wtorek, 20 czerwca 2023

Jan Nowicki – 192 rocznica urodzin


W poniedziałek 20 czerwca 1831 r. w podkałuszyńskiej Zawodzie urodził się Jan Nowicki syn Filipa i Katarzyny z Urbanów małżonków Nowickich – mój praprapra(3)dziadek. 

 


Chrzest święty mojego przodka odbył się dość późno, bo dopiero po sześciu dniach od jego narodzin – w niedzielę 26 czerwca 1831 r. o godzinie 18:00. Świadkami chrztu byli Józef Nowicki lat 28 mający, zamieszkały na gospodarstwie w Mistowie oraz  Piotr Słomczyński lat 32 mający, strycharz z Zawody. Pierwszy ze świadków był zapewne bratem rodzonym ojca mojego praprapra(3)dziadka, a więc stryjem dziecka. Drugi świadek to dalszy lub bliższy sąsiad moich przodków. Nazwisko nie jest mi obce, zawód także, bo o Słomczyńskich – strycharzach z Kałuszyna słyszałam wielokrotnie od mojej koleżanki Edyty, która ich bezskutecznie szuka ;) Choć strycharz kojarzy nam się ze strychem, to tak naprawdę z tą częścią budynku niewiele miał wspólnego. Strycharz to inaczej ceglarz, cegielnik czyli rzemieślnik wyrabiający cegły, a nazwa zawodu pochodzi od przyrządu do wyrównywania gliny w formie, który jest rodzajem deseczek, jakie nazywano strychulcem.

Razem ze świadkami stawił się rzecz jasna ojciec dziecka – Filip Nowicki lat 26 mający, gospodarz z Zawody, który przyniósł urodzonego 20 czerwca 1831 r. o godzinie 10:00 chłopca do świątyni w miasteczku Kałuszyn. Matka – Katarzyna z Urbanów, pozostała zapewne w domu i dochodziła do siebie po swoim pierwszym porodzie, który odbyła w wieku 20 lat.

Rodzicami chrzestnymi mojego przodka został jego stryj Józef Nowicki i żona drugiego świadka – Rozalia Słomczyńska, która niestety zmarła po nieco ponad roku od trzymania małego Jana do chrztu. Jak czytamy w jej akcie zgonu, urodziła się w mieście Drohiczynie, a więc Słomczyńscy podobnie jak wspominana wczoraj rodzina Bielińskich, z racji swojego zawodu byli rodziną migrującą.

Jan Nowicki ożenił się nie mając jeszcze skończonych 20 lat, z Marianną Królak – ich ślub wspominaliśmy 2 marca, bo wtedy przypadała 172 rocznica tych zaślubin >>>LINK<<<. Zmarł zaś 29 maja 1899 r., będąc przez ostatnich trzynaście lat wdowcem >>>LINK<<<.



Czas w którym przyszedł na świat mój praprapra(3)dziadek Jan Nowicki to ciężki czas dla Kałuszyna i okolic. Trwała wówczas wojna polsko – rosyjska, którą zapoczątkował wybuch w listopadzie 1830 r. powstania listopadowego. W 1831 r. pod Kałuszynem walczące armie starły się aż trzykrotnie. 

 

Pierwszy raz 17 lutego, kiedy to oddziały dywizji generała Franciszka Żymirskiego zajęły pozycje obronne na trasie Brześć – Warszawa, aby uniemożliwić marsz ku Warszawie rosyjskiemu pierwszemu korpusowi generała Karola Tolla. Generał Żymirski oczekując natarcia rosyjskiego pozostawił w mieście jeden batalion piechoty, pozostałych sześć batalionów i działa ukrył w lesie na pagórkach na zachód od Kałuszyna, za rzeką, na której zerwano wszystkie przejścia, pozostawiając jedynie groble szosy, którą miała wziąć pod ogień artyleria polska znajdująca się w górze względem grobli, gdy Rosjanie będą się tędy przeprawiać. Generał Karl Wilhelm von Toll podzielił swoją armię na trzy części. Pierwsza część składająca się z brygady grenadierów, ułanów i strzelców konnych, pod swoim dowództwem skierował na Trzebuczę, aby obejść lewe polskie skrzydło. Drugą cześć czyli brygady karabinierów i strzelców konnych pod dowództwem generała Freigana skierowano na Szymony i Olszewice, aby obejść prawe skrzydło Polaków. Zaś środkiem, po szosie miała uderzyć gwardia wielkiego księcia Konstantego. Kolumna Tolla po minięciu Trzebuczy wkroczyła na szosę pod samym miastem, wyprzedzając gwardię Konstantego. Artyleria posuwała się wzdłuż szosy, a po jej obu stronach szły po dwa pułku piechoty. Około godziny 9:00 rano zaczął się ostrzał, gdy tylko Polacy zobaczyli przeważające siły wroga, które nacierały na nich, rozpoczęli ostrzał z dział, na który odpowiedziała kanonada z baterii pozycyjnej. Strzelanina była bardzo zacięta i trwała po godziny 17:00. Polacy pod naporem siły rosyjskiej i widząc zagrożenie nie tylko od miasta, ale także od południa, od wsi Olszewice, ponosząc straty w kilkunastu zabitych i 30 rannych żołnierzach rozpoczęli wycofywanie się w stronę Jędrzejowa i dalej pod Mińsk. Wieczorową porą rosyjska straż przednia stanęła pod Janowem, a zasadnicza cześć armii były ulokowana między Jędrzejowem i Kałuszynem. Jednocześnie walki trwały na gościńcu pod Jakubowem, gdzie oddział pułkownika Feliksa Stokowskiego bił się przez cały dzień od samego Kałuszyna, cofając się przez Jakubów, Mistów i Brzóze, aby stanąć na noc w Cygance. Żymirski na noc stanął w lasku między Mińskiem, a Osinami, obsadzając tam trzy bataliony, cztery działa i pułk jazdy pod dowództwem generała Franciszka Rohlanda. W samym mieście obsadził batalion w kościele, a drugi w pałacu, zaś oddziały piechoty i jazdy na drodze biegnącej do Cegłowa. Pozostała cześć armii zajęła pozycje na wzgórzu za miastem. Straty w bitwie stoczonej pod Kałuszynem nie były wielkie dla obu stron. Żymirski szacował je na 70-75 zabitych i rannych, Dybicz na 50 zabitych żołnierzy. Bitwa ta, choć nie rozstrzygnięta, dla kogo była zwycięska, stała się punktem wyjścia do bitwy pod Wawrem, jaka została stoczona już 19 lutego. Zręcznie przeprowadzony przez generała Żymirskiego odwrót spod Kałuszyna doprowadził do przejęci bitwy pod Warszawą. Mimo tego generał Żymirski jest generałem zapomnianym, może dlatego, że po wydarzeniach pod Kałuszynem i Wawrem długo już nie powojował. Poległ już 25 lutego pod Olszynką Grochowską – kula armatnia oderwała mu ramię. 




Druga rozegrana pod Kałuszynem bitwa 1831 r. miała miejsce 1 kwietnia. Doszło do niej po pościgu, po zwycięskich wielkich bitwach pod Wawrem i Dębem Wielkim, w ramach akcji przeciwko oddziałom generała Geismara, które osłaniały stanowiska szóstego korpusu Iwana Dybicza pod Warszawą. Po zwycięskich dla Polaków bitwach Rosjanom pozostała tylko ucieczka, a Polacy puścili się w pościg za pokonanymi. Generał Geismar zgromadził 1 kwietnia w Stojadłach 12 batalionów, 18 szwadronów, 7 secin i 6 dział i stał na swoich pozycjach, aż do godziny 9:00, a później, zaczął się cofać ku Mińskowi gdzie zdążył podpalić magazyny i spodziewając się szybkiego polskiego pościgu, dla uratowania swojej artylerii wyprawił ją naprzód, aż do Kałuszyna. Za artylerią poszła także kawaleria, a Geismar pozostawił przy sobie jedynie oddział kozaków, do którego w mieście dołączyła spora grupa rozbitków spod Dębego, którzy w czasie bitwy cofnęli się ku Rysiom, położonym na północ od miejsca bitwy. Geismar wyszedł z miasta, nadal nieścigany, ku własnemu zaskoczeniu. Spokojnie dotarł do Janowa, pozostawiając w tyle licznych maruderów i wozy z taborami. W obliczu nienacierającego pościgu generał pozostawił swoją kolumnę i udał się do Kałuszyna do generała Rosen, który był bardzo zdziwiony brakiem polskiego pościgu, nawet zaczął przypuszczać, że nie będzie on miał wcale miejsca. Skrzynecki jednak postanowił 1 kwietnia atakować i dopaść Rosena w Siedlcach ze wszystkimi jego posiłkami, które miały go wzmocnić. W tym celu wydał rozkaz, aby 1 kwietnia z samego rana, 27 szwadronów i osiem dział, przy wzmocnieniu 6 batalionami piechoty z 12 działami pieszymi pierwszej dywizji piechoty, wyruszyły z obozu i bez zatrzymywania marszu atakowały wszystko co napotkają na swojej drodze. Pogoń tego korpusu jazdy prowadził generał Tomasz Łubieński. Kolumnę poprzedzała dowodzona przez kapitana Władysława Zamoyskiego awangarda złożona z jednego szwadronu. Kolumna napotkawszy pod Dębem szosę zatarasowaną transportem zdobycznym z poprzedniego dnia musiała czekać, aż dwie godziny, aby udrożnić trasę, przez co wyszła z tej wsi ze znacznym opóźnieniem niż planowano. Straż przednia korpusu generała Łubieńskiego szła od Dębego bardzo ostrożnie. Przed Mińskiem dowódca podzielił swoje siły, kierując na drogę do Mieni 8 szwadronów, na drogę przez Mistów – Jakubów – Kałuszyn 4 szwadrony, zaś sam Łubieński z 15 szwadronami i ośmioma działam ruszył kłusem szosą na miasto. W samym Mińsku stłumił pożar magazynów i zarekwirował kilka taborów, a także wziął w niewolę kilkuset jeńców. Jeńców, których liczono w setkach, wzięły także oddziały skierowane na drogi boczne, zarekwirowano także kilkadziesiąt taborów. Na szosie ku Kałuszynowi było pełno zdemoralizowanych maruderów, którzy byli zrezygnowani po klęsce odniesionej poprzedniego dnia i po pierwszym wezwaniu rzucali broń, dając się wziąć w niewolę. Dopiero pod samym Janowem mały oddziały piechoty rosyjskiej próbowały stawiać opór, ale za chwilę uciekały w las. Koło południa, po mniej więcej trzygodzinnym pościgu kłusem, kawaleria Łubieńskiego dotarła za Jędrzejów skąd, dzięki wyższemu nieco punktowi, dostrzegła, że pod Kałuszynem, pod górę idzie kolumna piechoty rosyjskiej, a brzegi lasu są obsadzone rosyjską piechotą generała Antona Briesemanna, będąca tylną strażą, która osłania odwrót generała Geismara. Rosjanie zatrzymali się przed Kałuszynem, tak , ażeby dać czas wejść na szosę brygadzie 25. dywizji jaka nadciągała z Mistowa, a której działa ugrzęzły w błocie spowodowanym wiosennymi roztopami. Łubieński widząc, że piechota nieprzyjaciela nie posiada żadnego działa, polecił natychmiastowe uderzenie kolumną szóstaków na batalion zajmujący szosę, zaś na prawą i lewą stronę szosy wysłał pierwszy i drugi szwadron swojego pułku, które poprowadził major Antoni Filleborn i kapitan Juliann Zajączkowski, którzy mieli za zadanie uderzyć na skrzydła piechoty rosyjskiej będące w lesie po obu stronach szosy. Środek rozwiniętej linii rosyjskiej widząc galopujące oddziały polskie rozpierzchł się i przepuścił ułanów, których ostrzeliwały, ale bardzo nie pewnie, dwie linie tyralirów. Dywizjon polski parł na przód w kolumnę rosyjską, zdobywając dwie chorągwie – 49. batalionu Jergów oraz 50. batalionu Jergów, pozostawiając za sobą osiem batalionów piechoty rosyjskiej, które były częściowo rozbite, a częściowo zdemoralizowane. Część piechoty rosyjskiej schroniła się w lesie błotnistym i zarośniętym cierniem, do którego nie dało się wedrzeć konno. Major Kuderowski, który otrzymał rozkaz pędzenia szosą wobec mas piechoty, uznał rozkaz za pomyłkę i sprowadzając swoich żołnierzy w pole rozwinął regulaminową linię, co widząc Zamoyski rzucił się ku majorowi, bo wiedział, że walka na polu przesiąkniętym jak bagno po świeżej odwilży będzie niemożliwa. Zamoyski chciał zaskoczyć nieprzyjaciela szybką szarżą po bitej drodze, a nie walką na polu, gdzie z uwagi na warunki atmosferyczne piechota miała większe szanse niż konnica, dlatego na powrót ściągnął szwadron Kuderowskiego na szosę i poprowadził ją kłusem, ale na skutek stracenia trochę czasu na manewry na bagiennych podkałuskich polach, rosyjska piechota zaczęła ostrzał kawalerii. Piechurzy rosyjscy był na tyle zdemoralizowani, że część z nich się rozpierzchła na boki, a pozostała część zaczęła rzadki ostrzał, ale strzelając miała karabiny zwrócone spod łokcia w górę, a nie na polską konnicę. Ułani mimo tego małego oporu, gnali dalej po szosie wśród mas piechoty nieprzyjaciela. Żołnierza rosyjscy uciekali w rowy by unikną polskich lanc i kopyt, oficerowie oddawali pałasze lub uciekali w las. Pędzące siły polskie dotarły w końcu do kolumny generała Fasiego, która rozwinęła się przed Kałuszynem i która posiadała artylerię, którą odesłał im Rosen. Bataliony rosyjskie, które nie uczestniczył do tej pory w bitwie ruszyły przeciwko ułanom otwierając ogień i raniąc Polaków. Z tyłu Zamoyski został odcięty od reszty swojego pułku przez sformowana na nowo pułki Jergów, którzy także zaczęli strzelać do Polaków, uniemożliwiając wycofanie się oddziałowi polskiemu po szosie w kierunku zachodnim. Zamoyski znalazł się w strasznym położeniu, a Łubieński zdaje się poświęcił Zamyskiego, tracąc z oczu swoją awangardę i widząc na nowo formułującą się piechotę rosyjską, osłupiał i kazał posłać po artylerię, aby z jej pomocą wyłamać sobie przejście przez piechurów. Wysunąwszy galopem porucznika Augusta Aksamitowskiego z dwiema armatami, którzy dawszy ognia kartaczami na piechotę wroga osłabił ją, a potem szarżujący 4. pułk ułanów wziął ją niemal cała w niewolę. W tym samym czasie Zamoyski dla ratowania swoich żołnierzy skierował się ze swoim szwadronem przez pole, do widocznego po lewej stronie lasu, pędząc przed sobą kilkuset wziętych od niewoli Rosjan. Decyzja ta były podyktowana chęcią przeczekania zagrożenia w gąszczu i dotarcia jakąś boczną drogą, wolną od nieprzyjaciela, do głównej części armii polskiej. Zanim jednak dokonano rozpoznania w topografii miejsca, Zamoyski zobaczył na szosie czoło jazdy Łubieńskiego, więc wyszedł z lasu i wszedł z powrotem na szosę, niosąc wysoko trzy zdobyte sztandary rosyjskie. Łubnieński był przekonany, że Zamoyski wraz ze swoim szwadronem jest martwy, ale jak się okazało z około 150-160 ułanów będących pod dowództwem Zamoyskiego jedynie 24 zostało zabitych bądź rannych. Jak wskazują na to wszystkie wspomnienia i relacje, wydarzenia na szosie pod Kałuszynem miały miejsce na wzniesieniu ryczołkowskim czyli mniej więcej tu gdzie dziś znajduję się węzeł Kałuszyn łączący autostradę A2 z drogą krajową DK92.

Przed samym Kałuszynem, Łubieński zatrzymał swoją armię, gdy ujrzał korpus Geismara stojący na pozycjach, chciał poczekać tym samym na piechotę. Obawiając się, że Rosjanie przejmą walkę, polski dowódca wysłał brygadę piechoty i kompanię artylerii przez Olszewice, aby zaatakować lewe skrzydło wroga. Jednak Rosen nie kwapił się do bitwy, a jego postój był spowodowany czekaniem na pierwszą brygadę 25. dywizji piechoty, która z ogromnym trudem nadciągała z drogi bocznej od Mistowa. Pochód jej był bardzo ociężały z powodu grzęźnięcia w błocie armat. Po dotarciu tych pułków do Geismara, Rosen rozpoczął strzelanie z armat, ale gdy Polacy przy odgłosie trąb wkraczali do Kałuszyna, to oddziały rosyjskie na sam widok polskich chorągwi opuściły swoje pozycje cofając się, aż do wsi Polaki, hen za rzekę Kostrzyń, zostawiając w Jagodnem swoją tylną straż.

Na noc polskie straże przednie stanęły w Groszkach i Zawadach, gdzie zakwaterował się generał Łubieński, a w samym Kałuszynie, na najbliższe kilka dni, swoją kwaterę główną zainstalował sam naczelny wódz Jan Skrzynecki.

Wieczorem, po obliczeniu wziętych w czasie pościgu i bitwy jeńców do niewoli, a także tych przyprowadzonych przez okoliczną ludność i oddziały polskie przeczesujące pobliskie lasy, naliczono około 4 tysiące Rosjan. Żołnierz rosyjski był na tyle zdegustowany klęską, że pozwalał się brać w niewolę przez wieśniaka, który szedł na niego z gołymi rękoma, a sami mieli przy sobie broń. Wielkimi zdobyczami spod Kałuszyna były trzy chorągwie rosyjskie, które po bitwie zostały odwiezione do Warszawy, gdzie lud stolicy obnosił je po ulicach w Wielką Sobotę. Ponadto do wieczora pod miasteczkiem wzięto dwadzieścia kilka jaszczyków lub wozów z amunicją, kilka tysięcy sztuk broni, cztery apteki obozowe, kilkadziesiąt wielki pak napełnionych „efektami lazaretowymi” dla kilku tysięcy chorych, kasy pułkowe i wiele wozów z bagażami, wśród których znalazły się i takie napełnione kosztownościami czy zabytkowymi przedmiotami należącymi do generałów rosyjskich.

Zwycięstwo pod Kałuszynem miało słodki smak, bo w godzinach wieczornych do miasta dotarł Stanisław Barzykowski, członek Rządu Narodowego, który przywiózł naczelnemu wodzowi Krzyż Komandorski Orderu Virtuti Militari za bitwę pod Wawrem i Dębem Wielkim. Sam Skrzynecki, na kałuszyńskim placu wynagrodził dzielnych i walecznych żołnierzy Krzyżami Srebrnymi i złotymi Orderami Virtuti Militari. Kapitan Władysław Zamoyski za swoją świetną postawę na polu bitwy pomimo ciężkiego zranienia – kula karabinowa trafiła go z 10 kroków w prawą rękę i zgruchotała mi dwa palce, a inni zadrasnął go w usta, okrył się sławą i został awansowany na podpułkownika, czyli o dwa stopnie w górę.

Koniec marca i początek kwietnia były to dni największych sukcesów militarnych powstania listopadowego. Duch w narodzi podniósł się, Warszawa cieszyła się ze zwycięstwa, a zapał powrócił do wojska. Całą ta atmosfera udzieliła się także cywilom, którzy ochoczo rozbrajali rosyjskich żołnierzy. 

 




 

Dwie pierwsze bitwy pod Kałuszynem zostały stoczone gdy mój praprapra(3)dziadek Jan, jeszcze rozwijał się pod sercem swojej matki Katarzyny, sercem, które zapewne drżało na każdy wystrzał artyleryjski, na każdy okrzyk ułański i na każdy tętent końskich kopyt. Trzecia bitwa wojny polsko – rosyjskiej 1831 r. pod Kałuszynem została stoczona 14 lipca, gdy malutki Jan miał niespełna miesiąc…

 

Lipcowa bitwa pod Kałuszynem wpisuje się w okres letnich działań generała Chrzanowskiego przeciwko oddziałowi generała Jewgienija Gołowina, który został utworzony na rozkaz Rosena, po śmierci Dybicza. Oddział ten składał się z 10 batalionów, 7 szwadronów, pułku kozaków i 14 dział, czyli około 6,7 tysięcy bagnetów i szabel. Oddział miał stanąć na szosie brzeskiej i odwracać uwagę wojsk polskich od działań głównej armii rosyjskiej, nie wchodząc jednak w poważniejsze potyczki z Polakami, a jedynie ich drażnić i wiązać w walkę, trzymając się od polskich oddziałów o około jeden dzień marszu. Gołowin wykonywał swoje zadanie nader dobrze, często ryzykował związaniem w walkę ponad to co zawierał rozkaz. W dniu 4 lipca zajął Siedlce. W mieście stanęła większość jego oddziału, około 5,8 tysięcy żołnierzy, ale Gołowin rozpuścił pogłoski, że jest to jedynie część straży przedniej całego korpusu. Zabieg ten był podyktowany niewiedzą dowódcy rosyjskiego na temat liczebności oddziałów polskich, które stacjonowały w okolicy. W tym czasie, w Kałuszynie stała pierwsza dywizja piechoty i pierwsza dywizja kawalerii czyli 12 batalionów, 24 szwadrony i 24 działa co daje około 8,7 tysiąca bagnetów i szabel pod dowództwem generała Maciej Rybińskiego. Rosjanie zaczęli rozpoznanie w okolicy, chcąc się zorientować o sile polskich oddziałów oraz zajęli się naprawą mostu pod Iganiami, wysunąwszy swoją przednią straż do Opola. W tym czasie Rybiński skoncentrował swój oddział pod Kałuszynem wstrzymując dalszy marsz w kierunku Siedlec.

W dniu 6 lipca Gołowin wysłał do Kałuszyna trzy grupy swojej kawalerii, jedną przez Kopcie, drugą przez Łączkę, a trzecią - prosto szosą przez Bojmie. Kawaleria przeprawiająca się przez Bojmie i Łączkę została zatrzymana przez oddziały polskiej kawalerii, zaś ta, która zmierzała od strony Kopci dotarła pod Kałuszyn i zorientował się, że miasto jest obsadzone trzema pułkami piechoty, trzema pułkami kawalerii i 18 działami. Nazajutrz Gołowin wyprawił z Siedlec kolejne trzy partie kawalerii, a sam z piechotą i artylerią przesunął się po szosie obsadzając linię rzeki Kostrzyn. Grupa prawoskrzydłowa rosyjskiej kawalerii nie powstrzymana przez Polaków dotarła do samego miasta i dokonała dokładnego rozpoznania, a jeszcze większy sukces odniosła ta część kawalerii, która przeprawiała się przez Łączkę i Grodzisk, gdyż natknęła się na biwak pierwszej dywizji kawalerii pod Skrzekami, zaskakując niespodziewających się niczego Polaków. W obozie tym przebywali także generałowie Maciej Rybińsk i Bonifacy Jagmin, którzy z ledwością uniknęli dostania się do niewoli. Mniej szczęścia miał adiutant Rybińskiego – hrabia Franciszek Łoś. Zanim z Kałuszyna pod Skrzeki wysłano oddziały piechoty i kawalerii, oddział rosyjski wycofał się za Kostrzyn.

W rezultacie działań strony rosyjskiej, Rybiński będąc przekonany o tym, że na Kostrzynie stoi cały korpus Rosena, w dniu 8 lipca pospiesznie opuścił Kałuszyn, wycofując się, aż do Dębego Wielkiego. Na skutek czego Gołowin już 9 lipca zajął miasteczko Kałuszyn, a jego podjazdy dotarły, aż pod Mińsk. Gdy generał Rybiński dowiedział się, że stojące oddziały rosyjskie w Cegłowie nie liczą więcej niż parę tysięcy żołnierzy, wysunął 10 lipca swoją przednią straż do Mińska i wezwał generała Ramorina stacjonującego w Garwolinie do dotarcia w okolice Siennicy, by wspólnie wyprawić się na Gołowina. Ramorin zajął pozycję obronną w Siennicy około godziny 15:00 i czekał na dalszy rozwój wydarzeń, a tym czasem Gołowin wysłał z Cegłowa w jego kierunku jeden batalion, dwa szwadrony i dwa działa. Pod Siennicą doszło tylko do utarczki flankierów. Wieczorem Rybiński wycofał się z powrotem do Dębego, a Ramorin cofnął się do Glinianki, a wszystko to było podyktowane informacją, że Rosjanie zajęli nie tylko Kałuszyn i Cegłów, ale także i Latowicz i stoją w tych miasteczkach w znacznej sile, której obwiała się strona polska. Polacy na wycofanych pozycjach czekali na przybycie nowego dowódcy generała Chrzanowskiego. W konsekwencji niespełna 6 tysięczny oddział Gołowina zmusił do odwrotu liczącą około 16,5 tysiąca bagnetów stronę polską. Zarówno Rybiński jak i Ramorin wykazali się całkowitym niedbalstwem o zwiady oraz trwożliwością i brakiem jakiejkolwiek inicjatywy, co zdyskredytowało, a nawet ośmieszyło uchodzącego za dobrego dowódcę generała Rybińskiego.

Gołowin rozzuchwalony łatwymi powodzeniami i przypuszczając, że w Dębem stoi tylko mała i słaba osłona tylnia Polskiej armii, która w większości ruszyła ku Warszawie, postanowił natrzeć na oddziały stacjonujące pod Dębem, obejść ich i zniszczyć. 13 lipca wydał rozkaz natarcia, pozostawiając kilka kampanii i dział w Jędrzejowie, Kałuszynie i Jagodnym, a pozostałe oddziały zebrał pod Osinami i stąd miał się wyprawić na Mińsk i dalej na Dębę Wielkie. Decyzja Gołowina nie była poparta wiedzą, na temat liczebności armii polskiej, która była zcentralizowana między Kobiernym, Stojadłami i Mińskiem, a liczyła ona około 20 tysięcy bagnetów i szabli oraz około 50 dział. Straż przednia, tego odział, dowodzona przez generała Stanisława Gawrońskego stała w Mińsku wraz  kawalerią, która strzegła obu skrzydeł. Chrzanowski, któremu 7 lipca Skrzynecki powierzył dowództwo nad oddziałam Rybińskiego i Ramorino, zamierza ukryć większość swojego oddziały w lasach położonych na zachód od Mińska, aby rankiem 14 lipca natrzeć na Gołowina, który jak sądził dysponował mniej więcej 5-6 tysiącami żołnierzy.

W nocy z 13 na 14 lipca generał rosyjski wyruszył z Kałuszyna w kierunku Mińska, aby opanować miasto świtem. Rankiem 14 lipca także strona polska ruszyła do natarcia. W konsekwencji doszło do bitwy spotkaniowej pod Mińskiem, a której następstwem jest tak zwana trzecia bitwa pod Kałuszynem. Atak wojsk polskich z Mińska, zmusiły Gołowina do wycofania się, a to przerodził się w regulaminową ucieczkę, aż pod Kałuszyn. Choć nieprzyjaciela Polacy wyparli z miasta Mińsk z wielką łatwością, to ścigali go dość wolno, grając na zwłokę, aby oddziały generała Jagmina i Ramorina zdążyły się posunąć dalej i osiągnąć tyły armii rosyjskiej. Chrzanowski obawiając się, że Rosjanie chcą wciągnąć Polaków w środek i zaatakować z boków tyły ich oddziałów, zadbał o swoje skrzydła. Na lewą stronę od Cyganki, na Jakubów wyprawił majora Adama Kasperowskiego z dwoma batalionami, dwoma szwadronami i czterema działami, do którego dołączył także generał Bonifacy Jagmin z ośmioma szwadronami. Tyły tego skrzydła zabezpieczał pułkownik Franciszek Młokosiewicz z trzema batalionami, trzema szwadronami i czterema działami. Prawe skrzydło, rozpostarte od Podrudzia po Cegłów miał obstawiać Ramorin z sześcioma batalionami i sześcioma szwadronami. Na szosie brzeskiej pozostał Chrzanowski ze strażą przednią i dywizją Rybińskiego oraz oddziałami swojej dawnej grupy.  

 


 

Już w Mińsku Gołowina obleciał strach, który spotęgował wzięty do niewoli major jazdy sandomierskiej, który wyraźnie przekazał stronie rosyjskiej, że za przeciwnika ma 20-tysięczną armię polską z Chrzanowskim na czele. Spod Osin Gołowin wyprawiał rannych do Kałuszyna, a tym czasem Chrzanowski rozkazał brygadzie kawalerii obejść lasek na północ i szarżować na czoło rosyjskiej kolumny, gdzie szła kawaleria i artyleria. Szarża została wykonania, ale nielicznymi siłami, gdyż reszta została zatrzymana poprzez błotnisty teren. Rosyjska kawaleria uciekła w nieładzie, Polakom udało się nawet zająć jedno działo, ale wnet piechota zaczęła ostrzeliwać szarżę i tym samym zmusiła ją do odwrotu, porzucając zdobycz. Po tym zabiegu strony Polskiej, Rosjanie zaczęli się coraz szybciej cofać na Jędrzejów. Gołowin wyprawił do Kałuszyna szefa sztabu pułkownika Zeddelra z dwoma szwadronami i działami i rozkazem utrzymania miasta, aż do nadejścia większości cofającego się oddziału, zaś za Kostrzyn wyprawił tabory, rannych i jeńców. Dowódca rosyjski zbliżając się do miasteczka usłyszał ogień polskiej artylerii, która już dotarła do Kałuszyna, wyprzedzając go, boczną drogą przez Jakubów i wchodząc do miasta od strony Zawody, gdzie przed trzema tygodniami urodził się mój praprapra(3)dziadek. Chrzanowski cały czas dość wolno szedł pod Kałuszyn czekając na boczne kolumny, dzięki którym chciał zniszczyć doszczętnie oddział Gołowina. Ofensywa skrzydłowa niestety nie wypełniła swojego zadania jak należy. Jedna z kolumn zawiodła dowódcę całkowicie, druga wypełniła swoje zadanie tylko połowicznie. Ramorino dowiedziawszy się, że od południa do Siennicy podchodzi jakiś oddział rosyjski, obawiając się nadejścia Rudigera stanął w Mińsku i nie ruszył dalej, tym samym droga na południe od szosy oraz most na Kostrzyniu w Łączce nie zostały zabezpieczone przed cofającymi się rosyjskimi oddziałami. Jagmin obchodząc oddział Gołowina od północy, wyparł kolumnę Aleksandra Wrangla z Cyganki i Brzózego i pod Mistowem skierował ją na drogę przez Łaziska i Wiśniew do Kałuszyna, posyłając za nią batalion piechoty i szwadron kawalerii. Sam, naciskany przed podpułkownika Zamoyskiego ruszył pod Kałuszyn z czterema batalionami, dziewięcioma szwadronami i ośmioma działami drogą przez Jakubów i Moczydła. Niestety piechota Jagmina zmęczona wielokilometrowym marszem w upalny dzień oraz osłabiona brakiem pożywienia, pozostawiała za sobą masę maruderów, zjawiła się pod Kałuszynem znacznie później niż tego się spodziewano i do tego ze skromną ilością około tysiąca żołnierzy. Oddziały Jagmina przyjęły na siebie pierwsze pociski obsadzonego w Kałuszynie oddziału Rosjan, co zmusiło stronę polską do okrążenia miasta od strony północnej i zajęcia stanowisk w Lesie Szlacheckim położonym na północ od Kałuszyna. Z tej pozycji ostrzeliwał most na zachód od Kałuszyna i cofające się przez groble oddziały rosyjskie, a gdy przez miasto zaczęły przechodzić gros sił Gołowina wydał rozkaz pułkownikowi Młokosiewiczowi, by ten z boku uderzył czterema batalionami na tylną straż. Batalion ten stanął na gościńcu przed koszarami drogowymi, ale Rosjanie widząc bombardowany most i ścigających ich z tyłu oddziały Chrzanowskiego nie czekając na nic skierowali się w bok przed rzeką i uciekli na Szymony i Olszewice, ciągnąć trzy działa i wozy leśnymi drogami ku wsi Łączce, gdzie znajdował się jedyny most na Kostrzynie, a za nim błota będące ocaleniem dla uciekających. Za Rosjanami wzdłuż Witówki puścił się pułkownik Młokosiewicz. Na głównym trakcie, z drugiej strony miasta także toczyła się bitwa. Jagmin rzucił za uciekającym Gołowinem cztery szwadrony pułku ułanów i szwadron strzelców wsparty dwoma działami konnymi. Kawaleria i artyleria rosyjska uciekła od razu, pozostawiając piechotę na pastwę losu, którą polski dowódca zamiast ostrzeliwać kartaczami, szarżował od razu na nią, przez co nie udało się jej rozbić, a jedynie zmieszać, ponosząc spore straty własne. Część oddziału nieprzyjaciela schroniła się w lasku obok szosy i popołudniową porą ostrzeliwując się dotarła do Kostrzynia, by stanąć na spoczynek w Jagodnym. Sam Gołowin wydostał się obronną ręką z tego fatalnego położenia, w które sam się wprowadził – 15 lipca stał już w Siedlcach i odpoczywał po pełnej strachu bitwie pod Kałuszynem. Życie Gołowinowi uratowała nie tyle jego armia, co poczynania polskiej strony – niedbalstwo rozkazów Chrzanowskiego, brak stanowczości Jagmina, niezajęcie przez Ramorina mostu w Łączce. W konsekwencji tych wszystkich zaniedbań nieprzyjaciel uszedł zupełnie nie ponosząc znacznych strat. Po bitwie zabrakło także dalszego i energicznego pościgu na wschód za Rosjanami, chociażby aby pozbierać rozbitków tułających się i chroniących w okolicznych lasach. Rozbitkowie ci w kolejnych dniach łączyli się w małe oddzialiki i przybywali do Siedlec gdzie stał Gołowin ze swoją armią. Siły polskie stały przed dwa dni – 14 i 15 lipca, zupełnie bezczynnie w Kałuszynie i dopiero 15 lipca słysząc pogłoski o zbliżającym się oddziale Rudigera ruszyły do Kuflewa, gdzie następnego dnia spotkały się ze Skrzyneckim. 

 



Tym czasem rodzina Nowickich nadal pozostawała w Zawodzie i próbowała skierować swoje życie na spokojne losy, z dala od wojny, która przez minione pół roku toczyła się niemal za progiem ich domu. Do mniej więcej 1844 – 1846 r. Filip i Katarzyna mieszkali w podkaliskiej wsi, co wynika z aktów urodzin ich kolejnych dzieci. Zaś około 1845 r. przenieśli się do miasta Kałuszyn, gdzie prawdopodobnie Filip kupił jakiś dom.

Mój praprapra(3)dziadek zapewne nie pamiętał trzeciej bitwy pod Kałuszynem, był co oczywiste za mały, ale wyobrażam sobie, że rodzice opowiadali mu co wówczas działo się w miasteczku i jego najbliższej okolicy. Niestety dziadkowie Urbanowie zmarli dość wcześnie i nie mogli przekazać Janowi nic na temat historii rodzinnej i regionalnej – dziadek Józef zmarł 14 kwietnia 1831 r., jeszcze przed narodzinami Jana >>>LINK<<<, zaś babcia Apolonia umarła, gdy jej wnuk miał rok i pięć miesięcy – w październiku 1832 r.

 

 

 

 

 

 

Źródło danych:
Kałuszyn Studia z dziejów miasta, parafii i okolic
redakcja naukowa Tadeusz Krawczak
Warszawa 2018

 

 

 

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉