poniedziałek, 31 lipca 2023

Szymon Standziak – 187 rocznica zgonu


Niedzielnego ranka, o godzinie 6:00, 31 lipca 1836 r. w Grodzisku umarł Szymon Standziak, włościanin zamieszkały na gospodarstwie w Grodzisku, mający około 65 lat. Pozostawił po sobie żonę Katarzynę z Kowalczyków. Zmarły był moim praprapraprapra(5)dziadkiem.

 


Zgon mojego przodka został zgłoszony u plebana kałuskiego w dniu 1 sierpnia 1836 r., o godzinie 9:00 rano, a więc od zgonu Szymona upłynęła wówczas ponad doba. Zgłoszenia dokonał Franciszek Łukasiak lat 45 i Jan Standziak lat 33, który był synem zmarłego. Obaj chłopi zamieszkiwali w Grodzisku i posiadali własne gospodarstwa – młody Standziak, być może to przejęte po ojcu, gdy ten nie był już w stanie sam go prowadzić. Podali oni, że zmarły liczył około 65 lat, był włościaninem zamieszkałym na gospodarstwie w Grodzisku i był synem zmarłych Andrzeja Standziaka bednarza z Gójszcza i Katarzyny z Łukasiaków. Po zmarłym Szymonie pozostała żona Katarzyna z Kowalczyków.

 

Na podstawie wieku podanego do aktu zgonu, można obliczyć, ze Szymon urodził się około 1771 r., ale mimo, że akta chrztów z tego okresu zostały zindeksowane, to na Genetece próżno szukać indeksu dotyczącego ochrzczenia małego Szymona, choć chrzty jego rodzeństwa można odnaleźć, np. w 1770 r. w Gójszczu rodzi się siostra Szymona – Katarzyna.

 



Powód dla którego brakuje w zachowanej, a nawet opublikowanej na Skanotece księdze ochrzczonych, aktu chrztu mojego przodka może być bardzo prozaiczny. Księga, która zawiera chrzty od 1757 r. do 1761 r., a potem od 1770 r. do 1774 r. jest bardzo uszkodzona, jej karty, z uwagi na zniszczone krawędzie, szczególnie dolne zostały przycięte i w związku z tym została utracona, bezpowrotnie część metryk. Przykładem takiej utraty może być karta, oznaczona w Skanotece jako karta 75, w której lewej dolnej części zapisano akt chrztu z 20? lutego 1771 r. z którego poza datą tak naprawdę nie da się nic więcej wyczytać, nie wiadomo jakie imię zostało nadane temu dziecku, ani kim byli jego rodzice. Wydaje się też, że wpis nie ma kontynuacji na karcie prawej. Raczej nie jest to wpis dotyczący chrztu Szymona, zważywszy, że został zapisany pod datą lutową, a jego siostra Katarzyna urodziła się w listopadzie roku poprzedniego, ale kto wie ile jeszcze aktów zostało „uciętych” przy renowacji księgi i ile kart nie dotrwało do dziś.

 

 

Żoną Szymona Standziaka, a więc moją praprapraprapra(5)babką była wspomniana w akcie zgonu, Katarzyna Kowalczyk, która zmarła 11 lat po śmierci męża (jej zgon będzie wspominany we wrześniu).

Szymon Standziak i Katarzyna Kowalczyk pobrali się zapewne przed 1803 r. Taka data wynika z zindeksowanych metryk urodzeń ich dzieci - na Genetece możemy odnaleźć siedmioro ich dzieci:

  • Jan urodzony w Gójszczu w 1803 r., od 1822 r. ożeniony z Marianną z Drabarczyków/ Grabarczyków córką Szczepana i Gertrudy z Domańskich, zmarł w 1869 r.;
  • Rozalia urodzona w Gójszczu w 1805 r., zapewne zmarła przed 1810 r.;
  • Teresa urodzona w Grodzisku w 1808 r., w 1828 r. wyszła za mąż za Benedykta Kielak syna Tomasza i Katarzyny z Krasnych;
  • Mikołaj – mój prapraprapra(4)dziadek – urodzony we wrześniu 1810 r. w Grodzisku, w 1830 r. ożenił się z Małgorzatą Kanią, córką Macieja i Agnieszki z Drabarczyków – ich ślub był wspominany na „Drogach Przeszłości” 7 lutego >>>LINK<<<;
  • Marianna urodzona w Grodzisku w 1816 r., w 1833 r. wyszła za Józefa Kielaka syna Wawrzyńca i Agaty z Malesów;
  • Maciej urodzony w Grodzisku w 1819 r., zmarł po trzech miesiącach;
  • Franciszek urodzony w Grodzisku w 1820 r., w 1839 r. ożenił się z Marianną Mitroszewską córką Wincentego i Magdaleny;
  • Józefa urodzona w Grodzisku w 1825 r., ślad po niej ginie;
  • Ewa urodzona w 1828 r., ślad po niej się urywa;

Zatem gdy umierał Szymon żyło jego przynajmniej pięcioro dzieci, z czego czwórka założyła już swoje rodziny, a najmłodsze uczyniło to w trzecim roku żałoby. Najstarszy syn Jan, ten który zgłaszał zgon ojca, miał w chwili śmierci ojca już 33 lata i od 14 lat był już żonaty, zaś najmłodszy Franciszek kończył właśnie 16 lat.

 

Z aktu gonu Szymona poznajemy także jego rodziców – Andrzeja Standziaka i Katarzynę z Łukasiaków, którzy byli moimi prapraprapraprapra(6)dziadkami.

Andrzej i Katarzyna musieli pobrać się przed 1770 r., bo na to wskazują metryki chrztu, które zostały zindeksowane na Genetece. Z indeksów tych wynika, że małżonkowie mieli przynajmniej sześcioro dzieci, oraz dodatkowo mojego praprapraprapra(5)dziadka, którego aktu chrztu nie odnalazłam:

  • Katarzyna urodzona w 1770 r.;
  • Szymon urodzony ok. 1771 r. – mój praprapraprapra(5)dziadek;
  • Franciszek urodzony w 1774 r.;
  • Franciszek Jakub urodzony w 1776 r.;
  • Wincenty urodzony w 1779 r.;
  • Anna urodzona w 1782 r;
  • Franciszka urodzona w 1788 r.

Niestety nie udało mi się ustalić dalszych losów dzieci Andrzeja i Katarzyny.

 

Za to dotarłam do aktu zgonu samego Andrzeja – zmarł 5 marca 1811 r. w Grodzisku. 

 


W dniu 5 marca 1811 r. o godzinie 15:00 do proboszcza kałuszyńskiego – księdza Józefa Gąsiorowskiego przybył Szymon Standziak – mój praprapraprapra(5)dziadek, a syn zmarłego, podając że ma 45 lat. Co ciekawe został określony w akcie jako uczciwy. Określenie to jest bardziej znane z łacińskich metryk – hostestus i było używane w kontekście do zamożniejszych chłopów lub tych którzy cieszyli się większym szacunkiem wsi, często dlatego, że byli to wiejscy rzemieślnicy, a nie rolnicy. Zatem można uznać, że mój przodek był rzemieślnikiem wiejskich, choć warto pamiętać, że w innych aktach, szczególnie w aktach urodzenia swoich dzieci występował jako zwykły rolnik, włościanin. Wraz z Szymonem przed plebanem kałuskim pojawił się Urban Gryl lat 35 mający, zapisany także jako uczciwy, włościanin, ale i rolnik na gospodarstwie w wiosce Grodzisku osiadł. Zatem można sądzić, że Gryl także był jakimś wiejskim rzemieślnikiem. Do tego prawdopodobnie był mężem bratanicy Katarzyny żony Szymona, a więc był mężem wnuki Andrzeja, którego zgon zgłaszał.

Stawiający oświadczyli, że 5 marca 1811 r., o godzinie 1:00 w nocy zmarł Andrzej Standziak mający lat 70, włościanin, majster profesji bednarskiej, zamieszkały we wsi Gójszcz, będący wdowcem. Andrzej zmarł w domu swojego syna Szymona, położonym w Grodzisku pod numerem 15. Co ciekawe, dzieci Szymona rodziły się w domu pod numerem 12.

Żona Andrzeja i matka Szymona, a moja prapraprapraprapra(6)babka, zmarła wcześniej, zapewne jeszcze przed 1810 r., bo próżno szukać jej aktu zejścia, w księgach zgonu, założonych na mocy Kodeksu Napoleona.

 

Po lekturze całego aktu zgonu Andrzeja rodzi się pytanie czy jego syn Szymon, określony mianem uczciwy, także był bednarzem jak ojciec. Określenie na to by wskazywało, choć w żadnym innym akcie nie występuje inne określenie zawodu Szymona jak rolnik.

Kim zatem był bednarz?

To rzemieślnik zajmujący się wytwarzaniem naczyń drewnianych techniką klepkową. Spod rąk bednarza wychodziły takie naczynia jak beczki, kadzie, balie, fasy, masielnice, dzieże i łopaty do chleba, wiadra, cebrzyki, wanienki i kufle.

Pierwsze wyroby bednarskie na ziemiach polskich były znane już w III-V w. Staropolska nazwa bednarza to łagiewnik, która wywodziła się od łacińskiego słowa „lagena” tłumaczonego jako „łagiew” i oznaczającego puchar, flaszkę, naczynie podróżne. W języku niemieckim, zmodyfikowana łacińska nazwa zaczęła oznaczać drewniane naczynie na wodę.

Bednarze mieszkający wokół dużych miast byli rzemieślnikami wyspecjalizowanymi w produkcji określonego naczynia - jedni wyrabiali beczki, a inni bale, a jeszcze inni cebrzyki. Na wsiach bednarz zaopatrywał lokalną ludność we wszystkie potrzebne jej sprzęty i naczynia, dlatego wiejski producent umiał tak samo doskonale zrobić beczkę na zboże jak i łopatę do chleba.

Produkty wychodzące spod ręki bednarza zastępowały naczynia kadłubowe, czyli wydrążone w kłodach drzew. Pojemniki z klepek zyskały na popularności ze względu na lekkość oraz mniejszy nakład pracy jaki należy włożyć w ich produkcję, co przekładało się na niższą cenę. Materiał do produkcji bednarskiej pochodził głównie z drzewa sosnowego, świerkowego, olchowego, lipowego lub dębowego. W zależności od przeznaczenia naczynia bednarz wykorzystywał w procesie produkcji inny materiał. Do produkcji beczek służyło drewno twarde i sprężyste jak dąb, sosna czy buk. Do wyrobu maselnic czy wiader używano drewna miękkiego typu osika, olcha czy modrzew.

Bednarze, aby móc sprawnie pracować, musieli mieć spory zapad materiałów do produkcji, który gromadzili głównie zimą, kupując tak zwane drzewo „na pniu” w lesie. Po ścięciu takiego drzewa, dzielił je na odpowiedniej długości odcinki i poddawali „wyprawieniu” czyli wyrównywali obie powierzchnię i profilowali deski. Tak przygotowane drzewo składano na leżakowanie, uprzednio sortując według długości i układając w dobrze wentylowanych miejscach. Zmagazynowane deski schły czyli sezonowały się od 3 lat, przy twardym drzewie, do 2 lat przy drzewie miękkim. Czas jaki był potrzebny na to, aby drewno wyschło był bardzo ważny, od niego zależała trwałość wyprodukowanych z niego naczyń.

Wysuszony materiał, po kilkudziesięciu miesiącach mógł być obrabiany w pracowni bednarskiej na tak zwanej kobylnicy, gdzie poddawano go wstępnej obróbce. Najważniejszym etapem tej obróbki było dokładne wygładzenie i nadanie skosu bokom klepki, bo od tego także zależała trwałość produktu końcowego. Bednarz wspomagał się w pracy drewnianymi półkolistymi szablonami.

Proces produkcji naczyń z drewna był zróżnicowany ze względu na rodzaj wytwarzanych naczyń. Inaczej wyglądała produkcja z klepek prostych, a inaczej z klepek giętych. Do naczyń powstających z klepek prostych zalicza się dzieże do chleba, stągwie do kapusty, maselnice, cebry, konewki, wiadra, faski do przechowywania produktów sypkich i mięsa, kadzie, balie, wanny do prania oraz miary do odmierzania zboża. Wśród naczyń z klepek giętych najliczniejsze były beczki, beczułki do transportu mleka oraz baryłki na wódkę i miód.

Zajęcie bednarza wymagało niezwykłej dokładności, szczególnie przy produkcji naczyń przeznaczonych do przechowywania cieczy. Składanie pojemnika zaczynano od tworzenia szkieletu konstrukcji, który składał się z obręczy pomocniczej tak zwanego stawnika i z klepek ustawionych ściśle wewnątrz obręczy. Następnie naczynie nabijano na jedną lub więcej obręczy także pomocniczych co miało zagwarantować jego stabilizacje i przygotowywano wówczas obręcze stałe. Obręcz początkowo były wykonywana także z drewna, przepołowionych prętów leszczyny, świerka, zestruganych taśm osiczyny czy wierzby. Te drewniane obręcze wiązano stosując różnego rodzaju klamry i zacięcia. Później zaczęto wykorzystywać obręcze metalowe, ale to wiązało się ze współpracą bednarza z lokalnym kowalem. Po zamontowaniu obręczy właściwej, pomocnicze demontowano. Następnym krokiem było wyrównanie i czyszczenie ścian naczynia oraz montowanie dna.

W przypadku produkcji beczek, które należą do tak zwanej giętej grupy naczyń, trzeba było trochę więcej się natrudzić. Klepki początkowo montowano tak jak klepki proste w stawiniku i łączono tylko w środkowej części, zaś nie stykały się ze sobą ani u góry, ani u dołu. Proces ściągania tych klepek był dokonywany przy pomocy specjalnych imadeł. Przed ściąganiem klepek należało uplastycznić drewno czyli je wyprażyć. W tym celu moczono wnętrze beczki, a potem nasadzano ją na palenisko z roznieconym ogniskiem, aż do momentu gdy klepki staną się elastyczne i będzie je można łatwo formować. Dalszy etap produkcji przebiegał podobnie jak przy naczyniach prostych. Gotowe beczki dębowe były moczone przez 3-5 dni, aby pozbawić się z nich barwnika i zapachu, zaś duże kadzie dębowe przed moczeniem najpierw wapnowano.

Mawiano, że dobrze wykonana beczka, gdy były toczona po ziemi, bez obręczy nie powinna pogubić klepek, zatem jak widać, zadanie bednarza nie było zadaniem łatwym, a zawód ten był wysoko ceniony na wsi, a też godny zaufania, widać to chociażby w przysłowiu Im bednarz grosz wyłudzi, to stu ludzi obudzi.

Rozwinięte, szczególnie przy dużych miastach, ale i folwarkach, a także większych wsiach bednarstwo, w końcu XIX w. zaczęło przeżywać schyłek. Produkty drewniane były wypierane naczyniami żelaznymi, kamionkowymi i szklanymi. 

 



 

 

 

Źródło:

Z. A. Skuza
Ginące zawody w Polsce
Warszawa, 2006.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉