wtorek, 25 lipca 2023

Filip Nowicki – 154 rocznica śmierci


W niedziele 25 lipca 1869 r., we wspomnienie świętego Krzysztofa, w przeddzień wspomnienia świętej Anny, zmarł w mieście Kałuszynie mój prapraprapra(4)dziadek Filip Nowicki, 70-letni mieszczanin? – no właśnie, kim on tak naprawdę był… (ale o tym niżej). Po zmarłym pozostała owdowiała żona Salomea z Majewskich, która była drugą żoną mojego przodka i jednocześnie nie była moją przodkinią, gdyż moją prapraprapra(4)babką była pierwsza małżonka Nowickiego – Katarzyna z Urbanów. 

 

 

Zgon mojego prapraprapra(4)dziadka Filipa Nowickiego został zgłoszony 26 lipca 1869 r. o godzinie 18:00 przez Wojciecha Wyszogrodzkiego mającego 42 lata oraz Józef Odrobiński mającego 26 lat. Obaj byli kolonistami zamieszkałymi w mieście Kałuszynie. Zgłaszający oświadczyli, że Filip Nowicki zmarła w wieku 70 lat, dnia 25 lipca 1869 r., o godzinie 17:00 w Kałuszynie, pozostawiając po sobie żonę Salomea z Majewskich.

 

 

We wstępie zadałam pytanie kim był ów Filip Nowicki. Sprawa z nim wygląda bardzo ciekawie i jest jak się wydaje rozwojowa.

Po pierwsze Filip Nowicki pochodził z Mistowa z parafii mińskiej, ale niestety nie udało mi się odnaleźć jego aktu urodzenia. Na podstawie wieku jaki widnieje w akcie zgonu – 70 lat, można przypuszczać, że przyszedł na świat około 1799 r., choć gdy się po raz pierwszy żenił, w 1830 r. – dokładnie 31 stycznia, wtedy też na blogu pojawił się post rocznicowy >>>LINK<<<, zapisano, że ma 24 lata, a więc powinien urodzić się około 1806 r. Zapewne przy ślubie składał wraz z małżonka dokumenty do alegaty, chociażby swój akt chrztu wyjęty z parafii mińskiej, ale poszyt alegat z 1830 r. w parafii kałuskiej nie zachował się do dziś, a szkoda.

Filip Nowicki był synem Kazimierza i Franciszki z Parolów małżonków Nowickich, którzy osierocili go dość wcześnie. Pierwsza zmarła matka, nie ustaliłam kiedy dokładnie, ale na pewno przed 1810 r., bo 10 czerwca 1810 r. jego ojciec Kazimierz ożeni się powtórnie – ślub ten był wspominany na blogu w rocznice zwarcia małżeństwa >>>LINK<<<. Ojciec zmarł także dość wcześnie, bo już w 1817 r., dokładnie było 30 marca, co także wspominałam na „Drogach Przeszłości” >>>LINK<<<. Zatem Filip pozostał całkowitą sierotą mając, jak szacuję między 11, a 18 lat. Pozostała przy życiu tylko jego macocha – Marianna z Piwków, która w 1820 r. wyszła za mąż za Jakuba Wocial. Można przypuszczać, że macosze nie było w głowie zajmować się małoletnimi pasierbami – dziećmi jej zmarłego męża, tylko sama próbowała zabezpieczyć swój byt, szczególnie, że miała także swoje, o wiele młodsze dzieci, które zostały poczęte z mojego praprapraprapra(5)dziadka Kazimierza Nowickiego.

Ale pytanie na wstępie nie dotyczyło tego kim był i z jakiej rodziny pochodził Filip, tylko odnosiło się do tego jaki był jego zawód, czym się zajmował, z czego żył i jaki był jego stan posiadania. To nic dziwnego, że genealog chce wejść niemalże w buty przodka. Metryki, choć są suchym dokumentem to dostarczają dużo, często także ciekawej wiedzy na temat poprzednich pokoleń, ale czasem uda się nam dotrzeć do źródeł, które są prawdziwymi smaczkami. Mówi się, że najlepiej dla genealogia jest mieć przodków bogatych złodziej lub morderców, ponieważ bogaty dużo po sobie zostawia, nie tylko majątku, ale i informacji o tym majątku, chociażby dokumenty transakcji kupna-sprzedaży, poświadczenia przekazywania pieniędzy na pewne cele, czy to charytatywnie czy jaki pożyczki lub zachowują się do dziś budynki, będące jego władnością, a złodziej czy morderca, oczywiście szczególnie ten który da się złapać i odsiedzi swój wyrok lub zostanie nawet stracony dostarcza całej masy dokumentów z prowadzonego śledztwa, w tym jego rysopis, a to już jakbyśmy mieli fotografię naszego praszczura. Moi przodkowie byli zwyczajni, nie odnalazłam, jak dotąd, żadnego „wow”, ale i tak są dla mnie wyjątkowi, bo moi, kochani, z których krwi i kości jak jestem, odszukani w pocie czoła i przez długie dni, wieczory i noce, a może w szczególności noce, bo genealog często pracuje na tak zwaną trzecią zmianę.

Filipa Nowickiego tak naprawdę poznajemy dopiero jako dwudziestoparoletniego chłopaka, który w 1830 r. przebywając na służbie jako parobek w browarze dworskim i zamieszkując zapewne w Kałuszynie, może gdzieś w okolicy browaru, być może nawet w czymś na wzór czworakach dla służby, postanowił się ożenić z chłopką z podkałuskiej Zawody. Po ślubie Filip zamieszkuje wraz z żoną Katarzyną z Urbanów w Zawodzie, prawdopodobnie w domu żony, szczególnie, że 14 kwietnia 1831 r. umiera jego teść Józef, o czym wspominałam postem rocznicowym na blogu >>>LINK<<<, a w październiku roku kolejnego odchodzi jego teściowa Apolonia. Zawoda wówczas była wsią zarobną czyli pańszczyźnianą należącą do dóbr ziemskich Kałuszyn. W tej wsi już 20 czerwca 1831 r. młodym małżonkom Nowickim rodzi się pierworodny syn – Jan – mój praprapra(3)dziadek, jego rocznica urodzenia także na blogu już była wspominana >>>LINK<<<. W akcie urodzenia Jana, ojciec występuję jako „gospodarz zamieszkały w Zawodzie”. Przy narodzeniu kolejnego syna, w 1833 r., występuje jako „włościanin na gospodarstwie osiadły we wsi Zawoda”. Przynosząc do chrztu kolejne dzieci także podaje się za włościanina lub gospodarza z Zawody.

Niemniej jednak, mimo, że Filip podaje się za gospodarza z Zawody jest chłopem pańszczyźnianym, zobowiązanym do odrabiania pańszczyzny. W latach 40. XIX w. gdy dobra Kałuszyn zostały wystawione na licytację, w prasie ukazywały się ogłoszenia opisujące ten majątek i zachęcające ewentualnych kupujących do zgłaszania się do licytacji. Jedno z takich ogłoszeń było opublikowane w Gazecie Rządowej Królestwa Polskiego w numerze 97 z 4 maja 1841 r. W ogłoszeniu tym wieś Zawoda została przedstawiona jako wieś zarobna, w której jest 12 chałup drewnianych, przykrytych dachówką karpiówką i 6 stodół po dwa klepiska każda oraz 3 studni cembrowanych z żurawiem, co pokazuje, że wieś była dobrze zaopatrzona w wodę. W ogłoszeniu wymieniono także wymiar pańszczyzny jaki mają obowiązek odrabiać gospodarze. Dziesięciu z nich, w tym także mój prapraprapra(4)dziadek są zobowiązani do pracy przez trzy dni w tygodniu sprzężajem oraz jeden dzień pieszo, a także w czasie żniw dodatkowo odrabiali dwa dni tak zwanej tłoki. Pozostali trzej gospodarze odrabiają jedynie po dwa dni tygodniowo i to jedynie pańszczyzny pieszej, a także jeden dzień tłoki żniwnej. Na samym końcu wypisano stan posiadanego gospodarstwa przez tych gospodarzy. Ci, którzy odrabiają większy wymiar pańszczyzny mają ziemie na której wysiewają po 5 korcy oziminy oraz ogród pod zasadzenie kartofli, zaś ci o mniejszym wymiarze pańszczyzny są typowymi zagrodnikami, bo mają tylko ogród pod kartofle. 

 

 

Dla nie wtajemniczonych korzec to dawna miara objętości produktów sypkich, najbardziej rozpowszechniona do określania objętości ziarna. Pierwotnie korcem nazywano naczynie służące do przechowywania zboża. Miara ta, zwana miarą nasypną, była stosowana już od wczesnego średniowiecza, aż do połowy XIX w., a lokalnie nawet w XX w., podobnie jak dziś nadal na wsiach starsi ludzie przeliczają powierzchnie gospodarstwa nie na hektary, a na morgi. Sama się z tym spotkałam u swojego dziadka, który podawał zawsze swoje pola w morgach, nie potrafiąc do końca powiedzieć ile ma hektarów, dopiero z mórg przeliczał powierzchnię na hektary. Jak większość dawnych miar, tak i korzec nie miał jednej, od górnie określonej miary, szczuje się, że w XIV – XVIII w. w użyciu było około 300 korców lokalnych, których objętość była bardzo różna, np. korzec krakowski miał 43,7 litrów, korzec gdański – 54,7 litra, korzec wrocławski – 74,1 litra. Według konstytucji z 1764 r. korzec warszawski skarbowy miał równać się 120,6 litra. Zaś w Królestwie Polskim w latach 1819 –1848 funkcjonował korzec nowopolski który miał objętość 128 litrów i właśnie tą objętość możemy uznać za wyjściową dla obliczenia wysiewanego zboża przez mojego prapraprapra(4)dziadka. Zatem Filip Nowicki i dziewięciu innych chłopów z Zawody wysiewał po 640 litrów zboża. Zrobiłam doświadczenie, z którego wyszło że litr pszenicy waży 0,732 kg co oznacza, że jeden korzec musiał ważyć około 93 kilogramy. Na tej podstawie oszacowałam, że mój przodek wysiewał mniej więcej 470 kilogramów zboża. Przyjmując, że średnio na jedną morgę wysiewano około 50 kilogramów ziarna, to dysponując 470 kilogramami można było obsiać mniej więcej dziewięć mórg ziemi. Do tego dochodził ogród na kartofle, którego powierzchnia jest nie znana, ale możemy przyjąć, że odpowiadał około jednej mordze. Reasumując mój przodek na Zawodzie mógł mieć mniej więcej 10 mórg ziemi, a więc trochę ponad 5 hektarów, co i tak było w tym czasie gospodarstwem małymi i raczej niewystarczającym do wyżywienia rodziny.

W II połowie lat 40. XIX w., gdzieś między 1844 r., a 1846 r. Nowiccy przenoszą się z Zawody do miasta Kałuszyn, a Filip w akcie urodzenia swojego dziecka w 1846 r. występuje jako „mieszczan”, a więc mieszczanin z Kałuszyna, w kolejnym akcie, w 1852 r. podał się już za właściciela domu w Kałuszynie.

Na gruncie tych informacji widać jak mój przodek przez 22 lata z parobka doszedł do właściciela domu. Musiał być pracowity, umiejący zarobić, a także gospodarzyć zarobionymi pieniędzmi tak, że stać go było na zakup w Kałuszynie domu i zamieszkanie w nim. Tym sposobem z chłopa, stał się mieszczaninem i tak zaczęto określać go w metrykach.

 

 

Dzięki niedawno opublikowanym skorowidzom i repertorium mińskich notariuszy z XIX w., głównie notariusza Franciszka Rugiewicza, którego kancelaria działała na okręgu stanisławowskim i siennickim udało mi się odnaleźć, na razie tylko w repertorium numery aktów notarialnych, którymi mój przodek nabywał i zbywał majątek w Kałuszynie.

Instytucja notariatu polskiego była wzorowana na systemie francuskim, gdyż została wprowadzona na mocy ustawy notarialnej z 1808 r. Ustawa ta określała obowiązki notariuszy będących urzędnikami publicznymi powołanymi do przyjmowania aktów i kontraktów, którym strony chciały nadać cechę autentyczności. Kolejne ustawy tzw. ustawy hipoteczne z 1818 r. i 1819 r. wprowadziły niewielkie zmiany w funkcjonowaniu notariatu m. in. zmieniały nazwę „notariusz powszechny” na „rejentów okręgowych”. Co ciekawe organizacja jaki i kompetencje notariatu, oparte na przepisach z początku XIX w. przetrwały do 1876 r., kiedy to na terenie Królestwa Polskiego wprowadzono ustawę notarialną wydaną w 1866 r. dla cesarstwa rosyjskiego – praktyczną zmianą w notariacie był wprowadzony wówczas język rosyjski jako języka obowiązującego przy spisywaniu aktów notarialnych. Na nowo zmieniono tytularność urzędników notarialnych, zamiast tytuł „rejent okręgowy” powrócono do nazwy „notariusz”, który działał przy wydziałach hipotecznych sądów okręgowych lub przy kancelariach hipotecznych sądów pokoju. Dokumenty wytworzone przez notariuszy po upływie roku przekazywane były do archiwum hipotecznego, a dziś znalazły się w archiwach państwowych i są tam udostępniane po 70 latach od daty wytworzenia.

Notariusz Franciszek Rugiewicz objął stanowisko mińskiego notariusza w 1848 r. i był nim aż do swojej śmierci, czyli do 1870 r. Po Rugiewiczu kancelarię notarialną przejął Jan Piekałkiewicz, który urzędował przez kolejne 15 lat.

To właśnie przed Rugiewiczem wielokrotnie, jak się okazuje stawali chłopi spod Mińska, w tym moi przodkowie. U notariusza tego zjawił się w 28 sierpnia 1850 r. Filip Nowicki wraz ze swoją żoną Katarzyną z Urbanów, aby sporządzić akt kupna sprzedaży. Nowiccy jak wynika z króciutkiego wpisu z repertorium zakupili wówczas od starozakonnego Jośka Blizińskiego „izdebke w tyle domu pod numerem 35 w mieście Kałuszynie położonego stojąca za szacunek w ilości 51 rubli".



Czy to w tej „izdebce” mieszkał w Kałuszynie mój prapraprapra(4)dziadek wraz z małżonką oraz dziećmi dorosłym synem Janem i jego żoną Marianną, którzy byli moimi praprapra(3)dziadkami?

 

Po raz kolejny Filip Nowicki zjawił się w kancelarii Rugiewicza 15 stycznia 1867 r. Przybył tam z kałuskim kowalem, Aleksandrem Nicewiczem (Niciewiczem), któremu za 450 rubli sprzedał dom o numerze 151 w mieście Kałuszynie położony. Z repertorium dowiadujemy się, że mój przodek nie umiał pisać, gdyż notariusze przykładali o wiele większą wagę do podpisów stawiających się do aktu niż księża, dlatego część z XIX-wiecznego społeczeństwa, które nie podpisało się w aktach metrykalnych, ponieważ podobno nie umieli pisać, podpisywało się i to dość czytelnie, co świadczy o biegłości w umiejętności pisania w aktach notarialnych, a nawet w repertoriach do nich. Niestety mój przodek w dokumentach notarialnych nie podpisał się, a rejent dodał, że pisać nie umiał, ale jak widać umiał obracać nieruchomościami i gotówką.



Jesienią 1867 r., Filip Nowicki znów udał się do Mińska do notariusza, dokładnie było to 14 października. Tym razem wraz z moim prapraprapra(4)dziadkiem udali się także Feliksa z Miecznikowskich Niciewiczowa wdowa po Aleksandrze Niciewiczu, który zmarł 19 stycznia 1867 r., czyli zalewie cztery dni po podpisaniu aktu kupna domu od mojego przodka oraz Kazimierz Łachniak i Jan Szczęsny. Zgromadzeni sporządzili kwit „zaboru summy 285 rubli” przez Feliksę Niciewiczową , Łachniaka i Szczęznego na rzecz mojego przodka Filipa. Pod krótkim wpisem repertorium podpisała się kowalowa Niciewiczowa oraz Jan Szczęsny, a mój przodek nadal nie posiadał umiejętności władania piórem.

Tego samego dnia doszło do podpisana kontraktu kupna sprzedaży tego samego domu, pod numerem 151 położonego w mieście Kałuszynie za sumę 450 rubli pomiędzy Filipem Nowickim, a Ludwikiem i Marianną z Kozakiewiczów małżonków Chromińskich, co rozumiem ta, że Niciewiczowa sprzedała dom zakupiony przez jej męża Aleksandra od mojego prapraprapra(4)dziadka małżonkom Chromińskim, a później prapraprapra(4)dziadek z powrotem odkupił tą nieruchomość. 

 


 

Teraz tylko pozostaje zamówić fotokopie aktów notarialnych w AP w Otwocku i dowiedzieć się szczegółów. Może dowiem się, jakim sposobem Filip Nowicki z parobka stał się właścicielem domu w miasteczku Kałuszyn. Ciekawe jaki był to dom gdzie stał, a może jeszcze stoi… nie chyba to byłoby za piękne, zwarzywszy na to, że Kałuszyn w XIX w. nie raz płonął, a i w czasie kampanii wrześniowej, głównie w czasie boju o Kałuszyn z 11 na 12 września został bardzo zniszczony. Już nie mogę się doczekać jak zobaczę te dokumenty – podanko pofrunęło na ePUAP archiwum J

Zachęcam wszystkich do sięgnięcia do tej skarbnicy wiedzy jaką jest notariat, a z obecnego powiatu mińskiego na Skanotece pojawiły się skany skorowidzów i repertorium kolejnych mińskich notariuszy, a właściwie siennickich i stanisławowskich. 

 


 

Nic tylko siadać i przeglądać i można sobie na koniec zaśpiewać jak Piersi w Bałkanicy:

Będzie! Będzie zabawa!
Będzie się działo!
I znowu nocy będzie mało
Będzie głośno, będzie radośnie






 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉