W poniedziałkowe południe, 11 grudnia 1865 r. zakończył żywot 55-letni Mikołaj Standziaka z Grodziska w parafii kałuskiej – mój prapraprapra(4)dziadek.
Zgon mojego przodka został zgłoszony dopiero w środę, 13 grudnia 1865 r. o godzinie 11:00, być może wtedy też odbył się jego pogrzeb. Zgłoszenia dokonał Jan Kowalczyk lat 38 w obecności Franciszka Gromulskiego mającego 28 lat. Obaj byli kolonistami zamieszkałymi w Grodzisku. Przybyli oni do księdza Michała Pompeckiego, proboszcza kałuskiego i oświadczyli, że 11 grudnia 1865 r., o godzinie 12:00, w Grodzisku zmarł Mikołaj Standziak mający lat 55, syn Szymona i Katarzyny małżonków Standziaków zamieszkałych w Grodzisku, a mąż Małgorzaty z Kaniów.
Mój prapraprapra(4)dziadek Mikołaj urodził się w Grodzisku, 6 września 1810 r., a więc faktycznie w chwili śmierci miał skończone 55 lat. Jego narodziny wspominałam na blogu we wrześniu >>>LINK<<<. Jak widać mój przodek całe życie spędził w podkałuszyńskim Grodzisku, tam się urodził, tam na świat przyszło jego jedenaścioro dzieci i tam też zmarł. Nawet małżonkę znalazł w sąsiedniej wsi, w Gołębiówce i ożenił się 7 lutego 1830 r. Jego żoną została Małgorzata córką Macieja i Agnieszki z Drabarczyków małżonków Kani. Ich ślub także już wspominałam na „Drogach Przeszłości” – >>>LINK<<<. Małżeństwo Mikołaja i Małgorzaty trwało przeszło 35 lat, a owdowiała Standziakowa, bez męża przeżyła jeszcze nieco ponad 13 lat, zmarła dwa dni po 49 rocznicy zawarcia małżeństwa – 9 lutego 1879 r. w Grodzisku, co także zostało przywołane na blogu >>>LINK<<<.
Z jedenastki urodzonych przez Małgorzatę dzieci wieku dorosłego dożyła szóstka, która w chwili śmierci ojca była już w większości dorosła i miała założone własne rodziny, zatem nie byli obciążeniem dla owdowiałej 52-letniej matki. Najstarsza córka Julianna miała w chwili śmierci ojca 33 lata i od 16 lat była żoną Grzegorza Żmudzina, który niestety trzy lata po zgonie teścia, podzielił jego los. Kolejna córka – Marianna miała w 1865 r. 31 lat i od 13 lat była żoną Jan Lecha. Małżonkowie Jan i Marianna Lechowie byli moimi praprapra(3)dziadkami i mieszkali w Rudce. Najstarszy z synów ochrzczony jako Władysław Piotr miał w chwili zgonu ojca 27 lat, a siedem lat wcześniej jako 20-latek ożenił się z Marianną Gałązkówną z Trojanowa z parafii kuflewskiej. Kolejny syn, noszący imię Feliks miał wtedy 22 lata i już od trzech lat był ożeniony z Wiktorią Uchmanichą z Mrozów. Najmłodsza z córek, ochrzczona imieniem Agnieszka, na pamiątkę zmarłej wcześniej siostry, miała zaledwie 14 lat, ją owdowiała matka wydała za mąż, w 1870 r. za Jana Sekulara. Zaś najmłodszym dzieckiem Mikołaja i Małgorzaty był Jan, który w dniu śmierci ojca miał tylko 8 lat, wchodził zatem w dorosłe życie jako półsierota, a ożenił się już po śmierci obojga rodziców, w 1886 r. jako 29-latek z Wiktorią Sekular, ale nie była to rodzona siostra jego szwagra.
Zgodnie z powyższym Małgorzata z Kaniów Standziakowa po śmierci męża pozostała z dwójka niepełnoletnich dzieci – 14-letnią córką i 8-letnim synem, reszta jej dzieci była już zamężna i żonata. W domu rodzinnym, na gospodarstwie, na którym dotychczas pracował mój prapraprapra(4)dziadek zapewne któreś z tych dorosłych dzieci pozostało, ale które? Tego nie wyczytamy z metryk. Zgon Małgorzaty w 1879 r. zgłaszał jej syn Feliks, który w chwili śmierci ojca był 22-latkiem, być może to właśnie on jako najmłodszy, a jednocześnie pełnoletni i już samodzielny, a do tego mający własną rodzinę, przejął ojcowiznę. Starszy brat, gdy wstępował na drogę małżeńską, nie miał możliwości przejęcia gospodarstwa od ojca, bo ten był jeszcze w pełni sił i sam sprawdzał się jako gospodarz, nie potrzebując wyręki, a w chacie nawet kwilił jego roczny syn Janek. Zatem Władysław Piotr szukał innego gospodarstwa do objęcia, może dostał kilka mórg od ojca, ale jego obejścia na pewno nie. Córki, jak to córki, raczej nie zostawały w domu tylko szły do chat swoich mężów i u boku teściów wiodły raz lepszą, a raz gorszą egzystencję.
Mój prapraprapra(4)dziadek Mikołaj Stadziak przeżył swoją matkę Katarzynę z Kowalczyków Stadziakową o jedynie 18 lat. Rodzicielka mojego przodka, a więc moja praprapraprapra(5)babcia zmarła w lutym 1847 r., ale wówczas nie udało mi się dotrzeć do jej metryki zgonu, to też zabrało w drugim miesiącu 2023 r. wpisu wspominającego to wydarzenie, dlatego dziś przy okazji śmierci jej syna chciałabym także wspomnieć jej śmierć.
Zgłoszenia księdzu proboszczowi Michałowi Pompeckiemu dokonali dopiero w poniedziałek, o godzinie 9:00 rano dwaj synowie zmarłej, gospodarze z Grodziska – 45-letni Jan Standziak i 35-letni Mikołaj Standziak czyli mój prapraprapra(4)dziadek, którego śmierć dziś wspominamy. Oświadczyli oni, że ich matka Katarzyna Standziak zmarła 19 lutego 1847 r. w Grodzisku, że była wdową, miała 67 lat, a jej rodzicami byli Andrzej i Marianna małżonkowie Kowalczyk.
Katarzyna z Kowalczyków Stadziakowa była wdową po zmarłym 31 lipca 1836 r. Szymonie Standziaku synie Andrzeja Standziaka bednarza z Gójszcza i Katarzyny z Łukasiaków. Jego zgon wspominałam na blogu w ostatni dzień lipca >>>LINK<<<. Związek małżeński Katarzyna i Szymon zawarli jeszcze przed 1803 r., bo właśnie w tym roku rodzi się, prawdopodobnie ich pierwsze dziecko – syn Jan. Po przeszło trzech dekadach, od zawarcia małżeństwa, Katarzyna została wdową. Czy wcześniejsza śmierć mężczyzny w tej rodzinie była jakaś tradycją, a może przekleństwem. Moja praprapraprapra(5)babka przeżyła męża o 11 lat, a w chwili owdowienia jej dzieci były już na szczęście dorosłe. Najstarszy, wspomniany już Jan miał wówczas 33 lata i od 14 lat był mężem Marianny z Drabarczyków lub Grabarczyków, bo nazwisko panieńskie jego żony zapisywano w metrykalia w dwojaki sposób. Najstarsza z córek – nosząca imię Teresa była 28-latką i od ośmiu lat była żoną Benedykta Kielaka. Mój prapraprapra(4)dziadek Mikołaj, za nieco ponad miesiąc po śmierci ojca kończył 26 rok życia i podobnie jak starsze rodzeństwo był już żonaty, dokładnie od 7 lutego 1830 r., a jego żoną była już wspomniana dziś Małgorzata Kania >>>LINK<<<. Kolejna córka, ochrzczona najbardziej popularnym, żeńskim imieniem – Marianna miała 20 lat i od trzech lat była żoną Józefa Kielaka, z tymże, Józef nie był bratem rodzonym Benedykta Kielaka, męża jej siostry Teresy, być może byli to bracia stryjeczni, a nawet dalsza rodzina. Najmłodszy z dzieci, który dożył wieku dorosłego i którego losy udało mi się ustalić był Franciszek, który w chwili śmierci ojca miał 16-lat i właśnie stawał u progu dorosłości. W trzy lata po zgonie rodzica ożenił się z Marianną Mitroszewską. Po Franciszku, Katarzyna urodziła jeszcze dwie córki – Józefę w 1825 r. i Ewę w 1828 r. Niestety losów tej dwójki nie udało mi się ustalić, być może obje zmarły jako niemowlęta lub dzieci. Jeśli jednak żyły w chwili śmierci ojca miały 11 i 8 lat.
Po śmierci męża Katarzyna pozostała w domu na pewno z Franciszkiem, reszta jej dzieci z racji, że zdążyła założyć własne rodziny, prawdopodobnie wybyła z domu, być może Mikołaj czyli mój prapraprapra(4)dziadek przejął po zmarłym ojcu gospodarstwo, albo uczynił to najstarszy Jan. Szczególnie, że obaj zgłaszali zgon matki. Zaś zgon ojca zgłaszał Franciszek Łukasiak mający 45 lat i najstarszy z rodzeństwa Standziaków – Jan mający 33 lata.
O rodzicach Katarzyny – Andrzeju i Mariannie małżonkach Kowalczyków wiem bardzo mało, a tak naprawdę nic. Ich imiona pojawiają się jedynie w akcie zgonu mojej praprapraprapra(5)babci w 1847 r. Skoro Katarzyna umierając miała 67 lat, to prawdopodobnie urodziła się około 1780 r. Z zachowanych i zindeksowanych ksiąg wynika, ze w 1781 r. została ochrzczona Katarzyny Kowalczyk córki Andrzeja i Justyny z Grodziska, ale czy można domniemywać, że jest to moja praprapraprapra(5)babcia, skoro w jej akcie zgonu zapisano, że była córką Andrzeja i Marianny, a nie Justyny? Jeśli jednak faktycznie, Katarzyna była córką Justyny, a nie Marianny, jak podano w jej akcie zgonu to by oznaczało, że Katarzyna Kowalczykówna Standziakowa to rodzona siostra Kazimierza Kowalczyka mojego praprapraprapra(5)dziadka, a zatem odnalazłabym trzecią parę moich przodków, którzy byli jednocześnie moimi przodkami w obu liniach. W genealogii zjawisko to nazywane jest ubytkiem przodków. W tym przypadku moi prapraprapraprapra(6)dziadkowie Andrzej i Justyna byliby zarówno prapraprapra(4)dziadkami mojego dziadka Felka jak i prapraprapra(4)dziadkami mojej babci Janki. Niestety moja wiedza o rodzicach Kazimierza Kowalczyka także jest znikoma, wiem tylko, że zmarli na pewno przed styczniem 1812 r., bo wtedy mój praprapraprapra(5)dziadek Kazimierz zastępuje rodziców przy ślubie swoje siostrze Agnieszce.
Obawiam się, że już nie da się ustalić czy faktycznie małżonkowie Andrzej i Justyna, których dotąd uważałam tylko za rodziców Kazimierza Kowalczyka, są także rodzicami Katarzyny Kowalczyk, która co prawda w akcie zgonu została zapisana jako córka Andrzeja i Marianny. Chyba, że Kazimierz i Katarzyna to rodzeństwo ale przyrodnie, mające jedynie wspólnego ojca, a Justyna i Marianna to dwie żony Andrzeja?
Genealogia to niekończąca się opowieść, co raz dochodzą nowe hipotezy, odkrycia, źródła, pomysły na przeprowadzenie badań. Jedne przypuszczenia się potwierdzają za kilka dni, tygodni, a nawet lat, a inne już nigdy nie przerodzą się w pewnik i zawsze pozostaną podejrzeniem, założeniem czy genealogicznym widziadłem. Choć zdarzają się też takie sytuację, że imię prapra(2)babci można wyśnić…, to może i imię prapraprapraprapra(6)babci da się zobaczyć w sennym marzeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉