poniedziałek, 27 marca 2023

Janina Cecylia Wąsak – 100 rocznica urodzin

Sto lat temu, we wtorek 27 marca 1923 r. o godzinie 14:00 przyszła na świat Janina Cecylia Wąsak – moja kochana babcia Jasia.

W niedziele po sumie, 20 maja 1923 r., o godzinie 13:00 w kancelarii parafialnej stawiła się moja prababka Helena z Borzymów Wąsak mająca wówczas jak podała 24 lata wraz ze swoją córeczką urodzoną 27 marca 1923 r. oraz ze swoimi sąsiadami – Feliksem Murzynowskim i Władysławem Dworzyńskim rolnikami pełnoletnimi z Marianki. Tego dnia odbył się chrzest mojej babci, a jej rodzicami chrzestnymi zostali Feliks Murzynowski i Janina Kwiatkowska. Ojcem Janiny był mąż Heleny – 30-letni Józef Wąsak, mój pradziadek.

 


 

Powyższy akt urodzenia jest inny – wyjątkowy od tych pozostałych jakie udało mi się odnaleźć:

  • Po pierwsze jest to akt urodzenia mojej babci Jasi, jednej z najbliższych mi osób, kobiety która mnie wychowała.
  • Po drugie jest to akt zgłoszony przez kobietę, a nawet matkę dziecka. W swojej praktyce genealogicznej spotykałam już akty, które były zgłaszane przez kobiety, ale były to akuszerki. Zazwyczaj akuszerkami były zwykłe wiejskie kobiety, zwane potocznie babami lub babkami, które z racji własnych doświadczeń tj. kilkukrotnych porodów, a także dzięki pomocy w porodach innym kobietom nauczyły się sprawnie sprowadzać na ten świat niemowlęta. W tym przypadku to nie akuszerka, a sama matka zgłosiła narodzenie dziecka.
  • Po trzecie akt urodzenia informujący o udzieleniu sakramentu chrztu został spisany niemal dwa miesiące po narodzinach dziecka. I tu rodzi się pytanie dlatego urodzenia Janinki nie zgłosił ojciec, tylko matka i dlaczego odbyło się to tak późno. Jeśli chodzi o opóźnienie to zapewne było spowodowane osłabieniem Heleny spowodowanych porodem, tylko dlaczego wcześniej dziecięcia do chrztu nie przyniósł ojciec jak to było w zwyczaju. Helena jest chyba pierwszą moją przodkinią, która na 100% była obecna przy chrzcie swojego dziecka. Inne moje przodkinie leżały w połogu w chacie i odpoczywały po porodzie, gdy ich mężowie wraz z dzieckiem w jego pierwszych dniach życia stawiali się, bez względu na porę roku i pogodę w oddalonym czasem o kilkanaście kilometrów kościele prosząc o chrzest dla noworodka. Organizm matki po porodzie przez około 6 tygodni wraca do formy. Wówczas mówi się o połogu, podczas którego osłabione ciążą i porodem ciało kobiety odczuwa dolegliwości poporodowe. Te półtora miesiąca po porodzie to czas, w którym następuje cofnięcie się zmian powstałych w trakcie ciąży i porodu, to czas, w którym goją się rany, spada masa ciała, obkurcza się i zmniejsza macica, a gruczoły mleczne zaczynają wydzielać pokarm. Zatem gdy Helena odpoczęła po porodzie, a jej stan zdrowia pozwolił wybrać się furmanką do oddalonego o sześć kilometrów Jakubowa, zabrała siedmiotygodniową córeczkę i w towarzystwie swoich sąsiadów stawiła się w niedzielę u jakubowskiego proboszcza, aby ten ochrzcił jej dziecko. I tu rodzi się pytanie gdzie był ojciec mojej babci – Józef Wąsak. Niestety we wspomnieniach rodzinnych nie zachował się przekaz o chrzcie mojej babci, a tym bardziej o jego przebiegu i uczestniczących osób. Babcia wspominała tylko, że jej chrzestnym był Feliks Murzynowski, o chrzestnej chyba nie wspominała, przynajmniej ja nie pamiętam. Józef Wąsak zapewne był nieobecny przy chrzcie, w przeciwnym razie byłby wpisany jako zgłaszający. Pradziadek był stolarzem, który często wyjeżdżał do pracy, nawet na odległe wsie, gdzie stawiał domy. Domyślam się, że gdy moja prababka rodziła i później Józef był nieobecny, a z uwagi na przedłużającą się nieobecność męża, Helena postanowiła sama zanieść swoją świeżo narodzoną córkę do chrztu.  

 

 



 

Babcia Jasia była mi bardzo bliska, mieszkała ze mną, opiekowała się mną i wychowywała. Pamiętam jak czytała mi książki, szczególne w pamięci zapadły mi „Dzieci z Bullerbyn” – czytane przez babcie jako „Dzieci z Bulebule”. Z zapałem czytała moje szkolne wypracowania i poprawiała w nich błędy. Śmierć babci była dla mnie także impulsem do rozpoczęcia poszukiwania swoich korzeni, naszych koszeni, bo genealogia łączy w sobie świat żywych i świąt zmarłych. Kilka dni przed śmiercią, nagłą śmiercią babci rozpoczęłam rozrysowywanie powiązań rodzinnych, które znałam z własnego życia, obserwacji i opowiadań. Chciałam usiąść z babcią i je uzupełnić o jej wiedzę. Nie zdążyłam… a później, gdy całe zamieszanie związane z pogrzebem minęło zaczęłam przeglądać szuflady, gdzie znalazłam stare dokumenty i tak się zaczęło. Wpadłam wtedy po uszy i, mimo że minęło już blisko 20 lat to nadal tkwię po uszy w genealogii, bo jak powiedział mój dziadek Felek ja lubię „grzebać w umarlakach”.

Moja babcia wyszła za mąż za mojego dziadka Feliksa Wróblewskiego 22 listopada 1953 r. – ślub kościelny i raz jeszcze 13 lutego 1954 r. – ślub cywilny, który wspominałam tym postem >>>LINK<<<.

Zmarła w wieku 81 lat, w 2004 r., pozostawiając w żałobie całą rodzinę. 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉