W czwartkowy wieczór, o godzinie 18:00, 27 listopada 1924 r. w Józefinie Marianna z Pieńków Wróblewska urodziła chłopca. W niedziele 14 grudnia 1924 r. ojciec Aleksander Wróblewski zaniósł do kościoła w Jakubowie i ochrzcił imieniem Feliks, co znaczy szczęśliwy. Urodzony przed 99 laty Feliks Wróblewski to mój kochany dziadek Felek.
Skąd powstało to dwu i pół tygodniowe opóźnienie w ochrzczeniu mojego dziadka. Niestety tego nie wiem. Nigdy o tym dziadek nie wspominał, może nawet nie miał świadomości, dopóki ja nie wyciągnęłam jego metryki urodzenia i go poinformowała, że jego ojciec zwlekał z zaniesieniem go do księdza Jana Malatyńskiego, aby proboszcz Jakubowski udzielił mu chrztu.
Świadkami chrztu zostali dwaj sąsiedzi z Józefina Stanisław Bakuła i Andrzej Zdunik. Zaś chrzestnymi mojego dziadka był Ignacy Wróblewski – brat ojca, a więc stryj dziadka i Feliksa Zdunik, która była żoną świadkującego Andrzeja. Feliksa pochodziła z rodziny Kuźniarskich i była córką Piotra i Marianny z Pieńków. Zbieżność nazwiska panieńskiego matki kumy mojego dziadka, a także jego mamy nie jest przypadkowa, ponieważ matka Feliksy była córką Józefa i Marianny Prandoty czyli moich praprapra(3)dziadków, którzy dla mamy mojego dziadka – Marianny z Pieńków Wróblewskiej byli dziadkami.
Mój dziadek Felek otrzymał imię prawdopodobnie po swojej chrzestnej. Wygląda na to że moja prababcia była dość blisko ze swoją siostrą cioteczną Feliksą Zdunik, wszak matka Feliksy – Marianną i ojciec mojej prababki – Józef byli rodzeństwem. Dodatkowo Feliksa wyszła za mąż za Andrzeja Zdunika z Józefina i zamieszkała w jednej wsi ze swoją kuzynką, dlatego oprócz relacji rodzinnych utrzymywały także relacje sąsiedzkie.
O dziadku Feliksie była już niejednokrotnie mowa na blogu. Dokładnie 5 dni temu – 22 listopada świętowałam jego i babci Janiny z Wąsaków 70. rocznicę ślubu. W rocznicowym poście >>>LINK<<<, zamieściłam sporo informacji o nich i ich życiu przed ślubem i po ślubie.
Zdarzają się dni, w których rocznic jest więcej niż jedna, ale dziś jest dzień wyjątkowy bo wspominam narodziny dwóch mężczyzn mojego dziadka Felka i jego ojca Aleksandra. Oboje i syn i ojciec przyszli na świat w Józefinie 27 listopada, w odstępie 35 lat.
Dziś przypada 99 rocznica urodzin mojego dziadka, a na podstawie obowiązujących przepisów RODO mających także odniesienie do udostępniania aktów urodzeń, akt może być udostępniany wszystkim bez ograniczeń gdy upłynie od jego wytworzenia 100 lat i gdy mamy przekonanie, że występujące w nim osoby już nie żyją – tak zwane ozgonowanie aktu. Co prawda mój dziadek nie żyje od roku i dziesięciu miesięcy, a wszystkie pozostałe osoby wymienione w jego akcie urodzenia, także nie żyją i to od dawna, mimo wszystko nie zdecydowałam się na udostępnienie jego metryki urodzenia. Może za rok, na okrągłe 100 urodziny będzie ku temu lepsza okazja, a brak metryki zrekompensuje zdjęciem moim z dziadkiem.
Wydaje się, że tak niedawno całą rodziną świętowaliśmy 95 urodziny dziadka, że dosłownie chwilę temu kupowałam sernik z białą czekoladą i rurki malinowe z bitą śmietaną na 97 urodziny dziadka, gdy dziadek już chorował i praktycznie nie wstawał sam z łóżka. Dziś kręci się łza w oku na wspomnienie tego wszystkiego, ale także jestem szczęśliwa, że mój dziadek mógł przeżyć 97 lat, niełatwych lat, pełnych trudu i znoju, osamotnionych, bo przecież w wieku niespełna 4 latek stracił mamę. Jego dzieciństwo nie było beztroskie i pełne radosnego biegania po łąka pełnych kwiatów. Jego dzieciństwo był naznaczone pracą w gospodarstwie. Młodość przypadła na lata II wojny światowej. Gorąca młodzieńcza krew i chęć walki niejednokrotnie doprowadzały do niebezpiecznych sytuacji, które w każdej chwili mógł przepłacić życiem. Potem przyszły czasy powojenne, które wcale nie były łatwiejsze. W końcu zdecydował się założyć rodzinę, sakramentalne tak wypowiedział w niedzielę 22 listopada 1953 r. i odtąd nie tylko troszczył się o siebie, ale i o żonę, a potem i trzy córki. Był prostym chłopem ze wsi, dla którego ziemi była wszystkim, ciężko na niej pracował, aby zapewnić byt rodzinie i móc powiększyć gospodarstwo, jakie otrzymała po ojcu jego żona. Angażował się także w sprawy społeczne, przez wiele lat był sołtysem. Zawsze chętny do pomocy i rady. Zawzięty i wielokrotnie nie ustępujący. Nieumiejący siedzieć bezczynnie. Dopóki zdrowie pozwalała uprawiał ziemię, choć dawno przepisał ją na córki, hodował świnki i krówki. Zawsze wydawał mi się twardym mężczyzną, może czasem nawet pozbawionym uczuć, ale myślę, że było to pokłosie jego przeżyć z dzieciństwa i wczesnego odejścia matki, której wizerunek nie utrwalił się w jego pamięci. Wychowywany przez surowego i wymagającego ojca, a także przez macochę, która miała do doglądania własnego syna, nie otrzymał tyle ile powinien czułości i rodzicielskiej miłości. Po śmierci żony zmienił się i zmieniał się z każdym kolejnym rokiem, był bardziej czuły, bardziej współczujący i bardziej troskliwy. Wielokrotnie doświadczyłam jak się o mnie martwi, jak się denerwuje moją nieobecnością. Byliśmy bardzo związani. On mi zastępował ojca, a ja w ostatnich dniach, gdy ciało odmawiało posłuszeństwa, a ból przeszywał każdy mięsień, mamę.
Choć śmierć dziadka była dla mnie wielkim ciosem i ogromną stratą, to cieszę się, że mogłam z nim żyć tak długo, że nie odszedł gdy miała kilka lat, tak jak on gdy umarła jego mama. Na pewno to jaka jestem, jakie mam przekonania, spojrzenie na te lub inne sprawy, zwyczaje i powiedzenia w pewnym stopniu zawdzięczam dziadkowi. Nie da się nie naśladować osoby, która jest blisko Ciebie przez ponad 30 lat. Oboje sobie nawzajem dużo dawaliśmy i mam nadzieję, że choć ja jestem tu, a On Tam to nadal czerpiemy z siebie nawzajem wiele.
Na koniec chciałabym przywołać pewną historię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉