28 sierpnia 1763 r. w kuflewskim kościele, tamtejszy pleban Franciszek Szymon Kossowski, ochrzcił syna chłopów z Kuflewa Wawrzyńca i Teresy małżonków Gałązków. Chłopcu nadano imię Augustyn, a był to mój prapraprapraprapra(6)dziadek.
Rodzicami chrzestnymi Augustyna Gałązki został Marcin Budziszewski i Justyna Sęktarzówna, która była jeszcze panną.
Akt chrztu mojego przodka jest lekko zniszczony, widać, że był spisany na dole prawej karty i dlatego jego prawa strona uległa niszczeniu poprzez kruszenie się papieru. Mimo to udało się odczytać najważniejsze informację zawarte zaledwie w trzech wierszach.
O rodzicach Augustyna Gałązki wiem nie za dużo. Z aktu urodzenia mojego prapraprapraprapra(6)dziadka wynika, że jego rodzicami, a więc moimi praprapraprapraprapra(7)dziadkami był Wawrzyniec Gałązka i Teresa nieznanego nazwiska panieńskiego – chłopi z Kuflewa. Niestety nie uda się już odnaleźć aktu ich ślubu, chyba, że się stanie cud i odnajdzie się księga lub księgi ślubów z okresu od 1735 r. do 1767 r., bo na podstawie daty urodzenia Augustyna można domniemywać, że Wawrzyniec i Teresa zawarli związek małżeński przed 1763 r., a z tego okresu metrykalia się nie zachowały.
Sprzed 1763 r. są dostępne tylko aktu urodzeń z których wynika, że małżonkowie Wawrzyniec i Teresa Gałązkowie mieli tylko jedno dziecko – mojego prapraprapraprapra(6)dziadka. Wcześniej co prawda występuje w metrykaliach Wawrzyniec Gałązka jako ojciec piątki dzieci, ale ich matką jest Anna, a nie Teresa. Czy to możliwe, że chodzi o tą samą rodzinę? Małżonkowie Wawrzyniec i Anna mieszkają w Kuflewie i mają następujące dzieci: Józefa urodzonego w 1744 r., Macieja Jana urodzonego w 1745 r., Mariannę urodzoną w 1746 r., Macieja urodzonego w 1758 r. i Anastazję urodzoną w 1761 r. (zmarła w 1762 r. – w akcie zgonu podano tylko imię ojca). Dodatkowo w 1749 r. urodziła się Konstancja Gałęziowska, której rodzicami byli Wawrzyniec i Anna, a rok później – w 1750 r. urodził się Augustyn Gałęziewski, także syn Wawrzyńca i Anny – oboje mogą być dziećmi Wawrzyńca i Anny Gałązków.
Na podstawie powyższego mogę domniemywać, że matka Augustyna miała jednak na imię Anna, a nie Teresa. To będzie kolejny post przekrojowy, tym razem przez całe życie Augustyna, więc do imienia jego matki powrócimy jeszcze.
Zanim Augustyn wszedł w dorosłe życie, zmarł jego ojciec Wawrzyniec – stało się to 1 maja 1776 r. i wspominałam o tym zgonie przy okazji śmierci matki Augustyna, której rocznice kilka dni temu obchodziliśmy, a konkretnie 19 sierpnia >>>LINK<<<. Zatem mój przodek w wieku 13 lat został osierocony przez ojca, co na pewno wpłynęło na jego start życiowy. Być może pomocą było jego rodzeństwo z którego najstarszy Józef miał 32 lata.
Po dziesięciu latach od śmierci ojca, Augustyn mając 23 lata, stanął na ślubnym kobiercu i ożenił się z Krystyną Kostorek, a że to były już czasy gdy plebanem kuflewskim był ksiądz Alojzy Gozdawa Stawski słynący ze swojej skrupulatności to i akt ślubny moich przodków jest znacznie bardziej rozbudowany niż te sporządzane w tym samym czasie w innych parafiach.
W niedzielę, 5 lutego 1786 r. przed kuflewskim ołtarzem, w obecności księdza Antoniego Gozdawy Stawskiego proboszcza kuflewskiego uczciwy Augustyn Gałązka syn Wawrzyńca i Anny małżonków Gałązka, kawaler z Kuflewa poślubił chłopkę, pannę Krystynę Kostrkównę córkę Marcina i Heleny Misiszanki małżonków Kostrków z Kuflewa. Ceremonia zaślubin została dopełniona w obecności Stanisława Wójcika, Kazimierza Woycika z Kuflewa oraz Urbana Kończy z Guzewa.
Jak widać, w akcie ślubu Augustyna, występuje on jako syn Anny, a nie Teresy, zatem można uznać, że imię mojej praprapraprapraprapra(7)babki zostało błędnie podane w akcie chrztu jej syna, a mojego prapraprapraprapra(6)dziadka. Nic w tym dziwnego, pamiętajmy, że w tamtym okresie matki nie uczestniczyły w chrztach swoich dzieci, gdyż te odbywały się niemalże natychmiast po porodzie, a położnica nie była w stanie udać się, często pieszo, do kościoła. Nie zalecano jej także jakiegokolwiek ruchu, powinna przez najbliższe dni odpoczywać i nabierać sił. Nie chodziła w grę także podróż na drabiniastym wozie na drewnianych kołach, która odbywała się z ciągłym telepaniem, bo drogi były złej jakości. Kobieta, która dopiero co wydała na świat nowe życie, była także nieczysta i nie mogła wejść do kościoła, taka była tradycja ludu wiejskiego, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Ludowe przekazy nakazywały, więc pozostanie kobiecie przez około 40 dni w domu, zazwyczaj pod opieką innych kobiet, ale różnie z tym bywało, choć nie zapomnijmy o wielopokoleniowych rodzinach, które mieszkały w jednej skromnej chacie. Do przekazu tego dodawano także przesądy o demonach, które mogą dopaść dopiero co rodzącą kobietę i ją lub dziecko skrzywdzić, dlatego radzono młodym matkom, aby nie oddalały się od domostw. Po około sześciu tygodniach matka, często z dzieckiem, udawała się do kościoła by przeprowadzić swój wywód. W dawnych wiekach, kapłan wychodził jej naprzeciw i witając w drzwiach kościoła błogosławił, a następnie wprowadzał do świątyni. Zatem brak fizycznej obecności matki przy sakramencie chrztu oraz przy spisywaniu aktu chrztu często powodował błędy w jej imieniu, nazwisku panieńskim, a także wieku. Zdarzały się akty, w których nawet pomijano imię matki, jakby nie była ważna w tym wszystkim, a przecież bez niej nie byłoby tego małego człowieka, który dopiero co został włączony do chwały Boga.
O małżonce Augustyna i tym samym o mojej prapraprapraprapra(6)babce Krystynie wiem sporo i nie za dużo. Takie to urok genealogii – wiem trochę – chcę więcej. Rodzicami Krystyny, a więc moimi praprapraprapraprapra(7)dziadkami był Marcin Kostrek i Helena Misiszanka, czyli z domu Misica.
Moi przodkowie Kostrek musieli zawrzeć związek małżeński przed 1764 r., bo właśnie w tym roku rodzi się im syn Szymon, który wydaje się być pierworodnym, w 1767 na świat przychodzi Regina, a w 1769 r. Łucja, w 1772 r. rodzi się Kazimierz, a mojej Krystyny nie odnalazłam. Przyjmując, ze była mniej więcej równolatką Augustyna, ewentualnie była młodsza o kilka lat, to winna przyjść na świat mniej więcej w okresie od 1763 r. do 1766 r. czyli w tym okresie, w którym urodziło się jej rodzeństwo, a akty się zachowały. Dlaczego więc brakuje aktu chrztu Krystyny? Czy została ochrzczona pod imieniem Regina lub Łucja? Możliwe, ale wówczas w chwili ślubu miałaby 19 lat, gdyby były ochrzczona jako Regina lub 17 lat gdyby przy chrzcie nadali jej imię Łucja. Bardziej pasuje na Reginę, ale córka Marcina i Heleny o tym imieniu zmarła w 1769 r. jako niespełna dwulatek, więc nie mogła pod zmienionym nazwiskiem wyjść za mojego praprapraprapraprap(6)dziadka.
Zagadka chyba się rozwiązuje – w 1762 r. została ochrzczona córka Heleny – Krystyna Misica, a w akcie chrztu zapisano, że była dzieckiem pozamałżeńskim. Co ciekawe między 1760 r., a 1767 r. nie została w kuflewskiej parafii ochrzczona inna Krystyna. Zatem można przyjąć, że moja prapraprapraprapra(6)babka Krystyna była panieńskim dzieckiem Heleny Misicy, która między 1762 r., a 1764 r. wyszła za mąż za Marcina Kostrka, a ten wychowała moją przodkinie jak swoją córkę, dając jej w chwili zamążpójścia własne nazwisko i ojcostwo. Czy mogła to być jednak biologiczna córka Marcina Kostrka? Tego raczej nie da się już ustalić, ale wszystko jest możliwe. Młoda dziewczyna z góra dwuletnim dzieckiem nagle wychodzi z kawalera i rodzi mu szybko kolejne dzieci. Może to była wielka miłość i Marcin nie patrzył na słabą reputację Heleny, wszak była panną z dzieckiem, a może się nad nią zlitował i wziął ją za żonę, pomijając fakt, że wieś ją piętnowała, nie możemy też wykluczyć takiej ewentualności, że to właśnie on przyczynił się do splamienia honoru panny i zanim się z nią ożenił, zrobił jej dziecko, a po urodzeniu, gdy na przykład dziewczynka była do niego podobna jak dwie krople wody nie miał już innego wyjścia i pojął ją za żonę.
Prawdę znali zapewne tylko zainteresowani czyli Helena i Marcin, a my jej już nie poznamy, no chyba, że za pomocą umiejętnie i przemyślanie zrobionych testów DNA. Na tą chwilę pojawia się jednak wielki znak zapytania co dalej z moją genealogią w kontekście Marcina Kostrka – czy badać głębiej jego linię uznając go za biologicznego ojca mojej prapraprapraprapra(6)babki Krystyny i wciągnąć do wywodu przodków jako praprapraprapraprapra(7)dziadka czy jednak odpuścić i przyjąć go jedynie za męża mojej praprapraprapraprapra(7)babki Heleny i ojczyma prapraprapraprapra(6)babki Krystyny. Orzech ciężki do zgryzienia i na razie pozostaje nierozwiązany, a wątek Kostrka i Misicy musi poczekać na inną rocznicę, bo dziś miało być tylko o Augustynie Gałązce, który i tak dostarcza wielu wiadomości, choć jak się okazało jego żona Krystyna dostarczyła chyba jednej z największych rewelacji w ostatnich miesiącach w mojej genealogii. Muszę się nad tym wszystkim zastanowić. Chętnie też poznam Waszą opinię moi Drodzy Czytelnicy jak Wam intuicja podpowiada, czy Marcin mógł być jednak ojcem Krystyny?
Nieślubne dziecko było dla wiejskiej dziewczyny wielką tragedią. Wieś przymykała oko na pozamałżeńskie stosunki seksualne, którym sprzyjały areały pół, sianokosy czy żniwa, gdzie młodzi mężczyźni spędzali całe dnie z młodymi niewiastami przy pracy, często skromnie ubranymi z uwagi na panujący upał. Jednak jeśli z tych wspólnych chwil zapomnienia dziewczyna zachodziła w ciąże to była publicznie piętnowana, gdyby to była tylko i wyłącznie jej wina. Nic dziwnego że młode kobiety gdy tylko zorientowały się, że są w ciąży starały ten stan ukryć jak najdłużej. Uciekały się także do praktyk, które miały pozbawić je problemów. Cześć z nich była typowo magiczna jak mielenie mąki w żarnach w drugą stronę to znaczy „na opak”. Korzystano także z medycyny ludowej. Do najbardziej znanego „medycznego” sposobu spędzenia płody było jedzenie każdego dnia kilku ziaren sporyszu czyli pasożytniczego grzyba atakującego zboże, który były silne trujący. Nie trudno sobie wyobrazić jak ta „kuracja” się kończyła nie tylko dla maleńkiej istoty rozwijającej się pod sercem panny, ale i dla niej samej. Ciężarne także nie oszczędzały się w pracach, wierząc, że dźwiganie ciężkich wiader z wodą czy pasą dla inwentarza lub praca ponad siły w polu może doprowadzić do poronienia. Jeśli te wszystkie zabiegi nie pomagały, ciąża rozwijała się, a brzuch rósł, ciężarne panny za wszelką cenę chciały doprowadzić do rychłego ślubu z ojcem dziecka. Jeśli mężczyzna ten poczuwał się do obowiązku i mógł wstąpić w związek małżeński, czyli nie był mężem innej kobiety to oboje stawali na ślubnym kobiercu i za kilka miesięcy rodziło się dziecko. Gdy sytuacja była bardziej skomplikowana, ojciec dziecka był np. okresowym parobkiem we dworze, który pomagał przy żniwach, a potem poszedł w świat i ślad po nim zaginął, albo był żonatym sąsiadem lub po prostu był kawalerem, którego nie obchodził problem dziewczyny z którą się przespał, wówczas takie niewiasty próbowały wydać się za kogokolwiek. Często byli to wdowcy z tej lub sąsiedniej wsi, biedni parobcy, którzy nie mogli liczyć na lepszy ożenek lub przebywający w danej chwili we wsi włóczędzy czy wyrobnicy. Gdy te wszystkie możliwości nie były do zrealizowania, dziewczyny decydowały się na opuszczenie rodzinnej wsi i wyruszenie w świat, idąc na służbę do miasta, by uchronić się od publicznego wstydu, który dosięgnie nie tylko ją, ale i jej rodziców i rodzeństwo. Lokalna społeczność potrafiła skutecznie zatruć życie pannie z dzieckiem. Zdarzały się sytuacje gdy obcinano jej warkocz na znak pozbycia się dziewictwa, bito oraz obwożono po całej wsi, a nawet okolicy ku przestrodze dla innych młodych dziewczyn. Na obcięte włosy zakładano jej czepiec, tak jak młodej mężatce podczas oczepin. Piętnowanie odbywało się także ze strony kościoła, nie mogła wchodzić do świątyni w czasie mszy tylko musiała pozostać na przykościelnym cmentarzu. Co ciekawe ojciec dziecka, jeśli był znany i jeśli nie zdecydowała się z różnych względów na małżeństwo z matką, był traktowany dużo łagodniej, choć stracił poważanie wśród swoich sąsiadów. Pogarda która dążono pannę z dzieckiem przenosiła się także na samo dziecko. Każdy mógł takie dziecko uderzyć, popchnąć i wyśmiać, bez większych konsekwencji. Rodzicami chrzestnymi bękartów zostawali starzy ludzie, a chrzczono ich imionami, których powszechnie nie używano, co naznaczało ich na całe życie. Nieślubne dzieci zatem były traktowane gorzej nie tylko przez całą wieś, ale także przez rodzinę, w tym przez samą matkę, jeśli posiadała ona inne małżeńskie dzieci, dlatego często takie dzieci, w pierwszej kolejności oddawano na służbę, gdzie pracowały ponad siły, bo i pracodawca odnosił się do nich z pogardą wiedząc z jakiego związku pochodzą.
Bez znaczenia czyją córką była Krystyna, która w 1786 r. jako Kostrkówna wyszła za Augustyna Gałązkę, na pewno była moją prapraprapraprapra(6)babką i tego teraz chcę się trzymać.
Młode małżeństwo Augustyna i Krystyny Gałązków początkowo mieszkało w Kuflewie. Już w tym samym roku, w którym się pobrali Krystyna urodziła Andrzeja Klemensa, a dwa lata później Katarzynę Teklę. Później wydaje się, że małżonkowie przenieśli się do sąsiedniej parafii – Kałuszyn, do wsi Grodzisk, który należał jednak do dóbr ziemskich kuflewskich. Już w Grodzisku, w 1789 r. zmarł Andrzej Klemens, który jak zapisano w metryce zejścia sporządzonej jeszcze w parafii kuflewskiej miał dwa latka i dziewięć miesięcy. Zapewne w Grodzisku przyszła na świat moja praprapraprapra(5)babka Agnieszka, której narodzenie oszacowałam na mniej więcej okres od 1787 r. do 1791 r., późniejsza żona Alojzego Uchmana vel Uchmańskiego, o której była mowa na blogu przy okazji rocznicy jej zgonu 10 czerwca >>>LINK<<<. Zaczynając więc kwerendę wśród urodzeń parafii kałuskiej, gdzie znalazłam urodzonego w 1799 r. Jana, a w 1801 r. Kazimierza, obaj oczywiście w Grodzisku, zwróciłam uwagę na przerwę w dostępności metryk chrztu z okresu 1790 – 1798 r., a wiec prawdopodobnie w tym okresie, szczególnie na jego początku mogła się urodzić moja przodkini Agnieszka, a jej akt bezpowrotnie uległ unicestwieniu.
Jeszcze przed wyprowadzką Augustyna z rodziną do Grodziska, w Kuflewie zmarła jego matka Anna, ale o tym już było na blogu, dokładnie 9 dni temu – 19 sierpnia – >>>LINK<<<.
Pożycie małżeńskie Augustyna i Krystyny przerwała śmierć Krystyny, która nastąpiła na pewno po 1801 r., czyli po narodzeniu Kazimierza, którym był jak się wydaje ostatnim dzieckiem małżonków Gałązków. Niestety brak metryk zejść z okresu 1798 – 1810 z kałuskiej parafii uniemożliwia ustalenie kiedy dokładnie zmarła moja prapraprapraprapra(6)prababka.
Po śmierci żony Augustyn pozostał wraz z dziećmi sam. Będąc kowalem z jednej strony był dobrą partią, a z drugiej strony miał rozliczne zajęcia, które uniemożliwiały mu opiekę nad dziećmi. Zapewne to drugie zmusiło go do powtórnego ożenku, z którym na moje oko nie zwlekał zbyt długo. Drugą żoną Augustyna została Franciszka Żmudzin. Niestety nie udało mi się ustalić kiedy doszło do ślubu Augustyna i Franciszki. Ślub szacuję, że odbył się nie wcześniej niż w 1801 r., może nawet w roku kolejnym, ale mógł odbyć się także w II połowie pierwszego dziesięciolecia XIX w., bo na dobrą sprawę nie wiemy kiedy tak naprawdę zmarła Krystyna. Podobnie jak nie zachowały się z tego okresu metryki zejść, tak też nie ma metryk ślubu, dlatego możemy tylko posługiwać się przybliżeniami i szacunkami. Jedno jest pewne we wrześniu 1810 r. Krystyna już nie żyła, a Franciszka była już panią kowalową Gałązkową.
I ile nie udało się dotrzeć do aktu zgonu pierwszej żony Augustyna Gałązki, to przy kolejnej małżonce miałam więcej szczęścia.
Z aktu zejścia Franciszki dowiadujemy się, że po pierwsze była wdową gdy wychodziła za mojego prapraprapraprapra(6)dziadka, po drugie była od niego młodsza, bo jeśli umierając miała około lat 38, to znaczy że urodziła się około 1775 r., a więc dwanaście lat później niż mój przodek. Różnica ta wcale nie jest taka duża, zdarzały się większe różnice wieku między małżonkami, o czym niebawem się przekonamy.
Jako dociekliwy genealog i taki, który ostatnio na podstawie pobocznych wątków doszedł do bardzo ciekawych i konkretnych wiadomości spróbowałam poszukać pierwszego ślubu macochy mojej praprapraprapra(5)babki Agnieszki.
W akcie zgonu Franciszki zapisano, że pochodziła z rodziny Żmudzinów, a po pierwszym mężu nosiła nazwisko Woydak. W parafii kuflewskiej w 1794 r. miał miejsce ślub Mikołaja Wojdaka syna Jana i Franciszki z Mądrych i Franciszki Żmudzin córki Marcina i Ewy. Oboje byli stanu wolnego – kawaler pochodził z Małej Wsi, a panna z Liwca. Wśród aktów urodzeń odnalazłam tylko jednego syna poczętego z tego małżeństwa, który został ochrzczony w 1795 r. imionami Hipolit Alojzy Gonzaga i który zmarł, mając zaledwie osiem miesięcy, w kolejnym roku.
Niestety nie udało mi się odnaleźć zgonu Mikołaja, dzięki któremu mogłabym określić kiedy najwcześniej Franciszka mogła stanąć na ślubnym kobiercu z moim prapraprapraprapra(6)dziadkiem. Zatem pozostaje szacunek, że ich ślub odbył się między 1801 r., a 1810 r.
Po śmierci Franciszki, wówczas 50-letni Augustyn szybko otrząsnął się z żałoby i już 3 października 1813 r. o godzinie 9:00 wstąpił w kolejny związek małżeński – od zgonu poprzedniej żony upłynęło jedynie ośmiu tygodni. W akcie ślubu Augustyn Gałązka został przedstawiony jako włościanin, majster kunsztu kowalskiego, zamieszkały w Grodzisku, mający lat 50, co stwierdzono na podstawie metryki urodzenia wyjętej z kuflewskiego kościoła, wdowiec po zmarłej Franciszce ze Żmudzinów, która zmarła 10 sierpnia 1813 r. co także stwierdzono na podstawie metryki zejścia Franciszki. Augustyn był synem zmarłego Wawrzyńca Gałązki ślusarza z Kuflewa i Anny, ale nie wiadomego nazwiska, bo „była nawrócona do wiary świętej katolickiej”. Żoną mojego przodka została Anastazja Skaryszówna panna mające zaledwie 20 lat jak wynika z jej metryki chrztu zapisanej w księgach kałuskich, zamieszkała tylko przy ojcu Janie Skaryszu, włościaninie rolniku mającym gospodarstwo w Grodzisku, bo jej matka Franciszka z Krupów już wówczas nie żyła.
Co ciekawe, zapowiedzi przedślubne wyszły dość szybko jak na trwającą żałobę, bo pierwsza już 12 września czyli zaledwie miesiąc po tym gdy Augustyn pochował Franciszkę owdowiała, a druga, zgodnie z prawem, po tygodniu – 19 września.
Świadkami tego szybkiego ślubu byli Karol Pilich lat 38, Grzegorz Stachowicz lat 46, Kazimierz Łukasiak lat 48 i Urban Dryl lat 36, a wszyscy pochodzili ze stanu włościańskiego i byli rolnikami osiadłymi na gospodarstwach w Grodzisku.Młodziutka Anastazja Skaryszówna urodziła się w 1793 r., gdy mój prapraprapraprapra(6)dziadek miał już 30 lat i od siedmiu lat był nawet żonaty z moją prapraprapraprapra(6)babcią Krystyną. Trzydziestoletnia różnica wieku jest już znacząca, to całe pokolenie, a młoda małżonka była w wieku dzieci Augustyna.
Nie wiadomo jak układało się pozycie małżeńskie Anastazji i Augustyna. Na pewno przeszkodą w dogadaniu się była ich wiek. Anastazja – młoda pełna energii i przeświadczona, że dobrze wyszła za mąż, za kowala, który jest człowiekiem uważanym w całej wsi, a i w całej okolicy. Augustyn zaś już mający pół życia za sobą, a jak się za chwile okazało stojący niemal nad grobem, po dwóch małżeństwach, z dorosłymi dziećmi, a nawet będący już dziadkiem, spracowany i ogorzały w kuźni przez tyle lat, którego włosy i skóra przesiąkły zapachem popiołu i rozgrzanego żelaza, mógł z jednej strony budzić podziw w oczach młodej żony, a z drugiej odrazę i strach. Jak im się układało w tym nowo zawartym małżeństwie tego nie wiem, ale jak się okazało ich związek nie trwał zbyt długo.
Mój prapraprapraprapra(6)dziadek Augustyn Gałązka zmarł już 3 kwietnia 1814 r., czyli równo pół roku po pojęciu za żonę Anastazji.
Tym sposobem udało mi się prześledzić 50 lat życia mojego prapraprapraprapra(6)dziadka, którego matka Teresa zmieniła się w Annę i podobno jeszcze przeszła z innej wiary na wiarę katolicką, który poślubił panieńską córkę, choć mógł nawet o tym nie wiedzieć, ba może nawet ona sam o tym nie wiedziała, który będąc kowalem przeprowadził się z Kuflewa do Grodziska, który pochował pierwszą żonę i ożenił się powtórne, a potem pochował i drugą żonę, następnie rychło ożenił się po raz trzeci z dużo młodszą dziewczyną i jak się potem okazało zrobił to zaledwie pół roku przed swoją śmiercią.
Ciekawość mnie zżera co stało się z młodą wdową po kowalu – Anastazją. Nie pozostał długo wdówką, bo już dziesięć miesięcy po śmierci męża – 5 lutego 1815 r. o 9:00 z rana w obecności świadków Jerzego Szepaniaka lat 30 szewca z Grodziska, Franciszka Kowalczyka lat 22, Kazimierza Łukasiaka lat 48 i Urbana Dryla lat 36 włościan, rolników osiadłych w Grodzisku na gospodarstwach, poślubiła Jana Olszewskiego.
Jan Olszewski był 24-letnim kawalerem pochodzącym z parafii siennickiej, bo z tamtejszych ksiąg dostarczył metrykę urodzenia, mieszkał na gospodarstwie w Grodzisku, był synem zmarłych rodziców – Bartłomieja Olszewskiego stelmacha z Mińska i Rozalii z Wolińskich, a zgony ich potwierdził wyjętymi odpisami aktów zgonu z mińskiej parafii.
Anastazja została zapisana w akcie jako wdowa pochodząca z rodu Skaryszów, a po mężu nosząca nazwisko Gałązka, mająca 21 lat, zamieszkała w Grodzisku po śmierci męża Augustyna Gałązki kowala, który zmarł 3 kwietnia 1814 r., córka Jana Skarysza włościanina, rolnika z Grodziska i Franciszki z Krupów, w których asyście stawiła się w kościele. Co ciekawe przy pierwszym ślubie jednoznacznie było zapisane w akcie, że matka Anastazji – Franciszka z Krupów zmarła. Czyżby ożyła? Na pewno nie, ale w ślubie mogła uczestniczyć macocha Anastazji, gdyż jej ojciec Jan gdy umierał w 1827 r. było ożeniony z Elżbietą z Uchmańskich, którą ksiądz wziął za Franciszkę z Krupów.Anastazja przeżyła z Janem Olszewskim szesnaście lat. Zmarła w 1831 r. w parafii Kuflew, mając 38 lat, choć w akcie zgonu zapisano jej 40 lat. Pomylono także imię matki, wpisując Ewa zamiast Franciszka. Pozostawiła po sobie męża Jana.
Źródła:
D. Żołądź-Strzelczyk
Dziecko w dawnej Polsce
Poznań 2002
Krzysztof Ruszel
Leksykon kultury ludowej w
Rzeszowskiem
Rzeszów 2004.
http://naludowo.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉