poniedziałek, 18 grudnia 2023

Franciszka Gut – 179 rocznica śmierci


Nie wiem czy rodzina Antoniego i Franciszki Gut kładąc się spać 17 grudnia 1844 r. przeczuwała, że obudzi się już w innej rzeczywistości, że tej nocy skończy się pewna epoka w domu Gutów w Ludwinowie, być może symptomy zmian już były widoczne i może tej nocy cały dom nie spał, a może wręcz przeciwnie nic nie wskazywało takiego obrotu sprawy. W nocy z 17 na 18 grudnia 1844 r., o godzinie 2:00, czyli już w środę 18 grudnia 1844 r. zmarła Franciszka Gutowa mająca 39 lat, po której pozostał mąż Antoni i gromadka dzieci. Franciszka Gut była moją prapraprapra(4)babcią.

 

 

Nocne zgony przywołują mi od razu w pamięci pieśń „Zapada zmrok”, funkcjonująca także pod tytułem „Panience na dobranoc”, a w szczególności dwa ostatnie wersy, czwartej zwrotki „I tym, co dzisiaj zasną raz ostatni, Maryjo, daj szczęśliwą, dobrą noc”. Dla niespełna 40-letniej Franciszki, noc z 17 na 18 grudnia była ostatnia, ale czy była spokojna? Może noc ta w domu Gutów, w Ludwinowie była pełna bólu i płaczu. Nie wiemy czy Franciszka zmarła niepostrzeżenie we śnie – gdyby tak się stało to faktycznie byłaby to szczęśliwa i dobra noc dla niej samej, a wręcz przeciwnie dla jej rodziny. Niestety taka dobra śmierć nie spotyka wielu ludzi, zazwyczaj umierający się męczą przez wiele godzin i w konsekwencji konają w bólach i męczarniach. Tego z jaką śmiercią przyszło się 179 lat temu zmierzyć mojej prapraprapra(4)babce Franciszce, z metryki zejścia nie wyczytam, a przekazy rodzinne nie trwały tak długo, dlatego już nie poznam ani przyczyny, ani rodzaju śmierci mojej przodkini.

Zgon mojej prapraprapra(4)babci Franciszki został zgłoszony do księdza Andrzeja Sypniewskiego, w czwartek 19 grudnia 1844 r., o godzinie 12:00 w południe. Zgłaszającymi byli Antoni Gut, czyli świeżo upieczony wdowiec, mający jak podał, 40 lat i Wojciech Gut mający 45 lat, brat mojego prapraprapra(4)dziadka, obaj byli gospodarzami z Ludwinowa.

Franciszka Gutowa urodziła się 8 marca 1806 r. we wsi Rządza w parafii Stanisławów jako córka Wawrzyńca i Marianny z Kamińskich małżonków Bereda. Narodziny mojej prapraprapra(4)babci wspominałam w dzień kobiet >>>LINK<<<. Zatem gdy umierała w 1844 r., miała skończone 38 lat, a do 39 urodzin brakowało jej jeszcze prawie trzy miesiące życia. Franciszka gdy miała zaledwie 18 lat i 11 miesięcy wyszła za mąż za Antoniego Guta, starszego od siebie o 9 miesięcy, kawalera urodzonego w Turku parafii wiśniewskiej. Ich ślub odbył się 5 lutego 1825 r. w parafii stanisławowskiej, a Franciszka mieszkała wówczas wraz z rodzicami w Wólce Pieczącej. Oczywiście post rocznicowy z okazji zaślubin moich prapraprapra(4)dziadków znalazł się w lutym na „Drogach Przeszłości” >>>LINK<<<.

Związek małżeński Franciszki i Antoniego trwał blisko 20 lat, do porcelanowych godów zabrało im niespełna dwa miesiące. Przez ten czas Franciszka urodziła dziewięcioro dzieci, z których trójka zmarła. W chwili śmierci Franciszki jej dzieci miały odpowiednio:

  • Józefa – 18 lat i od dwóch lat była żoną Franciszka Płochockiego, syna Ignacego i Heleny.
  • Adam – 17 lat i 19 lat po śmierci matki ożenił się z Katarzyną Sadochówną, córką Walentego i Józefy z Kuciów, urodzoną w Cygance, a w Ludwinowie na służbie będącą.
  • Stanisław – 13 lat i 9 lat po śmierci matki ożenił się z Marianną Płochocką, córką Józefa i Katarzyny, a wnuczką Ignacego i Heleny małżonków Płochockich.
  • Marianna – 11 lat i 10 lat po zgonie matki wyszła za Wawrzyńca Rojek z Ludwinowa, syn Mateusza i Anny.
  • Katarzyna – moja praprapra(3)babcia miała zaledwie 9 lat i 21 lat później wyszła za mojego praprapra(3)dziadka Stanisława Wójcickiego, syna Jana i Barbary z Kowalczyków, a ich rocznicę ślubu na „Drogach Przeszłości” wspominałam 12 listopada >>>LINK<<<.
  • Franciszek – miał zaledwie rok i 9 miesięcy, mimo wczesnej straty matki wychował się i w 1869 r. czyli 25 lat po zgonie matki ożenił się z Katarzyną z Kościeszów, córką Michała i Pauliny z Rudnickich.

Zatem owdowiały Antoni Gut pozostał po śmierci żony z piątką dzieci, z których najstarsze miało 17 lat, a najmłodsze niespełna dwa lata, zaś pierworodna jego córka zdążyła już wyjść za mąż, ale jeszcze nie postarała się o wnuki dla ojca. Mój prapraprapra(4)dziadek nie był w łatwej sytuacji, gromadka dzieci, w tym mały Franciszek oraz praca na 10 morgowym gospodarstwie. Toteż nie zwlekał zbytnio z powtórnym ożenkiem i już w 46 dniu żałoby stanął przed jakubowskim ołtarzem wraz z 26-latnią Marianną z Płochockich, córką Ignacego i Heleny, zamieszkałą w Ludwinowie. Pierwsza zapowiedź przedślubna Antoniego i Marianny wyszła już 19 stycznia, czyli zaledwie miesiąc po śmierci mojej prapraprapra(4)babci. Drugi ślub Antoniego był wspominany na blogu z czterema innymi, których rocznice przypadały w Święto Matki Boskiej Gromnicznej >>>LINK<<<.

Co ciekawe drugą małżonką Antoniego została siostra rodzona jego zięcia Franciszka – męża pierworodnej córki Józefy. Ciekawe czy fakt, że przyszła żona była siostrą zięcia był decydującą zaletą i być może to sam zięć, albo jego ojciec nastręczył wdowcowi młodą panienkę za żonę, czy to był czysty przypadek. Obawiam się, że w tym przypadku, nie było żadnego przypadku, a ślub Antoniego z Marianną był czystą transakcją, a nie wielką miłością, szczególnie, że zaślubiny nastąpiły dość szybko. Nie jest to jednak koniec ślubów między rodziną Gutów i Płochockich, ponieważ w 1853 r., czyli 9 lat po sprowadzeniu się panny Płochockiej do domu Antoniego, z jej bratanicą i jednocześnie imienniczką – Marianną, ożenił się syn Antoniego – Stanisław. Młoda Marianna była córką Józefa i Katarzyny z Brzezińskich małżonków Płochockich i jednocześnie wnuczką Ignacego i Heleny. Tym sposobem bratanica stała się szwagierką swojego stryja oraz synową swojej ciotki – och te powiązania rodzinne, ciężko się w nich połapać…

 


 

Marianna Płochocka urodziła mojemu prapraprapra(4)dziadkowi Antoniemu Gut jeszcze ośmioro dzieci, z których przeżyło na pewno troje, a być może nawet czworo, choć losów jednego z dzieci nie udało się ustalić, więc być może zmarło jako dziecko.

 

 

 

Biedna Franciszka leżała od niespełna 50 dni w zimniej, jakubowskiej ziemi, a nieopodal w kościele, jej ślubny odprawiał swoje drugie gody. Dla spotęgowania przygnębienia po zmarłej Franciszce, Antoni ślubował miłość i wierność nowej żonie zaledwie trzy dni przed porcelanową rocznicą przysięgi małżeńskiej z pierwszą żoną. Niestety takie były realia chłopów na wsiach. Mężczyzna zostawał sam, bez kobiety, która nie tylko opiekowała się dziećmi, ale przede wszystkim nim – gotowała dla całego domu strawę, gdy jej mąż ciężko pracował w polu i obejściu. Zajmowała się nie tylko żołądkiem, ale i odzieniem rodziny – tkała, szyła, cerowała i prała ich odzież. Aby zabezpieczyć rodzinę w podstawowe produkty, uprawiała przydomowy ogródek i warzywniak, a z ich plonów robiła zapasy na zimę – konfitury, soki i kwaszonki. Oprócz tego chodziła przede wszystkim koło inwentarza żywego dbała o drób, karmiła owce, świnie i krowy, które dodatkowo doiła, a gdy uzbierała kilka jaj, trochę mleka, z którego zrobiła masło czy ser to jechała do pobliskiego miasta, aby sprzedać te swoje produkty na tamtejszym rynku. Tym sposobem i kobieta przynosiła marny, ale grosz do i tak skromnej kasy rodzinnej. Kobieta była niezastąpiona w domu, bez niej chłop nie byłby tym kim jest, nie miałby tego co ma, bo po prostu pracy było za dużo jak na jedne ręce. W rodzinie chłopskiej był podział obowiązków i kobieta nawet nie wychodząc w pole miała pełne ręce roboty od świtu do nocy, a przecież pomagała także mężowi w polu, pracując często ramię w ramię z nim, albo odrabiając na polu sąsiada, swoją pracą, pożyczonego przez męża konia, pług czy bronę. Nic dziwnego, że wdowiec szybko myślał o zastąpieniu zmarłej żony. I nie powiedziałabym, że kwestie seksualne wiodły tu prym, bardziej ekonomia i gospodarność.

W czasie lektury forum genealogicznego na Genealodzy.pl przeczytałam kiedyś, że „jak chłopu na wsi żona zmarła, to tak jakby mu się krowa wycieliła. Brał zaraz drugą, a ta z pustymi rękami nie przychodziła i choćby z sobą jaką krowę, czy cielaka przywiodła”. Są to strasznie smutne słowa i z jednej strony wstrząsające, ale jeśli spojrzy się na takiego wdowca przez pryzmat braku rąk do pracy i to pracy, na której chłop się zazwyczaj nie znał – mężczyźni wtedy nie gotowali, nie zajmowali się dziećmi i nie pielili warzywnych grządek, to wydźwięk tej tezy jest całkiem inny. Faktycznie biorąc nową żonę, chłop dostawał posag, który był raczej dodatkiem do jego głównej wygranej w jaką zmieniała się nowa żona – „pomocnicy” w domu i polu.

W chłopskich rodzinach nie ma mowy o odczekaniu z kolejnym ślubem, przez okres żałoby, którą po zmarłym małżonku zwyczajowo nosi się rok i sześć tygodni. Mężczyźni zawierali nowe związki w ciągu kilku tygodni po zgonie współmałżonki. Zasada szybkiego powtórnego zamążpójścia nie dotyczy jednak kobiet, bo te były zobowiązane odbywać żałobę po zmarłych mężach, ale nie z powodu swojej bogobojności, ale przede wszystkim z uwagi na ewentualny stan błogosławiony, w którym mogły się znajdować w chwili zgonu męża. Dziś kobiety robią testy ciążowe w pierwszych tygodniach ciąży, potem biegną do ginekologa, który podczas badania USG określa z niezwykłą dokładnością wiek płodu, a kiedyś takich możliwości nie było i tylko intuicja samej matki lub innych ludzi potrafiła określić czy kobieta jest w ciąży. Z uwagi na to kobiety były zobowiązane zachować okres karencji przed kolejnym zamążpójściem, a czas ten określał nawet Kodeks Napoleona – artykuł 228, gdzie zapisano „żona nie może wchodzić w powtórny związek, aż po upłynięciu dziesięciu miesięcy, od rozwiązania małżeństwa poprzedzającego”. Ten prawny zabieg miał zapobiec sytuacji, w której nie wiadomo byłoby czyje faktycznie dziecko urodziła kilka miesięcy po powtórnym ślubie kobieta – pierwszego czy drugiego małżonka. Niewiasty, przeciwnie jak dziś, kiedyś nie miały szansy na dokładne określenie czasu zajścia w ciąże ani określenia czy rodzi wcześniaka czy w terminie, a także nie miały możliwości wykonania badań DNA potwierdzających lub zaprzeczających ojcostwa. Niektórzy powiedzą, a miesiączka – brak miesiączki u kobiet, które pracują ponad siły i odżywiają się nie najlepiej, żeby nie powiedzieć źle, jest czymś naturalnym. Do tego dochodziło karminie piersią i zaburzona gospodarka hormonalna poprzez następujące po sobie ciąże. Stąd prawnie uregulowano okres kobiecej żałoby po śmierci męża, zaś mężczyźni z taki obostrzeń byli zwolnieni i zaraz po śmierci małżonki mogli biec do plebana dać na zapowiedzi z nową wybranką, ale czy serca…

 

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉