W Janowie, w poniedziałek 20 sierpnia 1787 r. zmarła ponad 40-letnia Barbara Szczapikowa – moja prapraprapraprapra(6)babka.
W księgach zgonów z parafii mińskiej we wpisach dotyczących zejść z 1787 r. można odnaleźć jedynie cztero wierszowy akt zgonu mojej prapraprapraprapra(6)babki Barbary Szczapikowej – żony Józefa Szczapika, ale to z domysłu, bo z samego aktu nie dowiadujemy się wielu informacji o zmarłej. Wiemy tylko, że zmarła 20 sierpnia, w domyśle 1787 r., zapewne rok ten jest podany na poprzednich stronach księgi, a z racji oszczędności miejsca i tuszu nie powtarzany w każdym z aktów. Zmarła pochodziła ze stanu chłopskiego, miała ponad 40 lat i co ważne z punktu kanonicznego została opatrzona sakramentami świętymi przed śmiercią i spoczęła na cmentarzu parafialnym, który wówczas mieścił się jeszcze wkoło kościoła, dziś tak zwanego starego, albo inaczej mówiąc białego kościoła w Mińsku Mazowieckim, będącego obecnie siedzibą parafii pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
Barbara Szczapikowa pochodziła jak wynika z jej aktu ślubu z Józefem Szcapikiem, z rodziny Krosko – w akcie ślubnym zapisano wprost Kroskówna. Moi prapraprapraprapra(6)dziadkowie ślubowali we wspomnienie Matki Boskiej Gromnicznej w 1772 r., co wspominałam na blogu dokładnie 2 lutego, w 251 rocznicę ich ślubu >>>LINK<<<. Co ciekawe kwerenda aktów metrykalnych z okresu między ślubem, a zgonem Barbary nie wykazała innego dziecka jakie moja przodkini urodziła swojemu mężowi Józefowi, oprócz urodzonego 23 lipca 1773 r. Jakuba, który był moim praprapraprapra(5)dziadkiem. Rocznicę urodzin Jakuba także już wspominałam na blogu, możecie do niej powrócić klikając w >>>LINK<<<. Jedynactwo w tamtym okresie, w rodzinach chłopskich praktycznie nie istniało, a zważywszy, że pożycie małżeńskie Szczapików trwało przeszło 15 lat, a nie rok czy dwa, posiadanie przez nich tylko jednego potomka jest nader dziwne. Skoro para wydała na świat Jakuba to z punktu widzenia medycznego mogła posiadać dzieci. Chyba, że po narodzinach Jakuba zaszła jakaś sytuacja, która pozbawiła Barbarę – np. komplikacje po porodowe, lub Jakuba – uraz lub choroba, możliwości poczęcia kolejnych dzieci. Mogło być też tak, że Barbara jednak zachodziła w ciąże, ale nie była wstanie jej donosić, a poronienia odbywały się na tyle wcześnie, że nawet w księgach zgonu nie odnotowywano martwo narodzonych dzieci Szczapików. Jak było, tego się już nie dowiemy, minęło za dużo lat, wieków i przede wszystkim pokoleń, aby wiedza przekazywana z jednego na drugie dotrwała do obecnego.
Jedynactwo w minionych wiekach było praktycznie nie spotykane. Część jedynaków miało rodzeństwo, ale umierało ono w wieku niemowlęcym lub dziecięcym i w konsekwencji rodzice pozostawiali po sobie tylko jednego potomka. Nie zależnie od tego, czy matka rodziła jedno czy kilka dzieci, z których przeżywało tylko jedno to w obu przypadkach jedynactwo było traktowane bardzo negatywnie. Jedynactwo także wpływało na rodziców, który byli postrzegani jako chorzy i nie umiejący począć dziecka. W historii spotyka się rodziny wytykane palcami z powodu nie posiadania potomstwa. Rodzina wielodzietna w poprzednich wiekach była rodziną uznawaną za standardową i społecznie oczekiwaną. Na przestrzeni lat obraz jedynaka zmieniał się – z obrazu negatywnego, na bardziej pozytywny, a obecnie może nawet pożądany?
W XVIII w. czy XIX w., a nawet w pierwszej połowie XX w., szczególnie na wsiach, nie wiele wiedziano i nie wiele mówiono o rozwoju psychicznym i emocjonalnym dzieci. Nie zwracano uwagi na cechy jakie pojawiają się u dzieci, które posiadają rodzeństwo i u tych, które ich nie posiadają. Troska o rozwój dziecięcej psychiki i przystosowanie do życia w grupie to zagadnienia, którymi zajęto się dopiero w XX w. W tym czasie też, rodzice świadomie zaczęli decydować o ilości posiadanego potomstwa. Decyzja o jednym dziecku nie wynikała z wygody czy własnego lenistwa, ale bardziej z troski o potomka. Jedynakowi rodzice mogli zapewnić lepszy start, mogli go lepiej wyżywić, ubrać i przede wszystkim wykształcić, a to wszystko, aby zagwarantować mu dobrą i bogatą „wyprawkę” w dorosłe życie – zarówno tą materialną jak i nie materialną. Wcześniej małżonkowie myśleli zgoła odwrotnie, dzieci to była tania siła robocza, twierdzono, nawet gdy w domu doskwierała bieda, że skoro, gospodarstwo jest w stanie wyżywić „pięć gęb” to i szóstą wyżywi. Nie znano także środków antykoncepcyjnych, dlatego nie regulowano ilości ciąż. Po lekturach książek traktujących o życiu wiejskich kobiet – chociażby „Chłopek” Joanny Kuciel-Frydryszak czy „Czystki” Katarzyny Surmiak-Domańskiej, dowiedziałam się, że wiejskie kobiety nie były nawet świadome, że istnieje coś takiego jak dni płodne i dni niepłodne, dlatego też nie potrafiły świadomie regulować ilość poczęć, obawiając się, że każdy stosunek płciowy zakończy się ciążą, po prostu ich unikano, co wiązało się często ze zmuszaniem siłą kobiet do współżycia. Stąd także pożycia małżeńskie były jeszcze bardziej nie udane, a małżonkowie zamiast się kochać i szanować, nienawidzili się i sobą nawzajem gardzili.
W licznej literaturze, która zaczęła pojawiać się po II wojnie światowej i jest nadal poddawana rozwojowi można dostrzec wiele zalet i wad bycia jedynakiem. Do głównych zalet zalicza się koncentrację uwagi i pieniędzy, a może dziś jedynie pieniędzy, rodziców na jednym a nie kilku dzieciach, brak negatywnych emocji u jedynaka, które są związane z rywalizacją i porównywaniem z rodzeństwem w rodzinach wielodzietnych, a także brak konfliktów i napięć między dziećmi. Zwraca się uwagę także na to, że jedynacy są dojrzalsi niż ich rówieśnicy, którzy mają chociażby brata czy siostrę. Dojrzałość ta jest budowana na podstawie stałych kontaktów z dorosłymi, od których młodzi przejmuje nie tylko zasób słów, ale także wzorce zachowań. Dojrzałość ta także odzwierciedla się w braniu na siebie odpowiedzialności, ale i przewodnictwie, dlatego mówi się, że jedynacy są urodzonymi liderami. Oczywiście bycie jedynakiem niesie za sobą wiele wad. Główną jest samotność, nie tylko ta w dzieciństwie, która często jest przyczyną nudy, ale także ta w dorosłym życiu, szczególnie gdy rodzice już nie żyją. Koncentracja rodziców na jednym dziecku, powoduje u niego poczucie dźwigania ciężkiego brzemienia i presji oczekiwań ze strony mamy i taty, którzy z kolei mają często wygórowane oczekiwania co do swoich pociech. Samolubność, zamknięcie na innych ludzi oraz egocentryzm nie jest skutkiem wychowania jedynaka pod kloszem opieki rodzicielskiej, a raczej skutkiem trybu życia i sytuacji w jakich takie dziecko się wychowuje – nie wie na czym polega dzielenie, bo nigdy nie miała się z kim dzielić, mówi ciągle o sobie, bo w domu zawsze go dużo i chętnie słuchano, bo kogoż miano słuchać, nie umie rozwiązywać konfliktów, bo takich naturalnych umiejętności społecznych nie nabył w dzieciństwie. To wszystko powoduje, że jedynacy w dorosłym życiu stają się samotnikami, ewentualnie są zamknięci w jakiejś określonej grupie społecznej, która pociąga ich z punktu widzenia zainteresowań czy sposobu życia. Jedynacy muszą się w konsekwencji zmierzyć z problemem opieki nad rodzicami, biorąc na swoje barki cały ten ciężar, gdyż nie ma ich kto wyręczyć lub wspomóc jak to ma miejsce w rodzinach wielodzietnych. Wiąże się to także z trudnościami, a nawet poczuciem winy, jaka rodzi się w chwili opuszczania domu rodzinnego.
Wszystkie te wady i zalewy, a także gros innych doświadczam w swoim życiu będąc jedynakiem. Z jednej strony jestem zadowolona ze swojego życia, ale czasem brakuje mi obecności kogoś bliskiego – brata lub siostry, z którymi mogłabym dzielić radości i smutki, szczególnie teraz w dorosłym życiu. Rodzone rodzeństwo zastępuje mi jednak rodzeństwo cioteczne, z którym jestem dość blisko związana, na pewno dużo bliżej niż inne osoby, które mają liczne rodzeństwo rodzone.
Jakim jedynakiem był mój praprapraprapra(5)dziadek Jakub Szczapik? Hmmm. To był inny czas i inne wychowanie. Myślę, że było mu trudno i bardzo ciężko, cała praca w gospodarstwie ojca spadała na niego. Wyobrażam sobie, że sam musiał paść bydło i iść w pole z ojcem, sam obrządzał inwentarz i to zawsze on jeździł na targ z tatą. Nie było podziału na obowiązki jego i jego rodzeństwa, bo tego rodzeństwa po prostu nie było.
Po śmierci Barbary, Józef pozostał z 14-letnim synem Jakubem. Syn był na tyle duży, że nie potrzebowała już matczynej opieki. W tym wieku chłopcy pracowali, nader często ponad swoje dziecinne siły w gospodarstwie, własnych rodziców lub na służbie u sąsiadów. Po dwóch i pół roku wdowiego gospodarzenia mój prapraprapraprapra(6)dziadek ożenił się z wdową Marianną Wnuk – ich ślub wspominałam 7 lutego >>>LINK<<<.
Moja przodkini Barbara Szczapikowa, jak wynika z jej aktu ślubu pochodziła z rodziny Krosko. Nazwisko to występuje w parafii mińskiej w kilku obocznościach – Krośko, Kraska, Kraszka, Kroszko, Kros, Kroskowski. Przeszukując indeksy urodzeń mniej więcej w latach 40. XVIII w. odnalazłam indeks aktu urodzenia Barbary Kraszka urodzonej w 1743 r. w Janowie. Inna Barbara, której nazwisko mogłoby pasować do mojej przodkini, w tym okresie nie urodziła się, więc można domniemywać, że odnaleziony indeks dotyczy właśnie mojej przodkini. Koniecznie muszę napisać o reprodukcje tego aktu do ADW-P, ale akurat w sierpniu to archiwum jest zamknięte – trwa doroczny urlop wypoczynkowy. Także czekamy do września – już nie długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉