W niedzielny październikowy dzień, a konkretnie 14 października 1888 r. o godzinie 15:00 w drewnianym kościółku w Jakubowie odbył się ślub moich prapra(2)dziadków – Jana Wróblewskiego, 25-letniego kawalera, urodzonego w Brzozówce, syna także Jana i zmarłej Józefy ze Szczapików, zamieszkałego w Józefinie z Julianną Wójcicką, 20-letnią panną z Jakubowa, córką zmarłego Stanisława i żyjącej Katarzyny z Gutów.
Świadkami tego wydarzenia zapewne były całe rodziny Wróblewskich i Wójcickich, sąsiedzi z Józefina i Jakubowa oraz osoby zaprzyjaźnione z innych miejscowości, ale tymi wpisanymi do aktu ślubu świadkami zostali Jan Piotrowski i Jan Maciejewski obaj 50-letni koloniści z Józefina.
Zapowiedzi przedślubne zostały wygłoszone w jakubowskiej świątyni w dniach 30 września, 7 października i 14 października, a ceremonii ślubnej dopełnił wieloletni pleban jakubowski Teodor Zieliński, który zapewne dobrze znał nie tylko wstępujących w związek małżeński, ale i ich rodziców jak i całe rodziny.
Wydaje się, że obie rodziny, już w tym czasie były dość zamożne i poważane w okolicy. Za sprawą dobrej organizacji pracy i trafnym decyzjom, dziś powiedzielibyśmy biznesowym, Jan z czasem wzbogacił się i mógł zapewnić dobry start w życie swojemu licznemu potomstwu, ale o tym później.
Małżeństwo Jana i Julianny trwało blisko 56 lat. W ciężki okupacyjny czas, 14 października 1943 r. małżonkowie obchodzili szmaragdową rocznicę ślubu. To chyba największy staż ślubny wśród moich przodków. Nie umiem powiedzieć czy między moimi prapra(2)dziadkami była wielka miłość, od pierwszych dni małżeństwa, ale na pewno przeżywając ze sobą ponad pół wieku i wydając na świat gromadkę dzieci musieli nauczyć się wzajemnego szacunku do siebie. Z opowiadań mojego dziadka Felka, dla których Jan i Julianna byli dziadkami, oboje jawili się jako prawi ludzie, dobrzy i odpowiedzialni, gotowi do niesienia pomocy i nieszczędzący miłości dla wnuków. To właśnie babcia Julianna starała się zadbać o swoich wnuków – dzieci syna Aleksandra, po śmierci jego żony Marianny. Słuchając wspomnień dziadka Felka, zawsze miała obraz moich prapra(2)dziadków jako pary staruszków, jakimi są typowi kochający dziadkowie, których kolejne pokolenia obdarzało szacunkiem.
Jan i Julianna Wróblewscy doczekali się jedenaściorga dzieci:
- Aleksander – najstarszy – urodzony w 1889 r. – mój pradziadek, którego rocznicę urodzin będziemy wspominać w listopadzie, a który 6 lutego 1918 r. ożenił się z Marianną z Pieńków – moją prababcią >>>LINK<<<, a po jej śmierci, ożenił się powtórnie 23 lutego 1930 r. z Feliksą z Jackiewiczów >>>LINK<<<
- Franciszka – urodzona w 1891 r., która w 1910 r. wyszła za Władysława Krzyżanowskiego, a po jego śmierci, powtórnie w 1926 r., za Jana Ładno
- Ignacy – urodzony w 1892 r., ożeniony w 1920 r. z Ludwiką z Drzazgów, był on chrzestnym mojego dziadka Felka
- Zofia – urodzona w 1894 r., zmarła po miesiącu, w 1895 r.
- Felicja – urodzona w 1895 r., w 1916 r. wyszła za mąż za Józefa Jackiewicza
- Aleksandra – urodzona w 1898 r., zmarła mając cztery i pół roku, w 1902 r.
- Zofia – urodzona i zmarła w 1899 r., miała sześć dni
- Stefania – urodzona w 1900 r., w 1930 r. wyszła za mąż za Stanisława Czapskiego
- Antonina – urodzona w 1902 r., w 1921 r. wyszła za Piotra Drzazgę, co ciekawe był on bratem rodzonym Ludwiki Drzazgi, która rok wcześniej została żoną Ignacego – jak to się mawia w rodzinie: „pożenili się na mijane”
- Marianna – urodzona w 1906 r., w 1926 r. wyszła za mąż za Hieronima Miąska
- Władysław – urodzony w 1909 r., był dwukrotnie żonaty, pierwszą żoną była Janina Piotrowska, a drugą Władysława Gniotek
Jak widać z jedenaściorga dzieci, ośmioro dożyło wieku dorosłego i założyło własne rodziny. Ciekawym faktem jest to, że najstarszy Aleksander było od najmłodszego Władysława starszy o równo dwadzieścia lat i gdy Władysław miał zaledwie 9 lat, to jego najstarszy brat ożenił się i rok później urodził mu się pierwszy syn, a więc stryj o bratanka był starszy jedynie o 10 lat. Takie sytuacje w wielodzietnych rodzinach były na porządku dziennym.
Należy mieć na uwadze, że Julianna, która rodziła jedenaście razy, w ciągu dwudziestu lat, mogła być także w ciążach, których nie udało się jej donosić, a które zakończyły się poronieniem. Jeśli tak było, czego nie umiem potwierdzić, ani zaprzeczyć, oznacza to, że moja prapra(2)babka mogła być w stanie błogosławionym więcej niż jedenaście razy. Warto sobie uzmysłowić, że mnogość ciąż, następujących po sobie, w krótkich odstępach czasowych, nawet gdy nie kończyły się szczęśliwym porodem, a jedynie poronieniem w którymś tygodniu, miały znaczny wpływ na stan zdrowia kobiety. Noszenie pod sercem dziecka, a także wydanie go na świat, a potem wykarmienie własną piersią, gdy dieta była uboga w witaminy i minerały i do tego mało zróżnicowana wpływało negatywnie na ogólny stan zdrowia matki. Nie wolto także zapominać, że ciężarne często pracowały, bez taryfy ulgowej niemalże do samego porodu, a i po nim dość szybko wracały do swoich obowiązków, szczególnie gdy w domu była już gromadka dzieci. Moja prapra(2)babka Julianna gdy wydała na świat swojego pierworodnego syna – Mojego pradziadka była młodą, 21-letnią dziewczyną, która od roku była mężatką, zaś rodząc najmłodszego, także syna, miał na karku 41 lat, zapewne ciężkich i trudnych lat. Jak widać po datach narodzin, jedna ciąża nie następowała za raz po drugiej, przerwy między narodzinami kolejnych dzieci były raz mniejsze, a raz większe i wynosiły około 2-3 lata, ale zdarzały się także porody rok, po rok i to nie tylko w sytuacji rychłej śmierci poprzedniego dziecka. Podziwiam ją za ten wielki dar życia, który razem z prapra(2)dziadkiem Janem przekazali dalej, bo mam świadomość, że nie było to proste, szczególnie, że carat nie wypłacał ani pięćset, ani osiemset plus.
Pomimo tak sporej gromadki dzieci, Jan starał się przygotować dla każdego dobry start w życie. Wiem, że przynajmniej mój pradziadek uczęszczał do szkoły jaka była wówczas zorganizowana w sąsiednim Jędrzejowie. Nie wiem czy pozostałe dzieci także pobierały jakoś naukę, może chociaż jedynie chłopcy? Bo dziewczynki na pewno były uczone przez matkę wszystkich kobiecych zajęć. Dla mojego prapra(2)dziadka ważna była ziemia i dochód z tej ziemie. Sprawnie gospodarował co pozwoliło mu zgromadzić nie tylko sporo morgów, ale także znaczny zasób pieniędzy, dzięki któremu był w stanie uposażyć swoich synów w gospodarstwa – kupił od Wypustka gospodarstwo dla Aleksandra, osiedlił w Józefinie syna Ignacego, a najmłodszemu Władysławowi pozostawił swoje gospodarstwo. Wywianował także córki, których w sumie miał, aż pięć. Każda poszła do męża. Dodatkowo spłacił rodzinę Krzyżanowskich po bezpotomnej śmierci męża Franciszki, tak aby córka mogła pozostać na gospodarstwie jakie tworzyła z pierwszym małżonkiem i które potem kontynuowała z drugim. Każda z córek otrzymał zapewne pieniądze w gotówce, które wniosła do swojej właśnie powstającej rodziny.
Dziś przypada Dzień Edukacji Narodowej, czyli polskie święto oświaty i szkolnictwa wyższego ustanowione w 1972 r. i nazwane początkowo Dniem Nauczyciela, a od 1982 r. obchodzone pod obecną nazwą. Dzień ten został powołany dla upamiętnienia rocznicy powstania Komisji Edukacji Narodowej, jaka została utworzona z inicjatywy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, a zrealizowana przez Sejm Rozbiorowy dokładnie 14 października 1773 r. Komisja ta dokonała zmian w szkolnictwie, w tym stworzyła od podstaw system szkół średnich. Opracowała nowy program nauczania w duchu oświecenia, oraz utworzyła seminaria dla nauczycieli. Opublikowała w sumie 30 podręczników szkolnych, w których po raz pierwszy zastosowano polską terminologię naukową z takich dziedzin jak fizyka, matematyka, chemia czy gramatyka. Zmieniła także język nauczania z łaciny na polski, który jak wiemy w okresie zaborów był skutecznie wypierany z oświaty na rzecz języków zaborczych – rosyjskiego i niemieckiego.
We wspomnieniach o moim pradziadku Aleksandrze, przewija się fakt jego uczęszczania do szkoły. W okresie jego dorastania, ale także później, aż do 20-lecie międzywojennego w Polsce, szczególnie na wsiach panował powszechny analfabetyzm. Osób, które potrafiły czytać i pisać lub chociażby potrafiły się podpisać się nie było, aż tak wiele. Głównie byli to bogatsi gospodarze, urzędnicy dworscy, handlarze czy rzemieślnicy, dla których umiejętności te był niezbędne do codziennej pracy. Niski stan edukacji na polskich wsiach był celowym zabiegiem ze strony zaborców. Choć mój prapra(2)dziadek Jan Wróblewski zaliczał się do bogatszych chłopów to mimo to sam pisać nie potrafił, co potwierdzają nie tylko metrykalia, w których występuje jako zgłaszający albo świadek, ale i akty notarialne, w których notariusz przywiązywał większą wagę do podpisu niż ksiądz w aktach metrykalnych. Być może właśnie własny analfabetyzm skłoniło mojego przodka do posłanie na naukę pisania i czytania swoich dzieci, a przynajmniej mojego pradziadka Aleksandra. Naukę tą mój przodek pobierał, tak jak już wspomniałam, w szkole w Jędrzejowie, choć może szkoła to za dużo powiedziane jeśli chodzi o przełom XIX i XX w. Z ustnych przekazów wynika, że Jędrzejów był miejscem, w którym praktyki nauczania dzieci chłopskich, niestety niewielkiej liczby, były prowadzone od końca XIX w. i początkowo ograniczały się jedynie do nauki czytania jaka odbywała się w prywatnych domach. Potem na parcelach kilku gospodarstw założoną tak zwaną szkołę elementarną, w której uczył jeden z gospodarzy i robił to jedynie w okresie zimowym, gdy miał więcej czasu. Warto dodać, że ten samozwańczy nauczyciel sam często w znikomym stopniu posiadł sztukę czytania i pisania. Taki chłop – nauczyciel był wynagradzany przez innych chłopów niewielką zapłatą w pieniądzu, lub częściej w naturze, w artykułach spożywczych. Nauka odbywał się po polsku, ale naturalnie w tajemnicy przed władzami carskimi i obejmowała naukę czytania oraz pisania. Niestety kursy te nie rozwiązały powszechnego problemu analfabetyzmu polskiej wsi, a jedynie zmniejszyły o niewielki procent jego odsetek. Taki stan rzeczy utrzymywał się do 1918 r., kiedy w Jędrzejowie powstała oficjalna Szkoła Państwowa, ale mój pradziadek był już dorosłym mężczyzną, który właśnie wstępował w związek małżeński, ale do szkoły tej uczęszczały potem jego dzieci, w tym mój dziadek Felek, który zawsze z wielkim rozrzewnieniem wspominał swojego nauczyciela i kierownika jędrzejowskiej szkoły – Todora Czarniaka.
O umiejętności, którą można określić jako słaba, pisania, w tym podpisywania się mojego pradziadka Aleksandra już wspominałam przy okazji rocznicy śmierci jego pierwszej żony, a mojej prababki Marianny z Pieńków – 5 września >>>LINK<<<.
Źródło:
Jędrzejów Nowy i Stary - historia, szkoła, OSP
praca zbiorowa
Jędrzejów Nowy 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉