Blisko tydzień temu, 1 maja 1868 r. zmarł Jacenty Wróblewski, mój prapraprapra(4)dziadek >>>LINK<<<, a jego akt zgonu spisany kolejnego dnia zawierał informację, że pozostawił po sobie wdowę Franciszkę Wróblewską.
Franciszka Wróblewska – moja prapraprapra(4)babka, nie była długo wdową, zmarła w już czwartek, 7 maja 1868 r. w samo południe w Józefinie, gdzie mieszkała.
Czym mogła być spowodowana tak rychła, po mężu, jej śmierć, która nastąpiła po sześciu dniach? Czy oboje byli chorzy i choroba najpierw zabrała Jacentego? A za kilka dni Franciszkę, a może Franciszka umarła z żalu i bólu po śmierci małżonka? Tego już się nie dowiemy, przyczyny śmierci obojga nikt już nie odkryje, a ci co wiedzieli, co na początku maja 1868 r. wydarzyło się w Józefinie już dawano nie żyją, natomiast informacja ta nie zachowała się w przekazach rodzinnych.
W akcie zgonu mojej przodkini, spisanym wieczorową porą w piątek 8 maja 1868 r., zapisano, że Franciszka była wdową mającą 77 lat, a jej rodzice nie byli znani stawiającym, ale wiedzieli oni, że zmarła pochodziła z Janowa położonego w mińskiej parafii i warszawskiej guberni. Zgłaszającym zgon byli dwaj sąsiedzi – koloniści z Józefina: Paweł Bakuła mający 39 lat i Walenty Narostek liczący 54 lata.
Porównując akt zgonu Jacentego i Franciszki od razu rzuca się w oczy język aktu. W przypadku Jacentego, akt został spisany jeszcze w języku polskim, a akt Franciszki, choć spisywany po zaledwie sześciu dniach jest już w języku rosyjskim. Akt zgonu Jacentego, jest ostatnim aktem zgonu zapisanym w języku polskim, już kolejny akt, sporządzany 3 maja 1868 r., jest zapisany cyrylicą.
Księgi metrykalne prowadzone na terenie, na którym żyli moi przodkowie czyli w tzw. kongresówce, czyli Królestwie Polskim, do 1808 r. prowadzone były w języku łacińskim. W latach 1808-1825, kiedy to obowiązywał Kodeksu Napoleona metrykalia spisywane były w języku polskim, a księgi te choć prowadzone przez proboszczów pełniły jednocześnie funkcje ksiąg cywilnych, stąd pojawiający się zapis w aktach „proboszcz X urzędnik stanu cywilnego”. Prowadzenie ksiąg metrykalnych od 1826 r. podlegały przepisom wprowadzonego wówczas kodeksu cywilnego, ale ten tak naprawdę nie wprowadzał zmian w kwestii prowadzenia akt metrykalnych. Dopiero zasadnicza zmiana nastąpiła w 1868 r., na podstawie postanowienia Komitetu Urządzającego w Królestwie Polskim od 1 stycznia 1868 r. rejestracja była prowadzona w języku rosyjskim. W praktyce duchowni byli zobowiązani do prowadzenia zapisów wyłącznie w języku rosyjskim od około połowy 1868 r. Oprócz zmiany języka, do zapisu dodano także drugą datację według kalendarza juliańskiego, który obowiązywał w cerkwi prawosławnej, który jest „opóźniony” względem kalendarza gregoriańskiego, jaki posługiwali się Polscy, o 12 dni. Cyrylica utrzymywała się w metrykaliach, aż do wejścia Prusaków w czasie I wojny światowej, a zmiana na język polski następowała po przejściu frontu. Przyjmuje się, że język polski wrócił do ksiąg metrykalnych ok. 1917 r.
Zmuszenie księży do zapisu metrykaliów cyrylicą było kolejnym ograniczeniem swobody jaką cieszyli się Polacy. Carat wprowadził swój ojczysty język urzędowy na ziemiach polskich, od tej pory wszystkie urzędowe pisma były sporządzane w języku rosyjskim i w takim języku obywatel miał obowiązek zwracać się do urzędu. Przysparzało to wiele problemów, w praktyce wiele osób co prawda porozumiewała się w mowie językiem rosyjskim, ale miała problem z pisaniem i czytaniem cyrylicy. Księża także należeli do tej grupy, stąd zdarza się w księgach metrykalnych, że cześć wyrazów zapisywali w polskim języku ale za pomocą rosyjskich „bukw”. Ja zwróciłam uwagę na użyte przez księdza Zielińskiego słowo, na określenie dnia, w którym umarła Franciszka Wróblewska – „прошедшаго дня” co tłumaczy się poprzedniego dnia, a wiec wczoraj, a to w języku rosyjskim tłumaczy się jako „вчера” i zazwyczaj w tej formie określenie to jest używane w aktach urodzeń czy zgonów.
Druga różnica, już mniej widoczna to zgłaszający, którzy są całkiem innymi osobami. Zgon mojego prapraprapra(4)dziadka zgłaszają Ludwik Kostecki i Antoni Maciejewski, zaś zgon mojej prapraprapra(4)babki zgłosili Paweł Bakuła i Walenty Narostek. Wydaje się, że Kostecki i Maciejewski, mimo, że podając wiek zmarłego pomylili się o 15 lat, to lepiej znali Wróblewskiego, niż Bakuła i Maciejewski jego żonę. Być może to właśnie Franciszka podała dane teściów zgłaszającym, by ci mogli je podać księdzu Zielińskiemu, a danych jej rodziców nie było już komu podpowiedzieć Pawłowi Bakule i Walentemu Narostek i z tej przyczyny nie zostały te informacje wpisane do aktu.
Walenty Narostek pochodził ze wsi Wielgolas w parafii Glinianka, jest to obecnie wieś Wielgolas Brzeziński. Był synem Jana i Magdaleny z Malesów małżonków Narostków parobków wielgoleskich. Jeszcze jako kawaler zamieszkał z rodzicami w Brzozówce, gdzie w 1856 r. ożenił się z Anną z Krzyżanowskich służącą w Brzozówce, a urodzoną w Jakubowie.
Paweł Bakuła także nie był tutejszy, urodził się w Dębem parafii mińskiej, obecnie jest to wieś gminna Dębe Wielkie, jego rodzicami byli Jan i Marianna z Powiertów, który z gospodarstwa w Dębem przenieśli się do Brzozówki. W 1846 r. Paweł ożenił się z Katarzyną Antosiewiczówną córką Błażej i Ludwiki, zamieszkałych w Brzozówce.
Z czasem małżonkowie Narostkowie i Bakułowie z Brzozówki, podobnie jak Wróblewscy, przenieśli się do nowo zasiedlanego przez kolonistów Józefina.
Zwróćmy jeszcze uwagę na wiek Franciszki Wróblewskiej wpisany do aktu – 77 lat – czy jest on zgodny z prawdą czy podobnie jak w przypadku jej męża błędnie zawyżony. Z kwerendy innych dokumentów dotyczących Franciszki wiemy, że jak podaje jej akt małżeństwa z Jacentym, w chwili ślubu, w 1830 r., miała 29 lat, więc powinna się urodzić około 1801 r. Dla porównania Jacenty został zapisany jako 26-latek, czyli winien się urodzić w 1804 r. Dotarłam do jego aktu chrztu i wiem, że urodził się w 1803 r. Nie jest to jednak pomyłka bo księża do aktów ślubnych wpisywali wiek uwzględniając skończone lata, a z uwagi na to, że ich ślub odbył się 2 lutego, a Jacenty obchodził urodziny dnia 21 sierpnia, więc nie miał skończonych 27 lat gdy stawał na ślubnym kobiercu. Jeśli chodzi o akt urodzenia Franciszki to niestety jeszcze do niego nie dotarłam. Na Genetece brak jest indeksów urodzeń z lat 1798 – 1804, ale wydaje się, że księgi z tego okresu się zachowały ponieważ Archiwum Diecezjalne Warszawsko-Praskie podaje na swojej stronie, że przechowuje księgi narodzin z mińskiej parafii z lat 1627-1641, 1647-1661 i 1677-1946, więc także z lat, z których nie ma indeksów na Genetece, a w okresie, w którym na świat powinna przyjść moja prapraprapra(4)babka akta są dostępne w archiwum. Oczywiście podanie już zostało napisane, czekam na jego realizację J. Ale na tą chwilę jestem w stanie tylko zweryfikować wiek Franciszki na podstawie jej wieku podanego w akcie małżeństwa. Jeśli w 1830 r. miała 29 lat, to w 1868 r. winna mieć lat 67, więc wiek podany w akcie jej zgonu jest zawyżony o 10 lat.
Wracając do majowej praktyki – maj miesiącem duchownych.
O księdzu Teodorze Zielińskim już trochę było, przy okazji wspominania rocznicy śmierci męża Franciszki, ale wtedy temat zszedł na dwa zabytkowe kołowe okna witrażowe, które pochodzą z 1879 r. i do dziś cieszą oczy jakubowskich parafian. Na żywo się jeszcze cudowniejsze niż na zamieszczonych na blogu fotografiach >>>LINK<<<.
Dziś chciałabym się pochylić bardziej nad osobą samego księdza proboszcza Teodora Zielińskiego. Warto go wspominać, choćby dlatego, że jego obecność w parafii, początkowo jako administrator, a potem jako proboszcz jest jedną z najdłuższych, jeśli nie najdłuższą. Dla przypomnienia – funkcję administratora parafii jakubowskiej objął w listopadzie 1865 r., z czasem został mianowany proboszczem i pozostawał „szefem” parafii, aż do grudnia 1896 r.
Nie wiemy czym zajmował się ksiądz Zieliński i gdzie przebywał po odejściu z probostwa w Jakubowie, ale odnaleziony jego akt zgonu w parafii Cegłów w 1913 r. dostarcza trochę informacji na jego temat.
Ksiądz Teodor Karol Zieliński zmarł 15 czerwca 1913 r. w Mieni w wieku 74 lat. W jego akcie zgonu zaznaczono, że był wcześniej proboszczem w Jakubowie, a teraz zamieszkuje w Mieni jako emeryt. Podano także dane jego rodziców – był synem Stanisława i Julii z Malinowskich małżonków Zielińskich, a urodził się w Wólce, bielskiego powiatu, siedleckiej guberni. Zgon został zgłoszony przez księdza Zygmunta Łaniewskiego kapelana kaplicy w Mieni i Alberta Marcinkowskiego zarządcy lasu.
Śmierć księdza Zielińskiego została także odnotowana w ówczesnej prasie – w Kurierze Warszawskim, w numerze 164 r., który wyszedł 16 czerwca 1913 r. zamieszczono notkę informującą o zgonie księdza, która została zatytułowana „Zgon kapłana jubilata”. Informacja ta podaje, że 15 czerwca w szpitalu w Mieni zmarł ś. p. ksiądz Teodor Zieliński będący emerytem, urodzony 1 lipca 1839 r. (co potwierdza odnaleziony akt jego urodzenia). Dodatkowo napisano, że ksiądz Zieliński został wyświęcony w 1862 r., czyli na trzy lata przed objęciem probostwa w Jakubowie. Swoją pracą duszpasterską służył przeszło 50 lat, a swój jubileusz pięćdziesięciolecie święceń kapłańskich obchodził zaledwie rok przed śmiercią. Zawarto także adnotację na temat pogrzebu, który odbył się 17 czerwca o godzinie 10:00, w kaplicy szpitalnej w Mieni, a o godzinie 16:00 nastąpiło wyprowadzenie zwłok na cmentarz w Cegłowie.
W świetle informacji z gazety wiemy, że większość swojego życia nie tylko prywatnego, ale przede wszystkim duchownego spędził w Jakubowie. Do tej wiejskiej parafii przybył w trzecim roku swojego kapłaństwa, jako mody 26-letni ksiądz. Odchodząc z jakubowskiego ośrodka duszpasterskiego miał już 57 lat, więc był jeszcze w pełni sił, aby móc dalej głosić słowo Boże. Niestety nie udało mi się ustalić gdzie przebywał przez kolejne 17 lat, czy od razu z Jakubowa przeniósł się do Mieni i tam wspomagał prace lokalnego duszpasterza w kaplicy?
Do dnia dzisiejszego na cegłowskiej nekropoli zachował się nagrobek księdza Teodora Zielińskiego. Odnalazłam go przypadkowo, podczas swojego grobbingu w lipcu 2019 r. Nagrobek nie jest okazały. Tak naprawdę to pozioma płyta leżąca na trochę większej podmurówce. Być może pierwotnie wyglądał całkiem inaczej, ale jak widać kilkanaście lat temu musiał uzyskać całkiem nową płytę inskrypcyjną, którą przyroda i tak się zaopiekowała. Od 2019 r., gdy tylko jestem w Cegłowie na cmentarzu, a jest tam pochowana moja prababka od strony ojca, oraz nauczyciel mojego dziadka Felka – Teodor Czerniak (jaka piękna zbieżność imion), odwiedzam także „mojego” dawnego proboszcza. Grób jest zlokalizowany po lewo od bramy głównej, w trzecim rzędzie od głównej alejki, jako drugi licząc od bocznej alejki – według Grobonetu ma „adres” sektor A3, rząd 3, nr grobu 2.
Inskrypcja na płycie jest następująca:
Ś P
Ksiądz Teodor
Zieliński
emeryt
były proboszcz parafii Jakubów
ur. 1/VII 1839 r. zm. w Mieni
15/VI 1913 r.
Prosi o modlitwę
Jako że jestem genealogiem, to nie byłabym sobą, gdybym nie poszukała śladów rodziny księdza Teodora Zielińskiego. Jego akt zgonu naprowadza na teren, na którym przyszły ksiądz przyszedł na świat, a dane z nagrobka oraz z gazety na datę narodzin.
Powyższe informację były wystarczające by znaleźć w parafii świętej Anny w Białej Podlaskiej akt urodzenia późniejszego proboszcza mojej parafii, która obecnie także nosi wezwanie świętej Anny. Karol Teodoryk (tak zapisano w akcie) urodził się 1 lipca 1839 r., o godzinie 8:00 rano, we wsi Wólka Plebańska gdzie jego ojciec Stanisław Zieliński mający wówczas lat 35 był posesorem czyli właścicielem lub dzierżawcą wsi. Matką księdza była Julianna z Malinowskich mająca wówczas 34 lata. Rodzice zapewne należeli do stanu szlacheckiego, bo w treści aktu zapisano, że Stanisław jest uczciwy. Można powiedzieć, że przyszły ksiądz już od pierwszych chwil swojego życia był związany ze stanem duchownym – urodził się w Wólce Plebańskiej, jego chrzestnym był ksiądz Bartłomiej Radziszewski kanonik katedry podlaskiej i proboszcz w Białej Podlaskiej oraz kawaler orderu św. Stanisława. Matką chrzestną zaś była Wielmożna Feliksa z Kobylskich Kleczyńska, a chrzest odbył się dopiero 19 sierpnia. Takie opóźnienie w tamtym czasie wśród chłopów raczej nie miało miejsca, zdarzało się natomiast w stanie szlacheckim.
Rodzice księdza byli majętnymi
osobami, ale także bardzo ruchliwymi. W 1839 r. „siedzieli” w Wólce Plebańskiej
pod Białą Podlaską, ale to nie było ich jedynie w życiu miejsce zamieszkania. Jak
wynika z indeksów zamieszczonych na Genetece i Lubelskich Korzeniach:
- w 1828 r. – mieszkali w osadzie
przemysłowej Hamernia w parafii Kozienice, gdzie Stanisław był kotlarzem – w
tym roku urodziła się tam Salomea Amalia, prawdopodobnie pierworodne dziecko
Stanisława i Julianny z Malinowskich małżonków Zielińskich.
***(ciekawostką jest sama nazwa
miejscowości, która oznacza dawny zakład, właściwie manufakturę, w której
wytapiane z rudy metale uzdatniano lub przerabiano za pomocą młoda poruszanego
kołem wodnym. Hamernia pod Kozienicami jest przykładem właśnie takiej kuźnicy,
która zajmowała się obróbką miedzi. Została założona w połowie XVIII w. dla Ordynacji
Zamojskich nad rzeką Sopot, której wody były niezbędne do funkcjonowania
fabryczki. Produkowano tam miedziane narzędzia, okucia, rury, naczynia
browarne, niestety w 1849 r. nastąpił kryzys gorzelniany i zakład upadł, ale
wówczas Zielińscy już tam nie mieszkali)***;
- w latach 1832 r.1838 –
mieszkali w mieście Sarnaki, które było także siedzibą parafii, Stanisław był tam
majstrem kunsztu kotlarskiego – w 1832 r. urodził się w tym mieście Leon
Ksawery, w 1836 Mikołaj Filip, a w 1838 r. Konstanty Mikołaj;
- w latach 1839 – 1844 (do marca na
pewno) – mieszkali w wspomnianej już Wólce Plebańskiej należącej do parafii św.
Anny w Białej Podlaskiej, gdzie Stanisław był posesorem tejże wsi – w 1839 r.
urodził się tam późniejszy ksiądz Teodor, w 1841 r. jego brat Bronisław
Franciszek Ksawery, w 1842 r. jego siostra Zefiryna Karolina;
- w latach 1844 (na pewno od
sierpnia) – 1848 – mieszkali we wsi, a raczej w dobrach Barcząca w parafii
Mińsk (obecnie Mińsk Mazowiecki), gdzie Stanisław był właścicielem fabryczki
kotlarskiej – w 1844 r. urodził się tam Akwin Karol, w 1846 r. Julianna Anna, a
w 1848 r. Jan Nepomucen Julian;
- w latach 1867 – 1868 – mieszkali
w osadzie Siennicy, będącą także siedzibą parafii. W tym czasie Siennica
utraciła swoje prawa miejskie. Stanisław był tam przedsiębiorcą fabryki
kotlarskiej i w 1867 r., właśnie tam, zakończył swoje życie. Matka księdza –
Julianna zmarła w 1868 r., także w Siennicy.
Z aktów zgonu Stanisława i Julianny dowiadujemy się skąd pochodzili i poznajemy imiona dziadków księdza Teodora Zielińskiego. Stanisław Zieliński urodził się w Kozienicach jako syn Macieja i Antoniny z Piątkowskich, umierając miał lat 65. Zaś jego żona Julianna z Malinowskich Zielińska także miała lat 65, a urodziła się w podwarszawskim Piasecznie jako córka Michała i Rozalii. Fabryczkę kotlarską w Siennicy przejął syn Konstanty Zieliński, który później swój warsztat miał w Mińsku (obecnie Mińsku Mazowieckim) i w Warszawie przy ulicy Miedzianej 5038. Konstanty ożeniony był ze swoją siostrą stryjeczną Antoniną Zielińską córką Jana i Katarzyny z Czerwińskich, którzy wylegitymowali się ze szlachectwa. Obie linie Zielińskich posługiwały się herbem Jelita.
Nie udało się odnaleźć aktu ślubu rodziców księdza Teodora. Wydaje się, że informacja o miejscu urodzenia Stanisława Zielińskiego, która jest wpisana do jego aktu zgonu – Kozienice, jest za ogólna, domniemywam, że Stanisław urodził się w Kuźni, być może w późniejszej Hamerni w parafii Kozienice. Nie udało się odnaleźć jego aktu urodzenia, ale w 1831 r. gdy umiera jego ojciec Maciej to wówczas spisany akt zgonu mówi o nim jako „obywatel z Kuźni”. Choć odnalezione akty zgonu rodzeństwa Stanisława, które zmarło w dzieciństwie – Ludwik Kazimierz w 1802 r. jaklo dwulatek i Franciszek w 1804 r. jako 10- latek mają wpisaną do aktu zgonu informację, że ich ojciec był ekonomem plebanii w Kozienicach.
Matka księdza Zielińskiego – Julianna z Malinowskich przyszła na świat w parafii Piaseczno, w 1804 r. jako Julianna Konstancja, a jej rodzice pobrali się w 1801 r. w tej samej parafii, matka pochodziła z rodu Habudowiczów, czego zabrakło w akcie zgonu samej Julianny.
Między Piasecznem, a Kozienicami jest około 70 kilometrów drogi, to mało i zarazem dużo. Dziś, samochodem, ten dystans jesteśmy w stanie pokonać w godzinę, pieszo zajmie nam to już około 14 godzin. Tak więc dla człowieka z I połowy XIX w. był to mniej więcej dzień drogi, a pamiętajmy, że wtedy poruszano się najczęściej koniem i wozem. Zatem jak doszło do spotkania Stanisława Zielińskiego i Julianny Malinowskiej i kiedy się pobrali? Jedno jest pewne musieli się pobrać przed 1828 r., kiedy to w parafii Kozienickiej chrzczą swoją córkę Salomee Amelię. Niestety poszukiwania ich aktu ślubu, jak na razie, spełzły na niczym.
Małżonkowie Malinowscy także byli dość ruchliwą rodziną, więc młoda Julianna często zmieniała miejsce zamieszkania, nie czekając w Piasecznie na swojego męża. Michał i Rozalia do 1808 r. mieszkali na terenie parafii Piaseczno, w 1810 r. zamieszkiwali w Raciborach parafii Rembertów gdzie rodzi się im córka, a kolejne dzieci rodzą się w 1815 r. w parafii Drwalew, w 1817 r. w parafii Grabów nad Pilicą, a w 1819 r. w parafii Brzóza. W parafii Brzóza w 1822 r. zapisany jest także akt ślubu między ich córką Julianną Mailinowską!, a Ignacym Lisińskim – czyżby matka księdza Zielińskiego, była wdową wychodząc za jego ojca? Wszystko na to wskazuje. Pozostałe dzieci Malinowskich zawierają swoje związki małżeńskie w parafii Sarnaki – w 1836 r. i 1837 r., a sam dziadek macierzysty księdza – umiera w 1847 r. w Hucie Barcząckiej, jego małżonka umarła wcześniej, ale na razie nie udało się ustalić kiedy i gdzie.
Ignacy Lisiński i Julianna Malinowska mieli trójkę dzieci – Anastazję Florentynę urodzoną w 1823 r. w parafii Brzóza, Helenę Karolinę urodzoną w 1825 r. w parafii Kozienice (zmarła w 1826 r.) oraz Antoniego Hilarego urodzonego w styczniu 1827 r., także w parafii Kozienice. Antoniego zgłaszał w kozienickiej parafii sam Ignacy podający się za kapelmistrzem. Nie wiemy co potem stało się z Ignacym. W październiku 1828 r. gdy Stanisławowi i Juliannie urodziła się pierworodna córka Salomea Amalia, rodzice przyszłego księdza musieli być już po ślubie. Zatem śmierć Ignacego (rozwodów wówczas nie udzielano) i ślub wdowy po nim musiał mieć miejsce między styczniem 1827 r., a październikiem 1828 r. W księgach parafialnych kozienickich, wydaje się, że zachowanych w całości, brakuje zarówno zgonu Lisińskiego jak też aktu ślubu Zielińskiego z Lisińską de domo Malinowską.
Odpowiadając na zadane wyżej pytanie Stanisław Zieliński i Julianna Malinowska primo voto Lisińska pobrali się między styczniem 1827 r., a październikiem 1828 r., a poznali się zapewne w Kozienicach, gdzie zawędrowała Julianna, najpierw dzięki rodzicom do Brzózy, które są oddalone od Kozienic o około 15 kilometrów, a później dzięki swojemu pierwszemu mężowi Ignacemu.
Ksiądz Teodor Zieliński urzędując na jakubowskiej plebanii, szczególnie w pierwszych latach, mając nieopodal siebie rodziców – z Jakubowa do Siennicy jest około 25 kilometrów – naturalnie utrzymywał kontakty ze swoją rodziną, szczególnie rodzeństwem. W księgach metrykalnych parafii Jakubów możemy znaleźć akt ślubu z 1873 r. zawarty między jego siostrą Anną Zielińską, panną, lat 25 mającą, urodzoną w Barczącej, a teraz w Jakubowie zamieszkałą, prawdopodobnie na plebanii, która wyszła za Władysława Dobrskiego zamieszkałym w Sokołowie (obecnie jest to Sokołów Podlaski). Oboje nowo zaślubieni złożyli pod metryką swoje podpisy, co może świadczyć o tym, że w rodzinie Zielińskich kładziono bardzo duży nacisk na edukacje, nie tylko chłopców – Teodor został księdzem, Konstanty – przedsiębiorcą idący w ślady ojca, ale także na edukację córek. Podpis Anny jest podpisem wyćwiczonym, nie są to koślawo postawione litery, składające się na jej imię i nazwisko. Świadkami ślubu też nie są przypadkowi chłopi z Jakubowa, a o wiele bardziej znamienite osoby – Antoni Zborowski architekt z Siennicy i Jakub Lisiecki organista z Jakubowa, oni obaj także złożyli swój autograf pod spisanym aktem dokumentującym zawarcie małżeństwa.
A czym tak naprawdę zajmował się Stanisław Zieliński i na czym się tak wzbogaciła, że od zwykłego majstra kunsztu kotlarskiego przeszedł przez posesora wioski, a skończył na przedsiębiorcy mającym własną fabryczkę, która dała podwaliny pod przedsiębiorstwo jego syna.
Kotlarz to rzemieślnik zajmujący się wyrabianiem z blachy kotłów, rondli i innych przedmiotów. Za fachowców kotlarstwa uważani są Cyganie, szczególnie romska grupa z Mołdawi i Wołoszczyzny, która na przełomie XIX i XX w. rozprzestrzeniła się na Europę oraz Amerykę. Ich tradycyjnym zajęciem było kotlarstwo, od którego w języku rumuńskim nazwali się kełdersze lub kalderasze. Kotlarze zajmowali się także pobielaniem inaczej mówiąc cynowaniem naczyń i urządzeń. Była to sztuka owiana wielką tajemnicą, choć znana już w starożytności (Persja, Indie oraz na tereny Azji Mniejszej), mimo wszystko była ona traktowana jak zabieg rytualny wręcz magiczne, mające „oczyścić” pobielane przedmioty. Jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku ludzie byli przekonani, że nikt nie potrafi pobielić naczyń lepiej niż Cyganie.
Przez wiele lat kotlarstwo, chodź dziś zapomniane, należało do bardzo intratnych zawodów, stąd nie dziwota, że ojciec księdza Teodora tak się na tym wzbogacił. Praca kotlarza nie należała jednak to lekkich, była szkodliwa dla zdrowia, gdyż wykonywano ją bez stosowania żadnej środków ochrony osobistej, przyczyniała się do powstawania wielu chorób także tych nowotworowych. Warsztat kotlarski był prymitywny, szczególnie cygański, gdy ludność ta żyła koczowniczo w swoim taborze. Nader często była to zwykła szopa lub duży namiot, parę szczypiec kowalskich i parę młotków różnego rodzaju oraz najważniejsza jego część – „kopyto” wbite w ziemię, które służyło do obróbki kawałków blachy miedzianej w misy, kotły i innych przydatne naczynia. Można powiedzieć, że kotlarze posługiwali się podobnymi narzędziami do tych, których używają kowale, a także delikatnymi i precyzyjnymi narzędziami jak złotnicy, bo proces powstawania przedmiotów był bardzo podobny, główną różnicą dla wszystkich trzech zawodów był materiał, który, każdy z rzemieślników obrabiał. Patronem kotlarzy jest święty Wit, którego wspomnienie przypada na 15 czerwca.
Do najsłynniejszych polskich kotlarzy zalicza się Mateusza Beksińskiego właściwie Bexa (1814-1866), który współzałożył wraz ze swoim bratem ciotecznym Walentym Lipińskim (1813-1897) Zakłady Kotlarskie w Sanoku. Beksiński i Lipiński byli także związany z okolicą podmińską, gdyż jako powstańcy listopadowi pod dowództwem generała Józefa Dwernickiego, dnia 31 marca 1831 r. uczestniczyli w bitwie pod Dębem Wielkim. Innym polskim kotlarzem był Mateusz Dziurzyński (1865-1931), który reprezentował już późniejsze czasy niż Zieliński czy Beksiński z Lipińskim, jako kotlarz pracował do śmierci w Sosnowcu, a więc był to już XX w. – trochę inna technologia i inne realia pracy. XX-wiecznym kotlarzem był także Władysław Waligóra (1895-1974), który pracował od 1919 r. w kotlarni Warsztatów Głównych PKO w Nowym Sączu. Wykonywany zawód umożliwił mu przeżycie w czasie okupacji, zarabiając na życie pracował jako kotlarz.
Literatura mówi o tym, że na terenach polskich kotlarze pojawili się w II połowie XIX w. Nie jest to do końca prawdą, ponieważ Zieliński kotlarstwem zajmował się już na pewno w latach 20. XIX w. Co prawda kotlarstwo rozpowszechniło się w okresie kiedy to z terenów obecnej Rumunii dotarli na ziemie polskie Kełderasze i trafili na niezwykle korzystny moment, bowiem zaczęły tu masowo powstawać centra przemysłowe, które stanowiły potężny rynek zbytu dla wyrobów kotlarzty. Rzemieślnicy ci niemalże z dnia na dzień, stali się bogaczami.
Obecnie zawód kotlarza również funkcjonuje, najczęściej produkują oni kotły centralnego ogrzewania, budują kotły przemysłowe w fabrykach, chociażby tych z gałęzi lotnictwa czy petrochemii. Kotlarstwo zajmuje się dziś także budową wszelkiego rodzaju zbiorniki, szczególnie tych wielkogabarytowe, np. silosów. Mimo wszystko kotlarstwo to jeden z „ginących zawodów”, kiedyś niezwykle dochodowy i prestiżowy, a dziś wyparte przez maszyny i komputery, które bezbłędnie zaprojektują w 3D od najmniejszych po największe kotły czy zbiorniki.
Miejsce, w którym zmarł ksiądz Teodor Zieliński, zapewne tam też posługiwał, na ile mu zdrowie pozwalało to wieś Mienia pod Cegłowem i zlokalizowany w nim szpital obecnie Dom Pomocy Społecznej im. Świętego Józefa. Historia tej wsi sięga XV w. kiedy to osada wraz z okolicznymi lasami została zapisana przez księżnę mazowiecką Annę, szpitalowi św. Ducha w Warszawie. Była to wieś duchowna. W 1799 r. w Mieni powstała filia szpitala warszawskiego, a w latach 1879 – 1883 r. działało tam pierwsze na Mazowszu sanatorium przeciwgruźlicze założone przez doktora profesora Henryka Dobrzyckiego. Szpital mieński w latach 80. XIX w. mógł pomieścić dwudziestu chorych. Do szpitala należało wówczas 2336 morgów lasów, a okoliczna ludność trudniła się płóciennictwem.
Do współczesnych czasów zachowały się zbudowany w 1809 r. w stylu klasycystycznym budynek główny szpitala, którego architektem był Jakub Kubicki. Budynek jest z cegły na zaprawie wapiennej, otynkowany, bryła dwukondygnacyjna, niepodpiwniczona. Posadzki ceramiczne, a podłogi drewniane deskowane. Więźba dachowa drewniana, kryta blachą ocynkowaną, dach czterospadowy.
Źródło danych:
1. Kurier Warszawski z dnia 16 czerwca 1913 r.
2. Strona internetowa Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉