Była majowy ranek, sobota 21 maja 1831 r., kiedy w Budach Janowskich zmarła moja praprapraprapra(5)babka, Zofia Wróblewska lat 60.
W niedzielę 22 maja 1831 r., o godzinie 18:00 stawili się w mieście Mińsku, u księdza Feliksa Świętochowskiego będącego wówczas zastępcą proboszcza parafii mińskiej dwaj chłopi, wyrobnicy z Bud Janowskich – Wojciech Wróblewski lat 50 mający i Jan Wróblewski lat 70 liczący. Oświadczyli oni, że poprzedniego ranka, zmarła Zofia Wróblewska, także wyrobnica z Bud Janowiskich, mająca lat 60, pozostawiając po sobie owdowiałego męża Wojciecha Wróblewskiego.
Zapewne zgłaszającymi był mąż zmarłej Wojciech i prawdopodobnie szwagier zmarłej, a więc brat Wojciecha – Jan Wróblewski.
Zofia Wróblewska, podobnie jak jej mąż pochodziła z parafii Jeruzal. Urodziła się w 1769 r. w Dębowcach – jej rocznice narodzin wspominaliśmy 23 marca >>>LINK<<<, zatem umierając miała skończone 62 lata. Była córką Pawła Grzegorzyka i jego małżonki Katarzyny. Zanim poślubiła w 1798 r. Wojciecha, wówczas jeszcze piszącego się jako Wróbel – ich ślub wspominaliśmy 28 stycznia >>>LINK<<<, była już mężatką. Sześć lat wcześniej poślubiła Piotra Zadrożnego, kawalera z Lipin, który zmarł w 19 maja 1796 r., pozostawiając moją praprapraprapra(5)babcie, młodą wdową – miała wówczas 27 lat. Po niespełna dwóch latach żałoby, Zofia powtórnie wyszła za mąż, za mojego praprapraprapra(5)dziadka. Ich życie ułożyło się tak, że prawdopodobnie w latach 20. XIX w. przenieśli się z Lipin spod Jeruzala do Janowa i sąsiednich Bud Janowskich pod Mińsk i tu dożywając narodzin wnuków, zakończyli swój żywot, co dziś właśnie wspominamy, w przypadku Zofii.
Ksiądz Feliks Świętochowski, który podpisał się pod aktem zgonu mojej przodkini, jako zastępca proboszcza parafii mińskiej, był w latach 1827-1841 wikarym w tejże parafii. Proboszczem w tym okresie był, wspominany już, w dniu wczorajszym, tj. dniu 20 maja >>>LINK<<< ksiądz Hilary Jan Czerski – pełnił tą funkcję w latach 1803-1841. Ksiądz Świętochowski w okresie powstania styczniowego pełnił funkcję administratora parafii w Siennicy. Urodził się około 1803 r. w Świętochowie Starym należącym do parafii w Pniewniku, z Wojciecha i Marianny z Chojeckich małżonków Świętochowskich. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1826 r., po okresie wikariatu w Mińsku pracował w duszpasterstwie na warszawskiej Pradze, a od 1843 r. do 1884 r. był administratorem parafii siennickiej. Zmarł w Siennicy w dniu 27 maja 1886 r. po krótkiej chorobie, w której został opatrzony sakramentami świętymi. Jego pogrzeb odbył się 29 maja, a ciało zostało złożone do grobu ziemnego. Po kilku latach szczątki księdza przeniesiono do kaplicy rodowej rodziny Świętochowskich. Kaplica ta stoi na wzgórzu cmentarnym, została wybudowana w 1887 r. z czerwonej cegły i przykryta dachówką. Stanowi punkt kulminacyjny i orientacyjny całej siennickiej nekropolii.
Wiosna 1831 r. musiała zagościć pod Mińskiem na dobre, kiedy moja przodkini zamykała oczy. Jak podaje Kurier Warszawski 21 maja rano temperatura w Warszawie wynosiła 10 stopni, zaś poprzedniego dnia, w południe wzrosła do 18 stopni. Niestety ówcześni mieszkańcy zarówno Bud Janowskich, gdzie zmarła Zofia, jaki i całej okolicy nie mieli powodów do radości z budzącej się do życia przyrody. W ich okolicy toczyły się liczne walki wojsk rosyjskich i polską armią w ramach trwającego powstania listopadowego. Ostatnie dni życia Zofia Wróblewskiej upłynęły pod znakiem stoczonej bitwy pod Jędrzejowem, która miała miejsce 13 maja, dwa dni przez imieninami Zofii i tydzień przed jej śmiercią.
Jędrzejów w tym okresie, jak wspominał w swoich Pamiętnikach, Prądzyński, był arcymałą posadą, składającą się szczególnie z zabudowań dworskich, leżącą o pół mili od Kałuszyna, na szosie, otoczoną dokoła borami w małej odległości”.
Wiosną 1831 r. w Jędrzejowie swoją kwaterę główną miał wódz naczelny wojsk polskich generał Jan Skrzynecki, który urzędował tu najpierw w okresie od 12 do 25 kwietnia oraz później od 30 kwietnia do 13 maja. Rano 12 maja, w święto Wniebowstąpienia Pańskiego, wydano zdawkowe rozkazy, żołnierze leniwie spędzali dzień, a dowództwo przygotowywało się na zamieszanie planowane na dzień kolejny. Skrzynecki celowo kazał nagłośnić, że 13 maja Polacy wysyłają większe oddziały w kierunku Litwy, aby uśpić czujność rosyjskich dowódców, a tym czasem chciano wyprawić się na gwardię, ale ukrywano to do ostatniej chwili, na tyle skutecznie, że o wyprawie nie wiedział nawet intendent generalny, co odbiło się negatywnie na dostarczeniu zaopatrzenia polskiej armii.
Rozegranie bitwy pod Jędrzejowem, w takim układzie, w jakim miało to miejsce było zasługą generała Jana Umińskiego. Umiński na 13 maja dysponował 4. Dywizją Piechoty generała Milberga, w tym brygady Andrychiewicza i Wronickiego – łącznie 7.456 żołnierzy i 20 dział oraz dywizją jazdy generała Tomickiego składającą się z 3320 koni i 8 dział. Zatem miał pod swoją komendą 10.776 żołnierzy i 28 dział. Umiński otrzymał zadanie bronienia bezpieczeństwa tyłów armii Skrzyneckiego i ochraniania stolicę przed wrogiem. Wybór generała Umińskiego na dowódcę nie był przypadkowy, był to bardzo energiczny i odważny dowódca, który potrafił samodzielnie myśleć. Na kartach pamiętnika Jabłonowskiego został określony jako „postawy groźniej, niski, chudy, czarny jak cygan, surowy aż do twardości wzrokiem […] wewnątrz i zewnątrz zacinał trochę na huzara, trochę na hiszpańskiego guerilla, trochę na butnego szlachcica. Czujny jak Davout, miał idiosynkrazję do szpiegów […] i długich ceremonii z nimi nie robił”. Umiński i Skrzynecki nie znosili się ze wzajemnością, wódz naczelny minimalizował zasługi generała kierując go do drugorzędnych działań jak chociażby osłona lewej flanki głównej armii podczas ofensywy wiosennej. Wybór Umińskiego na dowódcę operacji pod Jędrzejowem popierał Prądzyński, który wiedział, że na tym odcinku walk potrzeba jest taka energiczna osoba. Skrzynecki jednak obwiał się ambicji Umińskiego, który nigdy nie ukrywał, że widziałaby się na stanowisku wodza naczelnego wojsk polskich.
W czasie gdy na kwaterze w Jędrzejowie omawiano tajemniczy atak na wojska rosyjskie, feldmarszałek Dybicz przygotowywał swoje oddziały do marszu, biorąc całkiem na poważnie informację, że 13 maja oddziały polskie podejmować będą próby przedostania się na Litwę. Poinformował o tym nawet wielkiego księcia Michała, zalecając mu ostrożność, a sam zaś postanowił podrażnić się z nieprzyjacielskim wojskiem i zaskoczyć go podczas przegrupowań. Wieczór 12 maja w obu obozach był nerwowy i panował w nich rozgardiasz.
Armia polska całą noc z 12 na 13 maja spędziła maszerując. Pierwszym celem był Serock nad Bugiem. Siły polskie znajdujące się już na drodze z Zegrza do Serocka, usłyszały od wschodu odgłosy dalekiej kanonady. W Jędrzejowie pozostał Umiński, sam naprzeciw prawie pięciokrotnie liczniejszego wroga, który właśnie w tej chwili mógł dorzynać żołnierzy polskich.
Poranek 13 maja w okolicy Jędrzejowa i Kałuszyna zaczął się bardzo intensywnie. Już rankiem rosyjska straż przednia składająca się z ośmiu batalionów piechoty i sześciu szwadronów jazdy wsparta kilkoma działami pojawiła się w Kałuszynie od strony lasu, w pobliżu cmentarza. W miasteczku stacjonowały jedynie dwa bataliony, tj. pięć kampanii piechoty należącej do 3 pułku strzelców pieszych podpułkownika Śmigielskiego i dwa szwadrony jazdy dowodzone przez pułkownika Bukowskiego. W rezerwie pozostawał jeden batalion składający się z trzech kompani piechoty, ale ten maszerował do Trzebuczy oraz cztery bataliony stacjonujące we wsi Groszki i Falbogi. Reszta polskiego wojska stacjonowała w Jędrzejowie, ale to było około 8 kilometrów od miasta. W tym czasie generał Umiński znajdował się w drodze do Jakubowa maszerując z Rudzienka pod Dobrem, mając ze sobą osiem szwadronów jazdy i cztery działa. Na tą chwilę sytuacja wydawała się bardzo groźna, bo siły polskie nie tylko były znacznie mniejsze, niż siły wroga, ale także bardzo rozciągnięte. Umiński wychodząc z lasu za Jakubowem usłyszał pierwsze strzały z szosy Mińsk – Kałuszyn, co mogło świadczyć o obecności nieprzyjaciela już w okolicach Jędrzejowa. W Jakubowie pozostawił brygadę konną pod dowództwem Tomickiego, a sam przybył do Jędrzejowa, aby koncentrować siły polskie. W tym samym czasie z miasta do Jędrzejowa dotarły mocno nadszarpnięte walką oddziały Bukowskiego i Śmigielskiego. Wojska rosyjskie, co prawda puściły się w pogoń za wrogiem z Kałuszyna do Jędrzejowa, ale tępo ich natarcia było na tyle wolne, że pozwoliło Umińskiemu zgromadzić w Jędrzejowie dziewięć batalionów, szesnaście szwadronów i dwadzieścia sześć dział. Teren wybrany na walkę sprzyjał obrońcom, była to duża polana rozciągająca się pod Jędrzejowem, która zmuszała żołnierzy Dybicza do rozwijania szyków narażając się na ogień piechoty i artylerii Umińskiego. Dodatkowym atutem był gęsty las, który zabezpieczał armię przed ewentualnym obejściem i zapewniał dobrą drogę odwrotu. Umiński zarządził ustawienie się swojej armii, tak aby złapać wojska wroga w zasadzkę. Cztery bataliony pułku grenadierów zajęły zarośla na lewo i na prawo szosy stając się pierwszą linią walk. Między swoje oddziały przepuściły ogon trzeciego pułku strzelców pieszych. Dwa działa zostały ustawione na szocie, tak że ich lufy były skierowane w głąb lasu, z którego lada chwila mogli wyłonić się Rosjanie. W drugiej linii stanęły dwa bataliony grenadierów oraz cofnięty pułk strzelców i cztery działa. W rezerwie, zlokalizowanej za wsią, Umiński miał jeszcze pułk piętnasty piechoty, brygadę jazdy Bukowskiego i baterie pozycyjną Rzepeckiego. Armia Dybicza, która dotarła do Jędrzejowa składała się z jednego korpusu piechoty w liczbie 24 tysięcy żołnierzy i 40 dział. Główny trzon tej armii znajdowała się w odległości około 1,5 kilometra. Rosjanie nie mogli wystarczająco dobrze rozpoznać, co dzieje się we wsi, bo oddzielał ich od niej gęsty las, a nawet jeśli ich widoczność byłaby bardzo dobra, to sposób ustawienie armii przez Umińskiego nadawał jedenastotysięcznemu korpusowi pozór czoła ogromnej i groźnej armii. Bitwa rozpoczęła się na dobre około godziny 6:00 rano, kiedy okoliczni włościanie zapewne wstawali do swoich obowiązków. Gdy czoło rosyjskiej kolumny wyłoniło się z lasu, pierwsza linia grenadierów nie czekając na atak z ich strony przystąpiła do walki na bagnety przy pomruku bębnów i salwach kartaczy. Atak ten zaburzył szyki nieprzyjaciela i ukształtował go w bezkształtny tłum wpychając żołnierzy na powrót do lasu. Piechota rosyjska skryła się za pociągiem swoich baterii, które z trudem wyplątywały się z zarośli oraz za dwoma naczelnymi batalionami jakie były w rozsypce. W tym czasie Umiński wycofał pierwszą linię, za drugą, aby sześć dział z oddziału Lewandowskiego mogły obrać dogodną pozycję. Pauza w ataku i cofnięcie się wojsk polskich ośmieliło armię rosyjską, która wystąpiła z zarośli i przy rzęsistej kanonadzie parła naprzód, ale z marnym skutkiem, bo zalał ich grad pocisków dział Lewandowskiego, na skutek czego cała linia ataku zachwiała się i uciekła na powrót do lasu. Feldmarszałek widząc co dzieje się na polu bitwy, zdecydował się wszystkie swoje baterie wyprowadzić przed las, aby przytłumić ogień polskich armat. Umiński zaś rozkazał Andrychewiczowi, który z drugą linią i lewandowskimi działami stanowił front korpusu przejść do rezerwy, co odsłoniło baterię Rzepeckiego. Nastąpił długi pojedynek artyleryjski. Walki trwały przez pięć godzin, a rozstrzygnięcia nie było widać, co zniecierpliwiło Dybicza, który rozkazał po raz trzeci i czwarty wybiec swoim kolumnom przed armaty i zetrzeć się z frontem polskim, ale szturm ten Polacy złamali kartaczami. Około godziny 14:00 wojsko rosyjskie ustąpiło, w ogólnym rozrachunku ponosiło większe straty w odwrotach niż natarciu. Dybicz obawiając się, że za polską dywizją ukrytą w gęstwinie pod Jędrzejowem stoi w Mińsku cała armia polska, wydał rozkaz bezwzględnego wycofania się pod Kałuszyn. Straty po stronie polskiej to śmierć dwustu kilkudziesięciu żołnierzy, w tym Ignacy Serkowskiego – szefa batalionu grenadierów, który swoją odwagą imponował wielokrotnie, zarówno podwładnym jak i nieprzyjaciołom. Warto zwrócić uwagę, że Serkowski był szwagrem Leona Szeliskiego, właściciela dóbr ziemskich Jędrzejów. Żona Szeliskiego – Antonina Łucja i żona Serkowskiego – Julia Teresa były siostrami, córkami Antoniego Wierusz Kowalskiego posesora zastawnego dóbr ziemskich Gójszcz i Ewy z Hinszów. Po śmierci generała Pułku Grenadierów, owdowiała Julia Teresa wyszła za mąż za Bogusława Józefa Sykstusa Carosiego, dziedzica dóbr Sosnowe, syna Jana Filipa Carosiego, urodzonego w Rzymie, a działającego w Polsce, wybitnego mineraloga. Strona polska poniosła także stratę w liczbie kilkunastu maruderów z trzeciego pułki strzelców pieszych, którzy dostali się do niewoli rosyjskiej. W szeregach wroga legło na polu podjędrzejowskim przeszło tysiąc trzystu Rosjan. Dybicz zaskoczony silnym oporem przygotowanym przez Umińskiego stracił chęć do dalszej walki, wierząc, że pod Jędrzejowem zmierzył się jedynie z małą cząstką głównej armii Skrzyneckiego.
Podczas walki na szosie w Jędrzejowie, jedna brygada husarów rosyjskich przy pomocy pułku ułanów przesunęła się ku osadzie Jakubów w celu okrążenia lewego skrzydła Umińskiego, ale stojący tam ze swoim oddziałem Tomicki skutecznie odparł atak, niestety nieprzyjaciel spalił wieś.
Po bitwie Umiński nie został bohaterem, jego sukces został potępiony przez Skrzyneckiego, któremu nie podobały się działanie pod Jędrzejowem. Uznał, że napaść na Kałuszyn przez wojska rosyjskie był spowodowany opieszałością w działaniu wojska polskiego, zaś odwrót po bitwie w stronę Mińska był przedwczesny i mógł narazić na szwank całość prowadzonej operacji. Umiński zamiast zasłużonej pochwały otrzymał oficjalną naganę. Zapoczątkowany ostry konflikt między generałami miał w przyszłości istotne i bardzo złe w sutkach konsekwencje.
Z Pamiętnika Gawrońskiego, opisującego okolicę Jabłonnej nieopodal Serocka, gdzie stanął Skrzynecki wraz ze swoją armią, w czasie gdy Umiński walczył z Rosjanami na polanie pod Jędrzejowem, przeciwstawił tamtejszy krajobraz, przyrodzie „nieszczęsnego Jędrzejowa” – wynika z tego, że nasza okolica w maju 1831 r. wyglądała bardziej jak na jesień niż jak na wiosnę. Gawroński zachwycał się zasiewami i piękną zielonością, która ledwie obudziła się do życia. Zapewne jędrzejowskie pola i nie tylko jędrzejowskie, nie były nawet zasiane, a oziminy jeśli już były uprawiane to zostały stratowane przez maszerujące wojska w tą i z powrotem.
Bitwa pod Jędrzejowem została nie tylko uwieńczona w licznych pamiętnikach traktujących o działaniach wojennych powstania listopadowego, ale także w ikonografii. Znane są dwie ryciny przedstawiające walki na polanie jędrzejowskiej. Pierwsza z nich ukazuje na pierwszym planie czterech żołnierzy z bagnetami obsadzonymi na broni i padniętego konia. W tle widać drzewa i chatę lub stodołę krytą strzechą, która się pali. Druga z nich podpisana jako „Bitwa pod Kałuszynem 13 maja 1831 r.”, ale jak wiemy w tym dniu bitwa toczyła się pod Jędrzejowem, a nie pod Kałuszynem, choć Jędrzejów jest położony pod Kałuszynem. Rycina przedstawia toczącą się bitwę, w której ściera się konnica z piechotą. Ciekawie przedstawia się krajobraz za walczącymi, widać tam zabudowania, być może nawet twierdze z wysokimi wieżyczkami zwieńczonymi kopułowym dachem, które mi osobiście kojarzą się z muzułmańskimi meczetami. Jedno jest pewne nigdy, a szczególnie w tamtym okresie ani w Kałuszynie, ani w Mińsku nie stały, podobne tym z obrazka, wysokie wieże. Być może autor tego obrazu nigdy nie był pod Kałuszynem i nie przeprowadził badań terenowych przed stworzeniem swojego dzieła, nie mniej jednak, uwiecznił chociażby datą zmagania wojsk polskich i rosyjskich pod Jędrzejowem, bo obraz jest odległy tym wydarzeniom.
Utarczki polsko rosyjskie w okolicy Bud Janowskich trwały już wcześniej - nie tylko stoczona 13 maja 1831 r. bitwa pod Jędrzejowem rozegrała się nieopodal chat moich przodków. Wcześniej, 26 kwietnia pod Mińskiem doszło do bitwy między jednostkami rosyjskimi a 2 dywizją piechoty generała Antoniego Giełguda i korpusem rezerwowym kawalerii generała Skarżyńskiego. Wojska polskie zajęły 26 kwietnia Mińsk, opierając swoje prawe skrzydło o Targówkę. Na lewo ku Wólce stanęła brygada jazdy Kickieg, drugi i trzeci pułk ułanów, a w rezerwie brygada Dembińskiego. Arytleria skierowała swój ogień na szosę, którą od Kałuszyna posuwał się nieprzyjaciel. Starcie zapoczątkowywała kanonada, za którą nieprzyjaciel z szyku marszowego wolno, acz metodycznie przechodził w szyk bojowy. Walki trwały, właśnie wtedy ucierpiały ściany kościoła parafialnego, bo część dział była zlokalizowana w jego bezpośrednim sąsiedztwie, co sprawiło, że miejsce to stało się miejscem ataku wroga. Rosjanie okrążyli Mińsk zamykając Polaków i ich atakując. Prawemu skrzydłu Giełguda udało się opuścić miasto. Szukając innego stanowiska do obrony udali się na zachód od Mińska, w okolicach wsi Stojadła. Na odsiecz, od Jakubowa przybył korpus Łubieńskiego, który zamknął część armię rosyjskiej w tzw. walkę na dwa ognie, ale z uwagi na brak rozkazu zarządził odwrót w tył. Tym czasem Palenow opanował Mińsk i odsadził go w dolinie Srebrnej łańcuchem batalionów, zaś Giełgud po zapadnięciu zmroku opuścił Stojadła i pomaszerował do koczującej pod Dębem armii, rozciągniętej w długiej linii, co przestraszyło husarów wysłanych w nocy na rozpoznanie - myśleli oni, że widok w oddali ognistej wstęgi sięgające od lasu do lasu oznacza koczowanie w tamtej okolicy liczącej około 40 tysięcy armii polskiej. Wojsko polskie ponownie zajęło Mińsk 29 kwietnia 1831 r.. Kolejne walki w mieście toczyły się już po śmierci mojej praprapraprapra(5)babki Zofii Wróblewskiej w dniach 13 i 14 lipca 1831 r.
Co czuli, co przeżywali, jakie straty ponieśli moi przodkowie mieszkający w 1831 r. w Budach Janowskich i w Janowie, kiedy szosą Mińsk – Kałuszyn ciągnęło wojsko polskie za wojskiem rosyjskim i wojsko rosyjskie za wojskiem polskim. Jak wyglądały niespokojne noce, gdy w oddali było słuchać wystrzał armat, tętent koni, a nad okolicą rozpościerała się łuna płonącej wsi czy miasteczka. Dziś tak dużo mówi się o cywilnych ofiarach wojny w Ukrainie, wspomina się trudne czasy okupacji niemieckiej w Polsce w latach 1939-1945 r., a co oznaczała wojna polsko – rosyjska, w ramach szerszego wystąpienia zbrojnego nazwanego powstaniem listopadowym, dla ówczesnych mieszkańców podmińskich wiosek… Ciężko odpowiedzieć, na to pytanie, ale jedno jest pewne była to tragedia, jak każda wojna, bo niosła śmierć, głód, pożary, utratę mienia i wiele strachu o niepewne jutro. Jak powtarzał mój dziadek Feliks „wojna kto nie pojmuje niech popróbuje”.
Źródło danych:
1. Bitwy i potyczki stoczone przez wojsko polskie w roku 1831
zestawił E. Callier, wydał K. Kozłowski
Poznań 1887
2. Ostrołęka 1831
Michał Leszczyński
Warszawa 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉