piątek, 16 czerwca 2023

Stanisław Wąsak – 103 rocznica śmierci


W środowy, późny wieczór, 16 czerwca 1920 r. zmarł Stanisław Wąsak, mój prapra(2)dziadek.

 

 

Zgon mojego przodka, kolejnego dnia, to jest 17 czerwca 1920 r., o godzinie 19:00 zgłosili dwaj rolnicy z Marianki – Władysław Sadoch i Jan Kostecki, którzy byli sąsiadami zmarłego, choć nie najbliższymi. Zgłaszający oświadczyli, że poprzedniego wieczoru, o godzinie 23:00, zmarł w Mariance 63-letni wdowiec Stanisław Wąsak, rolnik, syn Józefa i Katarzyny z Królów.

Zgłaszający, choć nie byli z rodziny, dobrze orientowali się w danych mojego przodka. Podali prawie bezbłędnie jego wiek, choć tak naprawdę, dwa miesiące przed śmiercią skończył 64 lata. Jak widać znali także personalia jego rodziców, nawet nazwisko panieńskie jego matki, a mojej praprapra(3)babki – Katarzyny z Królów.

Jeśli przyjmiemy, że Władysław Sadoch i Jan Kostecki, bardzo dobrze znali Stanisława i uczestniczyli w jego życiu, wszak Marianka nigdy nie była dużą wsią, więc na pewno wszyscy się znali i wszystko o sobie wiedzieli, to warto zwrócić uwagę na stan wdowieństwa mojego prapra(2)dziadka. Wąsak na pewno był wdowcem, po swojej pierwszej żonie, a mojej prapra(2)babce Mariannie z Nowickich, która zmarła 14 kwietnia 1905 r. (jej śmierć już wspominałam na blogu >>>LINK<<<). Ale ten kto czytał lutowe wpisy zamieszczone na Drogach Przeszłości to powinien już kojarzyć, że mój przodek, po niespełna trzech latach wdowiego stanu, ożenił się powtórnie. Dokładnie 24 lutego wspominałam jego ślub z Julianną z Kwiatków wdową po Kolińskich >>>LINK<<<. Para nie miała dzieci, co wcale nie jest dziwne z uwagi na ich wiek – Stanisław był już po 50, zaś Julianna miała skończone 41 lat i miała dwie dorosłe córki z pierwszego małżeństwa. Córki Kolińskiej wraz z nią przeprowadziły się do domu ojczyma i stąd wyszły za mąż – w 1909 r. i w 1916 r. I to właśnie akt małżeństwa z 1916 r. jest ostatnim miejscem, w którym udało mi się uchwycić Juliannę na Mariance. Potem jeszcze w 1918 r. w parafii kałuskiej, podawała do chrztu swoją wnuczkę, po czym ślad po niej zaginął, ale czy umarła, szczerze wątpię…

Skoro Stanisław Wąsak umarł jako wdowiec, to wydaje się, że jego żona nie żyła, ale aktu nie ma, a dopóki aktu brak to nie ma co uśmiercać Julianny. A więc co mogło się z nią stać? Chyba są w tej sytuacji tylko dwa wyjścia. Po pierwsze Julianna jednak zmarła zanim, umarł Stanisław, ale z jakiś ważnych przyczyn jej akt nie został spisany i tym samym nie zachował się do dziś. Zarówno w parafii jakubowskiej jak i w parafii kałuskiej, gdzie urywa się ostatni ślad po Kolińskiej - Wąsakowej księgi zgonów od 1918 do 1920 r. zachowały się w bardzo dobrym stanie, ale nie zawierają aktu zgonu macochy mojego pradziadka. Aktu tego też nie ma w parafii Cegłów, do której należał szpital w Mieni, gdzie mogła trafić chora Julianna. Drugie wyjście to takie, że Julianna jednak przeżyła swojego męża, ale po ślubach obu córek opuściła go, wyprowadzając się do któreś z nich. Skłaniałabym się, że do tej młodszej, która mieszkała w Zawodzie pod Kałuszynem i której dziecko sama trzymała do chrztu. Po kilku latach po jej wyprowadzce z Marianki, wtedy gdy umierał Stanisław, sąsiedzi już nie pamiętali czy jego żona odeszła do niebieskiej krainy, czy odeszła jedynie od Stanisława. Może być też tak, że sam Stanisław utrzymywał, że jego  małżonka jest martwa, to znaczy on tak czuł, po tym jak go opuściła. Czasem się mówi – „ona nie obchodzi mnie, jak dla mnie mogła by nie żyć”. Skoro w 1920 r. Julianna mogła żyć to jej akt zgonu powinien kiedyś się odnaleźć, ale trzeba pamiętać o cenzusie ochrony danych osobowych, które dla aktów zgonu wynosi 80 lat, ale z uwagi na współoprawność aktów urodzeń, małżeństw i zgonów w praktyce wynosi 100 lat, gdyż tyle ustawodawca przewidział dla metryk urodzeń. Niestety okres po 1920 r. jest mniej dostępny i nie można go tak łatwo przeglądać w wolnym dostępie, a dodatkowo często nadal jest przechowywany jeszcze w USC, a nie w archiwach państwowych, a to właśnie z uwagi na ochronę danych osobowych.

Prawdy na razie nie znam, ale będę nadal jej szukać, bo Julianna z Kwiatków primo voto Kolińska secundo voto Wąsak to bardzo zagadkowa postać na kartach rodzinnej historii.

Stanisław Wąsak umierając pozostawił po sobie dwóch synów – starszego w wieku 27 lat i od roku żonatego, oraz młodszego w wieku lat 17. 

 

 

Mój prapra(2)dziadek umarł niemalże w przeddzień bolszewickiej inwazji na przedpolach Warszawy, a rok 1920, a w szczególności lato 1920 r. kojarzy się nam wszystkim przede wszystkim z Cudem nad Wisłą, który był poprzedzony zażartymi walkami z bolszewikami. Teren powiatu mińskiego z uwagi, na to że leży po wschodniej stronie stolicy stał się areną wydarzeń lipca i sierpnia 1920 r. Co prawda było to już po śmierci mojego prapra(2)dziadka, ale na pewno jeszcze w połowie czerwca dochodziły do niego i jego rodziny wydarzenia związane z wojną polsko-bolszewicką, która wszak rozpoczęła się w 1919 r.

Lipiec 1920 r. był bardzo gorącym okresem w mieście Mińsku jak i w całym powiecie. 12 lipca ukazało się w mieście obwieszczenie dowództwa I Dywizjonu Żandarmerii Wojskowej o zapisywanie się ochotniczo w jego szeregi. Władze Kościoła rzymsko-katolickiego zachęcały duchowieństwo, aby nie tylko aktywnie wykonywali swoje obowiązki duszpasterskie, ale także aby zgłaszali się do armii i obejmowali tam funkcję kapelanów wojskowych. Parafie organizowały komitety parafialne, które miały sprawować opiekę nad rodzinami z których mężczyźni poszli walczyć na front. Zbierano pieniądze, kosztowności, ale także zboże, z którego wypiekano chleb dla żołnierze oraz bieliznę, aby przekazać do wojska. Ludność spod Mińska okazywała wielką hojność – wszystko dla Ojczyzny ratowanie. Starosta miński Stanisław Kulesza w dniu 14 lipca wydał odezwę do mieszkańców całego powiatu –„Niechaj nie istnieją dla nas żadne przeszkody, bo chwil do stracenia nie ma. Każdy kto zdolny do noszenia broni niechaj wstępuje w szeregi armii ochotniczej i stwarza czyn żywy. Ochotnicy tłumnie pośpieszajcie do biur werbunkowych lub do Powiatowej Wojskowej Komendy Uzupełnień w Mińsku przy ulicy Warszawskiej, by jak najrychlej stanąć w szeregi.” Sześć dni później Kulesza ogłosił pobór koni z terenu powiatu dla armii polskiej. W między czasie Polska Partia Socjalistyczna organizowała swoje punkty werbunkowe, a jej pełnomocnikiem był Zygmunt Suchecki, który w końcu został aresztowany. W powiecie mińskim powstał Obywatelski Komitet Obrony Państwa w skład, którego wchodzili przedstawiciele z każdej gminy, np. ksiądz Józef Rybarkiewicz, pleban kałuski czy ksiądz Antoni Lipski pleban jakubowski, ten sam, który pogrzebał mojego przodka Stanisława. W Kałuszynie miejscowy proboszcz utworzył Komitet Pomocy Ojczyźnie, zapraszając do współpracy poczuwających się do polskości, liczni zamieszkujących miasto, Żydów. W szeregi armii zaciągali się przede wszystkim chłopi, ale także urzędnicy, młodzież czy strażacy, dla których służba była oczywistością. Mińska rada miasta udzieliła swoim radnym, którzy chcieli wstąpić do wojska, urlopów. Związek Młodzieży wiejskiej, wydający jednodniówkę „Próba Sił” zawiesił swoją działalność, bo jego członkowie zaciągnęli się do wojska. Uczniowie gimnazjum męskiego czy seminarium nauczycielskiego także chcieli walczyć. Do armii wstępowali także ziemianie jak chociażby Bronisław Szwejcer z Kuflewa czy Wacław Zdzitowicki. Z każdej niemal gminy szło wsparcie dla polskiej armii, np. z Kałuszyna do Warszawy niemalże w przeddzień walk o stolicę, bo 11 sierpnia przybyło 120 ochotników i 10 furmanek. Ci którzy nie mogli walczyć, wspierali armię finansowe. Ziemianie, którzy nie chętnie szli do wojska, z dużą większą chęcią wpłacali ofiary pieniężne np. w wysokości 10 marek od morgi posiadanego gruntu oraz po 1000 marek na działalność Czerwonego Krzyża. Dostarczali także bezpłatnie konie, np. z folwarku w Przytoce przekazano 22 lipca konia na potrzeby polskiej armii, choć była to kropla w morzu potrzeb, to liczył się gest i chęć niesienia wsparcia.

Polacy się mobilizowali, a wróg nacierał, wobec zbliżania się oddziałów bolszewickich, dla zachowania porządku i bezpieczeństwa publicznego w całym województwie warszawskich wprowadzono stan wojenny. Oddziały polskie przegrupowywały się i koncentrowały pod Warszawą. 2 sierpnia Szwadron Ochotniczy Rycerstwa Polskiego pod dowództwem podporucznika Wiśniewskiego stanął w Mińsku dla uzupełnienia 211 Pułku Ułanów Armii Ochotniczej majora Władysława Dąbrowskiego, ale w niedługim czasie szwadron ten został odesłany do stolicy. Na przełomie lipca i sierpnia z Siedlec do Mińska przybył dywizjon kawalerii rotmistrza Zygmunta Przepałkowiego, wchodzący w skład 3 Pułku Ochotniczego Siedleckiego. Dywizjon ten odwiedził w mińskich koszarach 12 sierpnia generał Józef Haller.

Z dnia na dzień wojska pod Mińskiem było coraz więcej, a urzędy zostawały sukcesywnie ewakuowane i wysyłane na zachód – 8 sierpnia ewakuowano posterunek kontroli skarbowej i Wydział Powiatowy, 9 sierpnia więzienie i urząd skarbowy, 10 sierpnia urząd pośrednictwa pracy i sąd pokoju okręgu mińskiego, 11 sierpnia Powiatową Komisję Uzupełnień, sędziego śledczego XVII i XVIII okręgu oraz późnym wieczorem komendanta powiatowego Policji Państwowej. W mieście pozostała straż obywatelska, która miała czuwać nad bezpieczeństwem mieszkańców. Rada miasta przed ewakuacją zdecydowała się rozdać mieszkańcom znajdujące się w magazynach zapasy, głównie żyta, aby nie pozostawiać ich do dyspozycji bolszewików.

W dniu 11 sierpnia poszczególne oddziały polskie zajmowały tereny w bezpośredniej okolicy domu, w którym niespełna dwa miesiące wcześniej zmarł mój prapra(2)dziadek. Działania podmińskiem prowadziły dwie polskie Dywizje Piechoty – 8 będąca pod dowództwem pułkownika Stanisława Burhardta-Bukackiego i 15 pod dowództwem podporucznika Władysława Junga, mając za przeciwnika pięć Dywizji Strzeleckich – 2,8, 10, 17 i 21. Polska 8 Dywizji Piechoty miała cofnąć się znad rzeki Liwiec na linię Łaziska-Stanisławów – Międzyleś, a XVI Brygada Piechoty z pułkownikiem Bolesławem Kraupą miała odejść przez Strachówkę do Stanisławowa. W rejon stanisławowski miała przejść także XV Brygada Piechoty pułkownika Karola Kraussa i dwa Pułk Piechoty – 13 i 33. W nocy z 10 na 11 sierpnia główne sił 15 Dywizji Piechoty generała Junga pozostawiając jako straże tylnie 3 bataliony i 3 pułki artylerii odeszły znad rzeki Liwiec. XXIX Brygada Piechoty pułkownika Stanisława Wrzalińskiego przez Wierzbno przeszła w rejon Jakubowa, i popołudniu 11 sierpnia zajęła swoje stanowiska na linii Łaziska – Jakubów – Jędrzejów, obsadzając odcinek od Łazisk do Jakubowa I baonem 60 pułku piechoty, a odcinek od Jakubowa do Jędrzejowa II i III baonem 59 pułku piechoty. Dowództwo całej brygady zatrzymało się w dworze w Niedziałce. XXX brygada pułkownika Gałeckiego idąc przez Trzebuczę i Kałuszyn zajęli stanowiska od Jędrzejowa po Cegłów, a dowództwo tej grupy zatrzymało się w Barczącej. Straż tylna stała od Turku po Grodzisk - na linii Turek – Chrościce stanął II baon 60 pułku piechoty z plutonem 4 baterii 15 pułku artylerii polowej, od Witów po miasto Kałuszyn stał I baon 59 pułku zaś dalej, aż do Grodziska stanął 62 batalion pułku. Zatem Marianka znajdowała się centralnie między siłami głównymi polskiej armii, a strażą tylną.



Kolejnego dnia, a więc 12 sierpnia siły główne, wyruszyły wcześnie rano, aby do godziny 18:00 zgrupować się na linii: Izabela – Majdan – Wiązowna – Otwock, a straże tylnie miały zająć linię do tej pory trzymaną przez główne oddziały i pozostawać tam tak długo, aby na przedpola Warszawy wejść dopiero 13 sierpnia , chyba że wcześniej musiałby by się cofnąć pod naporem nieprzyjaciela. XXIX Brygada Piechoty szła w stronę stolicy przez Mińsk, Dębe Wielkie i folwark Brzeziny, a XXX Brygada Piechoty przez Mińsk i dalej odbijając na południe przez Podrudzie, Gliniankę i Świder.

W tym czasie wojska bolszewickie zbliżały się w stronę Mińska. Przekroczywszy Liwiec, bez większych przeszkody dotarły aż pod Kałuszyn.

Do pierwszych starć oddziałów polskich i bolszewickich doszło 12 sierpnia w okolicy Kamionki, gdzie został zaatakowany pluton podchorążego Zygmunta Protossewicza przez szwadron bolszewicki wsparty dwoma ciężkimi karabinami maszynowymi. W starciu tym poległ kapral Płoski, a dowódca walcząc do ostatniego naboju zdołał wycofać swoich żołnierzy. Zaś podporucznik Stanisław Kowalski, stacjonujący pod Sołkami został otoczony przez bolszewicką kawalerię i wycofał się na Dobre. Kowalski został wówczas śmiertelnie ranny i wraz z jednym z szwoleżerów trafił do niewoli. W tym samym dniu szosą od Kałuszyna do Mińska w kolumnie poruszały się oddziały bolszewickie.

Trzeba pamiętać, że w takich okolicznościach – wycofanie się wojsk polskich i słabe zabezpieczenie miasta od strony wschodniej, z której nacierał wróg, w mieście przebywał dowódca Frontu Północnego generał Józef Haller. Generał odwiedził kościół parafialny gdzie modlił się przed obrazem Matki Boskiej Anielskiej zarwanej także Matką Boską Mińską, o zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej. Obraz za sprawą nawiedzenia go przez generała Hallera została nazwana Matką Boską Hallerowską lub Panią Hallera.

Obraz Matki Boskiej jest umieszczony w prawym ołtarzu bocznym mińskiej świątyni. Został namalowany w pierwszym dziesięcioleciu XX w. przez syna kompozytora Stanisława Moniuszki – Jana Czesława Moniuszkę. Obraz uważa się za ostatnią pracę tego artysty. Twórca nazwał swoje dzieło „Wizerunek Panny Maryi Dziewicy ulatującej z Aniołkami”. To właśnie przed tym obrazem, Józef Haller prosił 12 sierpnia 1920 r. Maryję o opiekę dla polskich żołnierzy i zwycięstwo nad bolszewikami. Kolejny raz generał Haller pojawił się przed wizerunkiem Maryi 17 sierpnia 1920 r., dziękował wówczas za odniesione zwycięstwo i prosił o dalszą opiekę dla Wojska Polskiego, zawieszając obok obrazu ryngraf. W tej dziękczynnej modlitwie generałowi towarzyszył nuncjusz apostolskim Achillesem Ratti, późniejszy papież Pius XI oraz Charles de Gaulle, późniejszy prezydent Francji. Tradycje modlitwy przed wizerunkiem Matki Boskiej Mińskiej, przed walką kultywowali także żołnierze polscy podczas niemieckiej okupacji. Obraz w dniu 17 sierpnia 2000 r. został ukoronowany przez Prymasa Polski kardynała Józefa Glempa koroną, która rok wcześniej została poświęcona w katedrze warszawskiej przez papieża Polaka - Jana Pawła II.

 



 

Dawna prasa to bardzo dobre źródło informacji, co prawda zdarzają się fake newsy tak jak i dziś, ale relacje w gazetach codziennych są pisane przez lokalnych korespondentów i co najważniejsze spisywane są na gorąco, więc pokazują emocje tamtej chwili, nie jest to suchy przekaz historyczny. O tych kilku dniach, w których bolszewicy zajęli Mińsk i tereny na wschód od niego położone pisali dziennikarze Kuriera Warszawskiego oraz Robotnika.

W czwartek 12 sierpnia 1920 r. po południu miasto Mińsk stwarzało wrażenie miasta wymarłego. Ludność w obawie przed ostrzeliwaniem, ukryła się w piwnicach i przygotowanych zawczasu okopach na podwórzach swoich domostw. O godzinie 18:00 wojska bolszewickie podchodziły już pod granice miasta, a cmentarną ciszę przerywały rzadkie wystrzały armatnie wojsk polskich i tętent koni. W nocy, około 23:00 nastąpiło starcie bolszewików z polskim patrolem, w wyniku którego padł żołnierz wroga. Większe siły nieprzyjaciela weszły do miasta około godziny 8:00 dnia następnego. Kolumna wojsk bolszewickich wyglądała bardziej na rzeszę żebraków, a nie na armię, która chce zdobyć Warszawę – bolszewicy szli boso, w poobrywanych łachmanach i często bez broni. Zachodzili do domów i prosili o chleb, co pokazuje, że nie tylko byli obdarci ale także, a może przede wszystkim, głodni. Nawet komendant pułku był bez butów i w obdartym ubraniu. Miasto w ciągu dwóch pierwszych dni stacjonowania w nim oddziału bolszewickiego zostało całkowicie ogołocone z towarów, które nabywali żołnierze płacąc rublami, ustanowiono kurs rubla do marki polskiej – 1 do 1. Szczególną popularnością cieszyły się produkty z manufaktur, a także obuwie, w które nie dziwota, że zaopatrzali się bolszewicy, wszak ich armia zdawała się na armię bosą. Rosjanie zdobywali zboże w folwarkach, młócili je na miejscu i oddawali do młynów na zmielenie i z tej mąki wypiekano chleby. W pierwszym dniu „urzędowania” bolszewickiej armii w Mińsku powołano Rewolucyjny komitet miejscowy, który m.in. wydał rozporządzenie o zsypce zboża, na podstawie którego chłopi mieli dostarczyć do miasta zboże na potrzeby ludności miejscowej. Rozporządzenie to nie weszło jednak w życie. Działalność bolszewicka opierała się także na działaniach agitacyjnych. Już 13 sierpnia popołudniu zorganizowano wiec na Starym Rynku i dwóch komisarzy przemawiało po rosyjsku do zgromadzonej ludności. Kolejny wiec, oczerniający Daszyńskiego i Piłsudskiego i całe Stronnictwo PPS wygłoszono w sobotę, w języku polskim. W mieście były także rozwieszone plakaty w języku rosyjskim, potępiające ziemiaństwo m.in. obraz szlachcica poganiającego chłopa batem do pracy.




W niedziele utworzono Rewolucyjny Komitet – „Rewkom” w skład którego weszło dwóch komisarzy bolszewickich, miński Żyd i dwóch Polaków z Mińska. Główną działalnością Rewkomu była działalność administracyjna oznajmiana Polakom w rozkazach, redagowanych co prawda w języku polskim, ale z licznymi błędami i w mało zrozumiały sposób. Jeden z pierwszych rozkazów dotyczył wywieszenia przy domach czerwonych chorągwi, co był zdaniem bolszewików bardzo łatwe do wykonania, bo wystarczyło tylko przerwać polską flagę na pół.

Całą noc z 15 na 16 sierpnia nad Mińskiem było słychać kanonadę, a komisarze rozlokowani na kwaterach w domach prywatnych nie kładli się spać, będąc w gotowości, obserwowali zachodnie pierzeje miasta, spoglądając hen na Warszawę. Obawiali się, że szturm na Warszawę nie poszedł po ich myśli i, że podczas odwrotu ich armii, miejscowa ludność mogłaby ich w czasie snu pozarzynać. W poniedziałek do miasta od zachodu zaczęły wchodzić bolszewickie tabory, z frontu warszawskiego, wróciła m. in. orkiestra, która miał przygrywać triumfalnemu marszowi przez stolicę, ale nie zatrzymała się w Mińsku, a udała się do Kałuszyna. Tego dnia bolszewicy aresztowali wiceburmistrza Mińska – Krajewskiego, komisarza milicji obywatelskiej i kilku innych, w tym także Żydów, wszystkich wywieziono do Kałuszyna.

We wtorek 17 sierpnia w mieście zapanowało ogólne zamieszanie, bolszewicy panicznie uciekali. Około godziny 18:00 do miasta wkroczyły oddziały polskie, które przybyły pancernymi pociągami. Cześć bolszewickich taborów zatrzymano, odcinając im drogę ucieczki, a żołnierzy bolszewickich wyłapywano jeszcze przez kilka dni, niestety komisarze zbiegli. W dniu 21 sierpnia do Mińska przybył sąd polowy Dowództwa Okręgu Generalnego Warszawa, który działał jako lotny Wojskowy Sąd Doraźny, który rozpatrywał sprawy osób, głównie Żydów, współpracujących z bolszewikami. Kolejnego dnia skazano na karę śmierci Hersza Lajba Kamieniecki, tego samego dnia go stracono.

Okupacja bolszewicka nie przyniosła większych szkód mieszkańcom Mińska i okolic. Powołano specjalnie komisje do spraw likwidowania szkód, do której zgłosiło się jedynie 40 osób. Z magistratu Mińskiego zabrano maszynę do pisania, a z urzędu gminy mińskiej materiały biurowe, pieczęcie i kontrolkę wyroków sądowych. Głównie rabowano majątki ziemskie, chłopów i mieszczan, a celem rabunku były przedmioty codziennego użytku jak ubrania czy żywność. Wojska polskie rekwirowały paszę dla koni, uprzęże i żywność dla żołnierzy. Z kałuskiego magistraty zabrano mosiężną pieczęć z napisem „Magistrat m. Kałuszyn”, kałamarze, lichtarze i kilka egzemplarzy Monitora Polskiego.

Władze miejskie zaczęły powracać do swojej działalności, w dniu 20 sierpnia wezwały mieszkańców do zdawania broni i zdobyczy wojennych pozostałych po bolszewikach, zdanie broni wyznaczono na 22 sierpnia.

Tyle o życiu w okupowanym przez bolszewików Mińsku, ale bliżej Marianki jest jeszcze Kałuszyn, w którym 11 sierpnia zwolennicy wrogiej armii urządzili uroczysty pochód, a jakiego uczestnikami byli głównie kałuszyńscy Żydzi. Zgromadzona ludność, strąciła z budynku ratusza polskiego orła i opluwała go. Utworzono w mieście Rewkom oraz oddział robotniczy złożony z młodzieży. Członkowie Rewkomu wygrażali księdzu, mieszczanom i podkałuskiej szlachcie, zapowiadając podział ziemi oraz wzywali biedotę miejską mieszkającą w suterenach do zajmowani lokali zamożniejszych. Miasteczko był przepełnione świątecznymi uczuciami, ulice były pełne tłumów, przez który każdy z samochodów wojskowych był witany z serdecznością, a domy były przystrojone czerwonymi flagami. Bolszewicy przeprowadzili nacjonalizacje majątku, szczególnie sklepów z artykułami żelaznymi. Członkowie Komitetu Pomocy Ojczyźnie po rewizji zostali aresztowani, a byli to burmistrz Arnold Józef Lubowicki, ksiądz proboszcz Józef Rybarkiewicz, radni Budkowski i Sieradziński oraz mieszkańcy miasta Czernicki, Fajgenbaum i Pięknawieś – wywieziono ich do Siedlec, gdzie wkrótce odzyskali wolność, uwolniły ich oddziały polskie. Po odbiciu miasta przez Polaków została utworzona milicja miejska, która zatrzymała 90 osób, które chciały uciec wraz z bolszewikami. Wojskowy Sąd Doraźny 31 sierpnia skazał na karę śmierci Szlama Popowskiego z Kałuszyna, Szmula Szteinbergera (Sternberga) i Srula Gryziaka z Mrozów za kontakty z bolszewikami, ich wyrok wykonano w mieście 2 września. Także okoliczni chłopi wymierzali sprawiedliwość na Żydach, którzy sprzyjali wrogom, koło wsi Bojmie miejscowa ludność zamordowała około 20 Żydów. Bilans kałuszyńskiej okupacji bolszewickiej nie był bardzo zły. Bolszewicy, chcąc pozyskać ludność wiejską nie grabiły dużo, ale bezwzględnie rekwirowały konie i organizowały podwody. Wrogi stosunek mieli oczywiście do ziemian, jeśli armia bolszewicka dopuszczała się grabieży to w pierwszej kolejności rabowała dwory, mordując lub aresztując przy tym ich mieszkańców. Na okupacji bolszewickiej najbardziej ucierpiała wieś, choć nie wiem czy Marianka ucierpiała – nie dotarłam do żadnych źródeł czy wspomnień na ten temat, ale można przyjąć, że jak cały powiat miński odczuła obecność wroga. Bolszewicy, choć popierali chłopów, niszczyli podmińskie rolnictwo, zniszczono pola i łąki, zarekwirowano zbiory, przez co wiele gospodarstw pozostało bez możliwości wyżywienia inwentarza – to co było w spichlerzach i stodołach zabrano, a to co jeszcze stało na polach zostało zdeptane i stratowane, część zboża nadawało się jedynie do przyorania, a nie do z żeńcia i wymłócenia. Dodatkowo bolszewiccy żołnierze zabierali chłopom konie, wozy, uprzęże, a nawet krowy, uprowadzając także sprzężaj, pozostawiając rolników bez narzędzi i siły pociągowej, które były niezbędnie do odbudowania produkcji rolnej.

W takich to okolicznościach minęły pierwsze tygodnie po śmierci mojego prapra(2)dziadka. Moja prababka Helena – synowa Stanisława w czasie okupacji bolszewickiej była już w zaawansowanej ciąży. Swoje pierwsze dziecko – córkę ochrzczoną jako Janinka urodziła na początku października 1920 r. Co musiała przezywać to kobieta, gdy nosząc pod sercem nienarodzone dziecko przez okolice toczyły się tabory bolszewickie, żołnierze błąkali się po wsiach w poszukiwaniu wartościowych rzeczy do rabunku, w tym alkoholu, a nocami w oddali było słuchać kanonady i tętent kawalerii.

W 2014 r. na polach w bezpośrednim sąsiedztwie janowskiego pałacu odbyła się inscenizacja bitwy pod Mińskiem w 1920 r. – to żywa lekcja historii, których winno być więcej. Obrazy przemawiają znacznie lepiej do wyobraźni człowieka niż suche fakty wyczytanie z podręczników szkolnych, a wydarzenia, w których możemy brać udział zapadają na długi czas w pamięci. 


 

 

 

 

 

Źródła:

Robotnik nr 228 z 22 sierpnia 1920 r.

Robotnik nr 229 z 23 sierpnia 1920 r.

J. Cygan, W. K. Cygan, Rok 1920 na ziemi mińskiej, Mińsk Mazowiecki 2010

Kałuszyn studia z dziejów miasta, parafii i okolic pod red. T. Krawczaka, Warszawa 2018

 



 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉