 

 

 

 


poniedziałek, 29 maja 2023

Jan Nowicki – 124 rocznica śmierci

 

W poniedziałek, 29 maja 1899 r., o godzinie 10:00 przed południem umarł w Mariance Jan Nowicki mający 70 lat, wdowiec zamieszkały przy rodzinie – mój praprapra(3)dziadek.

 

 


Zgon mojego praprapra(3)dziadka, jeszcze w tym samym dniu, późnym wieczorem, zapewne po zakończeniu prac rolnych i dojrzeniu zwierzyny, o godzinie 20:00 wieczorem zgłosili Stanisław Wąsak lat 45, rolnik zamieszkały w Mariance, będący zięciem zmarłego i Walenty Królak lat 55, także rolnik, ale zamieszkały w Budach Przytockich, który był szwagrem zmarłego.

To rzadki przypadek w mojej rodzinie, aby najbliższa rodzina zgłaszała zgon mojego przodka. W tym przypadku był to zięć, u którego prawdopodobnie Jan mieszkał, choć we wsi mieszkała jeszcze druga córka Jana, także z mężem, w zasadzie mieszkali po sąsiedzku, niemalże na jednym podwórzu. Drugim zgłaszającym był brat zmarłej żony Nowickiego – Marianny z Królaków – Walenty Królak, który początkowo także mieszkał w Mariance, ale w końcu osiadł w Budach Przytockich.

Zapewne zgłaszający, którzy byli z bliskiej rodziny zmarłego od razu omówili z księdzem proboszczem kwestie pogrzebu zmarłego. Jan Nowicki został pochowany na cmentarzu „za wsią”, w tym czasie nie praktykowano już pochówków w koło kościoła z dwóch powodów. Po pierwsze z uwagi na obowiązujące przepisy sanitarne, które nałożyły na parafię obowiązek utworzenia cmentarzy grzebalnych za wsią, a po drugie z powodu planowanej przez księdza proboszcza budowy nowego kościoła parafialnego. Niestety miejsce pochówku Jana się nie zachowało do dnia dzisiejszego. Może spoczął obok, zmarłej 13 lat temu, żony, a może całkiem gdzieś indziej. Niestety dziś już się tego nie dowiemy.

W czasie gdy umierał mój praprapra(3)dziadek proboszczem w Jakubowie był ksiądz Kazimierz Sobolewski, ksiądz, któremu jakubowska parafia zawdzięcza nowy murowany kościół.

Zgłaszający podali, że zmarły Jan Nowicki urodził się w Kałuszynie z Filipa i nieznanej im z imienia matki. Co wcale nie dziwi, bo mama Jana – Katarzyna z Urbanów zmarła już dawno, zmarła gdy Jan miał wówczas 22 lata – jej akt zgonu wspominaliśmy jako jedną z pierwszych rocznic – 5 stycznia >>>LINK<<<. Owdowiały Filip bardzo szybko, bo po dziesięciu miesiącach, ożenił się powtórnie z Salomeą z Majewskich, także wdową po Zbrochu. Gdy umierała moja prapraprapra(4)babka Nowicka, jej syn, a mój praprapra(3)dziadek Jan był już od dwóch lat żonaty i mieszkał wówczas w Kałuszynie, w domu, którego właścicielem był jego ojciec Filip. Do Marianki Jan Nowicki wraz z żoną przenieśli się dopiero między 1859 r., a 1861 r. Zięć i szwagier w akcie małżeństwa postarzali mojego przodka o przeszło dwa lata. Zapisano w metryce, że ma skończone lat 70, a w rzeczywistości dopiero za mniej więcej miesiąc kończyłby 68 lat, ale co to jest dwa lata przy dwudziestu.

Związek małżeński z moją praprapra(3)babką Marianną z Królaków, Jan zawarł w 1851 r., mając niespełna 20 lat. Jego żona była jego równolatką, przy czym jej do skończenia 20 lat brakowało zaledwie 10 dni w chwili ślubu, a jemu przeszło trzy i pół miesiąca. Zawarcie związku małżeńskiego przez Jana Nowickiego i Mariannę Królak wspominałam już na blogu, miało to miejsce 2 marca >>>LINK<<<.

Jan Nowicki trzynaście lat przed śmiercią został wdowcem, jego małżonka Marianna zmarła w 1886 r., a on przez ten czas nie zawarł kolejnego ślubu. Jeszcze przed śmiercią żony zdążył wydać za mąż starszą córkę Mariannę, za wspomnianego wyżej Stanisława Wąsaka, druga z córek wydał już będąc wdowcem – mężem Józefy został Wojciech Kołak z Zawody, ślub odbył się w 1891 r. Jan nie miał potrzeby szukać sobie na stare lata żony, miał przy sobie dwie dorosłe córki, które zadbały o dom, ugotowały, uprały, przypilnowały zwierzyny, po za tym w domu było dwóch młodych mężczyzn, którzy przejęli gospodarstwo. Co ciekawe w aktach notarialnych gospodarstwo to nigdy nie było własnością Jana czy któregoś z jego zięciów, zawsze było zapisane na kobietę. Początkowo na Mariannę z Królaków Nowicką – żonę Jana, która otrzymała ten grunt po ojcu Macieju Królaku, a właściwie matce Annie z Dębowskich Królakowej, bo Maciej zmarł wiele lat przed żoną, a później podzielone zostało na pół między Mariannę z Nowickich Wąsakową i Józefę z Nowickich Kołakową.



Nie sposób nie pochylić się nad osobą księdza Kazimierza Sobolewskiego, nie dość, że był to wielki dobrodziej jakubowskiej parafii to był to także wielki społecznik, człowiek czynu, bardzo skrupulatny i poświęcony bez reszty swoim obowiązkom, choć zdrowie nie raz mu nie pozwalało ich wypełniać. 

 

Ksiądz Kazimierz Sobolewski urodził się 4 marca 1865 r. we wsi Adamowicze pod Grodnem, Sielsowiet Podłabienie, obecna Białoruś, jako syn Władysława i Apolonii z Wojtulewiczów. Około 1883 r. ukończył szkołę średnią w Suwałkach i powrócił do domu rodzinnego, gdzie pomagał rodzicom w gospodarstwie rolnym, W 1885 r. wstąpił do metropolitalnego seminarium duchownego w Warszawie, które ukończył w 1889 r., a wówczas władze duchowne skierowały go na studia do Akademii Duchownej w Petersburgu. Niestety ze względu na problemy zdrowotne, po kilku miesiącach powrócił do Warszawy, gdzie w dniu 20 kwietnia 1890 r. przyjął święcenia kapłańskie. Swoją karierę duchowną rozpoczął jako wikariusz w Modlnej w powiecie łęczyckim. Następnie pracował w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Łodzi, potem w Lesznie w powiecie błońskim i Słomczynie w powiecie warszawskim. Kolejny wikariat połączony z funkcją miejscowego katechety odbywał na warszawskiej Pradze w parafii Najświętszej Maryi Panny Loretańskiej. W 1895 r. objął pierwsze swoje proboszczostwo w niewielkiej parafii w Ostrołęce w powiecie grójeckim, a po trzech latach został przeniesiony do parafii moich przodków – do Jakubowa, gdzie przebywał, krótko, bo tylko dziewięć lat, do 1907 r., ale jego obecność jest tu widoczna do dziś. To właśnie z inicjatywy księdza Sobolewskiego w Jakubowie powstał nowy, murowany kościół według projektu znanego i bardzo wziętego w tamtym czasie architekta – Józefa Piusa Dziekońskiego, ale o tym później, skupmy się najpierw na osobie księdza, bo zasług ma co nie miara.

Już w Jakubowie rozpoczął swoją pierwszą działalność społeczną, skupiając się na pomocy osobom będącym na marginesie ubóstwa. Po wybudowaniu jakubowskiego kościoła, władze kościelne w grudniu 1907 r. powierzyły księdzu dużo większą parafię w sąsiednim Mińsku urzędowo nazywany wówczas Nowomińskiem wraz z dziekanią, na której zastąpił księdza Marcelego Karpińskiego. Dotychczasowy ksiądz dziekan decyzją władz duchownych mianowała mianowany kanonikiem i kustoszem kolegiaty w Łowiczu. Ksiądz Sobolewski w mińskiej parafii dał się poznać jako dobry zarządca, dbający o powierzone mu mienie, a nie wychodząc z roli budowniczego, doprowadził do odnowienia plebanii oraz gruntownej przebudowy kościoła. Oprócz pracy duszpasterskiej angażował się życie społeczne, był członkiem zarządu, prezesem lub wiceprezesem prawie wszystkich istniejących w Mińsku organizacji społecznych. Inicjował także zakładanie na terenie parafii bibliotek, kółek rolniczych i kas oszczędnościowo – pożyczkowych. Angażował się w rozwój duchowy swoich parafian, publikując artykuły w prasie katolickiej. Jeszcze będąc w Jakubowie, w 1902 r. wydał nawet broszurę „O wychowaniu dzieci:. W Mińsku zapamiętany był jako znany i lubiany kapłan, który często przebywał w towarzystwie swoich parafian, zarówno elity mińskiej jak i prostych wieśniaków spod Mińska. Mając na uwadze rozległość mińskiej parafii oraz zwiększającą się ciągle liczbę wiernych przy aprobacie władz kościelnych powołał do funkcjonowania nową parafię, na zachodnich pierzejach mińskiej wspólnoty parafialnej – w Dębem Wielkim, gdzie sam dokonał wmurowania kamienia węgielnego pod nową świątynie. Parafia Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Dębem Wielkim została erygowana w 1913 r. W 1910 r. został dziekanem i kanonikiem honorowym Kapituły Metropolitarnej Warszawskiej. Zaś w 1914 r. otrzymał przywilej noszenia Rokiety i Montoletu. Kolejne odznaczenie otrzymał w 1922 r., papieża Piusa XI odznaczył go krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice co tłumaczy się na język polski jako Krzyż „Dla Kościoła i Papieża”. Odznaczenie to jest przyznawane przez papieża, na wniosek biskupa diecezjalnego, jako dowód uznania dla zaangażowania w pracę na rzecz Kościoła. Otrzymują go nie tylko duchowni, ale także osoby świeckie.

Po wybuchu I wojny światowej, w obawie przed zajęciem, przez wojska niemieckie ziem zachodnich Królestwa Polskiego, ksiądz Sobolewski otrzymał warunkowe pełnomocnictwo do zarządzania dekanatami zawiślańskimi. W okresie okupacji nie pozostawał bierny na nieszczęście ludzkie, angażował się w działalność samopomocową będą miedzy innymi założycielem Towarzystwa Oszczędności i Pomocy dla Rzymskokatolickiego Duchowieństwa Archidiecezji Warszawskiej.

Ksiądz Sobolewski zawsze podkreślał, że nie należy do żadnej partii politycznej, ale widać było, że sympatyzuje ze Stronnictwem Narodowo – Demokratycznym. W styczniu 1919 r. otrzymał mandat do Sejmu Ustawodawczego z listy Narodowego Komitetu Wyborczego Stronnictw Demokratycznych nr 3 w okręgu nr 17 tj. powiat mińsko mazowiecki, wówczas noszącego nazwę nowomińskiego, radymiński i część warszawskiego. Początkowo zasiadał w klubie Związku Sejmowego Ludowo – Narodowego, a w sierpniu 1919 r. przeniósł się do Klubu Narodowego Zjednoczenia Ludowego, który powstał z połączenia grup posłów Związku Sejmowego Ludowo – Narodowego i Koła Poselskiego Polskiego Zjednoczenia Ludowego. Jego predyspozycji przywódcze i organizacyjne było także widać w pracy sejmowej. Przez dwa lata przewodniczył sejmowej Komisji Aprowizacyjnej oraz pracował w Komisji Administracyjnej. Obowiązki poselskie, tak jak proboszczowskie wykonywał bardzo sumiennie, na podstawie analizy głosowań imiennych wynika, że brał czynny udział w posiedzeniach sejmowych, które opuszczał w wyjątkowych sytuacjach. Jak na księdza przystało był dobrym mówcą, nawykły do przemawiania przed zgromadzonymi, chętnie zabierał głos na spotkaniach plenarnych, głównie w roli sprawozdawcy Komisji Administracyjnej. Znany był ze swojej ciętej riposty, której nie stronił nawet bardzo doświadczonym parlamentarzystom jak Daszyński i Witos. Zawsze przygotowany do wystąpień, które były obszerne i pełne dobranych argumentów. Do najobszerniejszego wystąpienia zalicza się to wygłoszone w dniu 25 czerwca 1919 r., czyli w pierwszym roku jego sejmowej kariery. Dotyczyło ono reformy rolnej i sprawy przejmowania majątków kościelnych na cele reformy. Wnioski księdza co do tej sprawy i konieczności porozumienia się rządu ze Stolicą Apostolską w tej kwestii wpłynęły na ostateczny tekst uchwały, która została podjęta 15 lipca 1919 r. W pracach poselskich pochylał się nad sprawą ratyfikowania polsko-francuskiej konwencji emigracyjnej, czy tematem budowy i utrzymania dróg przez sejmiki powiatowe. Zabierał głos w dyskusji nad zmianą ustawy o rozwiązywaniu zatargów zbiorowych między pracodawcami a pracownikami rolnymi, wykluczając ze składu komisji rozjemczych osób współpracujących z bolszewikami w czasie wojny obronnej 1920 r. Choć praca parlamentarna angażowała księdza proboszcza dość mocno, to nie zaniedbywał w tym okresie swoich obowiązków kościelnych, działając chociażby w nowo powstałym Związku Misyjnym Kleru Archidiecezji Warszawskiej czy w metropolitarnej Komisji Wigilanckiej.

Po zakończonej kadencji Sejmu, w 1922 r. i na skutego kolejnego pogorszenia stanu zdrowia, ksiądz Sobolewski musiał złożyć urząd proboszcza mińskiego. Zamieszkał wówczas u swojego przyjaciela w podmińskim Stanisławowie. Brakowało mu jednak pracy duszpasterskiej, więc gdy tylko lepiej się poczuł został kapelanem kaplicy w zakładzie wychowawczym dla ubogich dziewcząt w Ignacowie, w tej samej kaplicy, która była podwalina pod utworzoną po II wojnie światowej parafii świętego Antoniego Padewskiego w Ignacowie. Powróciwszy do zdrowia, ksiądz Kazimierz został w 1925 r. mianowany proboszczem parafii świętego Ducha w Łowiczu i dziekanem łowickim. Była to wówczas prestiżowa parafia w diecezji łowickiej. W 1927 r. otrzymał nominację na kanonika kapituły łowickiej. Na początku 1930 r., z uwagi na zmiany sklerotyczne w mózgu, na własną prośbę ksiądz Sobolewski zrezygnował z piastowanych urzędów i zamieszkał w domu księży emerytów w Warszawie, którego budowę finansowo sam wspierał. Zmarł 19 lutego 1935 r. w Warszawie w wieku 70 lat, z czego 45 lat przeżył w kapłaństwie. Skromne, zgodnie z wola zmarłego, nabożeństwo żałobne w intencji świętej pamięci księdza Kazimierza Sobolewskiego celebrował osobiście kardynał Aleksander Kakowski. Ksiądz Sobolewski został pochowany na cmentarzu powązkowskim w grobowcu kapłanów archidiecezji warszawskiej (kwatera 203–V-VI–26-29).

 



 

Ksiądz Sobolewski przejął parafię jakubowską w listopadzie 1898 r. po księdzu Michale Stefańskim, zaś odchodząc na parafię mińską i urząd dziekana nowomińskiego przekazał nową wzniesioną świątynie w ręce księdza Aleksandra Perkowskiego, który pozostawał proboszczem jedynie do 1911 r. Zastał parafie w następującym stanie – kościół drewniany, stary i zniszczony, zaś plebania nowa, pobudowana bezpośrednio przed przybyciem księdza do wspólnoty, być może sam jeszcze dokańczał w niej prace wykończeniowe. Stanął przed trudnym zadaniem, którego się podjął i zbudował w Jakubowie świątynie na miarę XX w.

Ksiądz Kazimierz Sobolewski pełnił funkcje jakubowskiego probostwa w czasach, gdy na terenie powiatu mińskiego dość mocno działał ruch mariawityzmu jaki dopiero co się tworzył. Silny ośrodek powstał w pobliskim Wiśniewie, za sprawą księdza Wawrzyńca Rostworowskiego niemal cała parafia opowiedziała się za mariawityzmem. Wybudowano tam w latach 1906 – 1907 kościół mariawicki, od tej pory w małym Wiśniewie funkcjonują dwie parafie – jedna rzymskokatolicka, druga starokatolicka. Ruch mariawityzmu szerzył się za sprawą rzymskokatolickiego duchowieństwa, które przemawiało do ludzi zgromadzonych na mszach świętych, w wielu przypadkach zatrzymując wiernych siłą w świątyniach. Jednym z takich księży był ksiądz Zenon Suchoński, wtedy już były proboszcz z Ignacowa, który opowiadał o objawieniach zakonnicy Kozłowskiej i straszyli wiernych, że zgodnie z proroctwami Mateczki zbliża się koniec świata. Także wielu parafian jakubowskich przeszło na mariawityzm i zaczęło obchodzić swoją okolicę, aby także często siłą, namawiać swoich bliższych i dalszych sąsiadów do zapisywania się do adoracji kultu Mateczki Kozłowskiej. Na skutych tych wszystkich wydarzeń wierni rzymskokatoliccy obawiali się zamknięcia niedawno zbudowanego kościoła parafialnego, nie tyle ze względu na spadek liczebny parafian, ale głównie ze względu na chęć ochrony poświęconego miejsca przed rozbojami i namawianiem, przy użyciu siły, wiernych na przejście na starokatolicyzm. Plotki o zamknięciu świątyni dementował ksiądz Sobolewski, objeżdżając niemal codziennie swoją parafię i zapewniając swoje owieczki o trwaniu przy Bogu i Maryi. Na łamach prasy wspominał, że z dwudziestu wsi parafialnych tylko w dwóch miał poważny problem, gdyż ruch zapoczątkowany przez, jak ich nazywa „wichrzycielami – mankietnicami, a raczej kwakrami” jest dość silny. W miejscowościach tych, ludzie, którym wmówiono, że nastał już sąd ostateczny i że kto nie zapisze się do mariawitów na pewno będzie zgładzony, zdaniem księdza proboszcza, wyróżniają się wyglądem zewnętrznym na tle pozostałych parafian. Mają oni oczy zamglone, kolor twarzy co chwila im się zmienia, a na ustach występuje piana i są co najgorsze są gotowi rzucić się na każdego, kto im się sprzeciwi i do powrotu do rzymskokatolickiej wiary namawia. Jakubowski pleban nie tylko nie potwierdzał potrzeb zamknięcia kościoła, ale przeciwnie widział duży sens w trwaniu modlitewnym za „błądzących”, bo ogólnie w parafii reakcja przeciwko „mankietnikom” była bardzo silna, tak silna, że duchowny obawiał się nawet walk bratobójczych między sąsiadami, a nie często także między rodziną mieszkającą pod jednym dachem.

 

Ksiądz Kazimierz Sobolewski już w pierwszych latach swojego proboszczostwa w Jakubowie myślał o budowie nowego kościoła. Dotychczasowa stara świątynia, pochodząca z XV w., będący pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i Świętych Andrzeja i Bartłomieja Apostołów na przełomie XIX i XX w. był uszkodzony, a co za tym idzie spełniał dobrze swojej roli. Dewastacje przez lata, głównie w ciężkim dla całej okolicy XVII w., przez który niemal nieustannie toczyły się niszczycielskie wojny, obnażyły stary drewniany kościół z wyposażenia, w tym z zabytków. Do najważniejszych pamiątek ubiegłych wieków w 1903 r. należały ornaty – jeden aksamitny czarny z haftami srebrnymi, a drugi z haftem wyobrażającym Trójcę Świętą i ośmioro błogosławionych, obraz świętej Anny, zapewne ten sam, który w nowym kościele jest obdarzony wielkim kultem, jako że przedstawia patronkę świątyni. W głównym ołtarzu drewnianego kościołka znajdował się obraz Najświętszej Maryi Panny, zaś obrazy z bocznych ołtarzy były dość pospolite i nie zasługiwały na uwagę, jak wspominał ksiądz Łukasz Janczak.

Z związku z tym, że remont starego kościoła był nieekonomiczny, a także nieracjonalny, gdy w sąsiednich parafiach stawiono murowane świątynie, ksiądz Sobolewski przy wsparciu kolatorów zdecydował przystąpić do budowy nowego murowanego i odpowiedniego dla ówczesnej parafii kościoła. Pierwszymi krokami zmierzającymi do wybudowania świątyni było wystąpienie do odpowiednich władz o pozwolenie na budowę, zezwolenie takie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. We wstępnych projektach budowy obliczono wówczas, że koszt całego przedsięwzięcia wyniesie około 37.447 rubli srebrnych i 44 kopiejek, a Ministerstwo zastrzegło, że środki na budowę będą pochodzić ze składek parafian odpowiednio do płaconego podatku podymnego. Na architekta wybrano, znanego w całej diecezji, budowniczego wielu świątyń Józefa Piusa Dziekońskiego, o którym, aż się prosi napisać kilka słów, ale aby nie przedłużać tego postu, uczynię to innym razem – nawet nie wyobrażacie sobie ile świątyń stanęło wkoło Warszawy według jego projektów, ja byłam w szoku.

Kurier Polski z kwietnia 1901 r. zapowiadał rozpoczęcie prac budowlanych już maju 1901 r., ale wydaje się, że rozpoczęcie prac odciągnęło się w czasie. Nowa świątynia miała być okazała, miała pomieścić 1000 osób, zbudowana w stylu gotyckim o trzech wieżach, ale jak wiemy architekt Dziekoński musiał nanieść na projekt zmiany, gdyż zbudowany kościół posiada tylko jedną wieżę. Podniesiono także koszt budowy, szacując go już na 80 tysięcy rubli srebrnych. Środki miały być zgromadzone w gotówce z dobrowolnych składek parafian, jak i darczyńców spoza parafii oraz w materiale budowlanym. We swoich wspomnieniach Tymoteusz Łuniewski, ówczesny dziedzic Łazisk wspomina o przekazaniu na rzecz budowanego kościoła datku w kwocie tysiąca rubli. Latem 1902 r. zaczęto zwozić materiały pod budowę świątyni, a uroczystość wmurowania kamienia węgielnego odbyła się w niedzielę 26 lipca 1903 r., we wspomnienie świętej Anny, która została obrana za główną patronkę budowanej świątyni. Poświęcenia fundamentów wraz ze stojącymi ścianami o wysokości paru łokci i wmurowania kamienia węgielnego dokonał ksiądz dziekan miński Marceli Karpiński. Pod kamień włożono puszkę szklaną, a w niej na pergaminowym papierze napis:

„A. D. MCM 3. Ad Majorem Dei Gloriani, positus ac benedictus primarius lapis die XXVI Julii, Sede Apostolica Romana interim vacante, Summo Pontifice Leona XIII recens defuncto, Camerlingo Cardinali Alojsio Oregia di S. Stephano, Regnante Imperatore Russiae simulque Rege Poloniae Nicolao 11, Archipiscopo Varsoviensi Vincentio Popiel, Decano Neo-Minscensi Marcello Karpiński, curato Jacuboviensi Casimiro Sobolewski”,

co tłumaczy się jako:

„Roku Pańskiego 1903 26 lipca położono i poświęcono kamień węgielny, działo się to w czasie czasowego vacatu na Stolicy Apostolskiej, po niedawno zmarłym Papieża Leona XIII, za kardynała Alojsio Oregia, za panującego cara Rosji i Król Polski Mikołaj XI, arcybiskupa warszawskiego Wincentego Popiela, dziekana Nowomińska Marcelego Karpińskego, za administratora jakubowskiego Kazimierza Sobolewskiego”.

Pod tą formułą złożyli podpisy: ksiądz dziekan Marceli Karpiński, ksiądz proboszcz Kazimierz Sobolewski, ksiądz Łukasz Janczak prefekt seminarium nauczycielskiego w Siennicy, ksiądz proboszcz Ignacy Koperski z Kałuszyna, ksiądz Stanisław Lipnicki ze Stanisławowa, ksiądz Ludwik Stempowski z Siennicy i ksiądz Mikołaj Bojanek z Kuflewa. Po zakończonym obrzędzie poświęcenia kamienia proboszcz kałuski, ksiądz Koperski odprawił uroczystą sumę, a kazanie wygłosił ksiądz Bojanek z Kuflewa, który winszował księdzu Sobolewskiemu trud podjęcia budowy świątyni i zachęcał parafian zarówno do ofiar pieniężnych jak i osobistej pomocy przy wznoszeniu Domu Bożego.

Budowy kościoła jakubowskiego podjął się majster warszawski. Jesienią 1903 r. świątynia była już kryta dachem. Opinia publiczna była pod wrażeniem, że w tak krótkim czasie dość niewielka i uboga parafia Jakubów, była gotowa postawić okazałą świątynie. Parafianie jakubowscy te dzieło zawdzięczają staraniom niestrudzonego i pełnego energii księdza proboszcza, a także swojej ofiarności.

Konsekracji nowej świątyni dokonał 30 lipca 1905 r. Jego Ekscelencja ksiądz Kazimierz Ruszkiewicz biskup sufragan warszawski, a na uroczystościach miła być także obecny Jego Ekscelencja ksiądz arcybiskup Chościak – Popiel, ale nie wiadomo czy dojechał, być bo notki prasowe przemilczały jego obecność.

Biskup Ruszkiewicz przybył 30 lipca 1905 r. koleją do Nowomińska, gdzie na dworcu ludność miasta, ale także wieśniacy licznie zgromadzeni z okolicy, w tym z samej parafii Jakubów, urządziła duchownemu owacyjne przyjęcie. Tłum wiernych był tak duży, że nie tylko zgromadził się na peronie i podjeździe do dworca, ale także na ulicach wiodących od torów w kierunku miasta. W chwili gdy Jego Ekscelencja wraz z duchowieństwem kapituły warszawskiej oraz z kapłanami z okolicznych parafii opuszczali pociąg, zgromadzony tłum – mieszczenie i kmieci, ustawienie w szpaler zdjąwszy nakrycia głowy witali przybyłych okrzykami „niech żyje!”. Jak opisywały ówczesne gazety, uroczystości niedzielne w Jakubowie zgromadziły tysiące wiernych. Przy okazji konsekracji świątyni Jego Ekscelencja dokonała także bierzmowania, na które zjechali wierni z najdalszych stron diecezji, nawet z zawiślańskich parafii, w konsekwencji biskup wybierzmował ogółem około 3000 wiernych.

 

Kościół parafialny w Jakubowie po licznych zmianach w projekcie został zbudowany w stylu neogotyckim, na planie krzyża. Jego cienkie ściany przebito wysokimi ostrołukowymi oknami. Przebywając w środku widać jak wszystkie linie budowli biegną ku górze, ku zawieszonemu wysoko ostrołukowemu sklepieniu. Strzelista wieże również wyraża idee duchową, stoją przed nią ma się wrażenie, że płynie ona ku niebu i w konsekwencji się z nim łączy. Budowla została zbudowana z czerwonej gładkiej cegły, wypalanej w większości na miejscu. Kościół ma charakter bazylikowy – trójnawowy z transeptem. Nawa główna jest dwa razy szersza od bocznych i równa prezbiterium. Transept jest nieco wyższy od nawy głównej. Prezbiterium we wschodniej części świątyni, czteroboczne, zamknięte, otoczone tęczowym łukiem i nakryte sześciopołaciowym dachem. Sklepienia w nawach mają kształt krzyżowo-żebrowe, sześciodzielne, spływają one na cztery pary międzynawowych ośmiobocznych kolumn oraz odpowiadającym im półkolumnom w nawach bocznych. Więźba dachowa krokwiowo-stolcowa wykonana jest z drewna, a dwuspadowy dach pokryty został blachą miedzianą. Pierwotnie okna drewniane, zostały w ostatnich latach zastąpione nowymi i oszklone podwójnie dla utrzymania temperatury. Drewniane drzwi płycinowe także zostały zamienione na nowe, metalowe. Nad drzwiami wejściowymi bocznymi, po obu stronach wieży, zostały umieszczone okrągłe okna, a w nich witraże przeniesione ze starego kościoła, o którym rozpisywałam się na blogu 1 maja >>>LINK<<<. W ołtarzu głównym okna także wypełnione witrażami, które przedstawiają świętych i apostołów. W nawie głównej oraz w nawach bocznych ustawiono drewniane ołtarze wieńczone wimpergami i pinaklami, pokrytymi złoconymi dekoracjami imitującymi roślinność. W ołtarzu głównym znajduje się rzeźba Chrystusa Ukrzyżowanego wokół którego jeszcze kilkanaście lat temu wisiały liczne wota. Po obu stronach figury stoją wizerunki aniołów rzeczywistych rozmiarów. W ołtarzu bocznym, w północnej części transeptu znajduje się obraz świętej Anny Samotrzeciej patronki parafii. W ołtarzu znajduje się także drugi obraz – świętego Józefa trzymającego Dzieciątko Jezus na rękach. Święty Józef jest drugorzędnym patronem jakubowskiego kościoła, którego kult był już czczony w drewnianej świątyni, o czym świadczy chociażby kołowy witraż przedstawiający opiekuna Maryi i Jezusa. W południowej części transeptu znajduje się obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. W bocznych nawach, pod otworami okiennymi wiszą neogotyckie stacje drogi krzyżowej będące płaskorzeźbami. Pierwotnie nad wejściami do zakrystii, po lewo patrząc od strony kruchty było malowidło Świętej Rodziny, a po prawo Jezusa Dobrego Pasterza, dziś po odmalowaniu kościoła w 2010 r. malowidła zostały zastąpione nowymi, odpowiednio – Ostatnią Wieczerzą i Głoszeniem Ewangelii. Remonty z XXI w. odmienił całkowicie wystrój świątyni, znikły roślinne ornamenty, wijące się po łuku tęczowym oraz wkoło okien. W nawie głównej, nad drzwiami z kruchty do właściwej części świątyni zawieszono chór, na którym znajdują się dziewięciogłosowe organy z II połowy XIX w. Do kościoła prowadzą trzy schody z ciosanego kamienia, z kamienia jest także cokół, który wieńczy gzyms i pseudoarkadowy fryz. Fasada zachodnia składa się z trzykondygnacyjnej wierzy, która jest jednocześnie dzwonnicą, lekko wysuniętą przed lico fasady. Na jej szczycie osadzony jest ośmioboczny bęben hełmu, zwieńczony arkadowym fryzem i prostym gzymsem. Najstarszy dzwon pochodzi z 1648 r., jest w stylu barokowym, odlany ze spiżu przez gdańską ludwisarnie Daniela Tyma, tą samą, która odlała posąg króla Zygmunta III Wazę, osadzony na kolumnie, na warszawskiej starówce. Najmłodszy dzwon imienia świętej Anny odlany został w 2003 r. na 100-lecie świątyni. 

 

 


 
 

 
 
 
 
 
 

Źródła:
Internetowy Polski Słownik Biograficzny
hasło Kazimierz Sobolewski
autorstwa Czesława Brzoza

Prasa z początku XX w.:          Kurier Polski nr 102 z 14 kwietnia 1901 r.;
Kurier Polski nr 201 z 22 lipca 1903 r.; Kurier Polski nr 175 z 12 lipca 1905 r.;
Chorał nr 7-8 z 15 sierpnia 1905 r.; Przegląd Katolicki nr 45 z 27 października 1905 r.;
Kurier Warszawski nr 59 z 28 lutego 1906 r.