czwartek, 12 października 2023

Tomasz Bieliński – 160 rocznica zgonu


Na początku 42 tygodnia roku 1863, w Aleksandrowie, w poniedziałek 12 października 1863 r., o godzinie 11:00 zmarł Tomasz Bieliński – mój prapraprapra(4)dziadek.

 

 

We wtorkowy wieczór, 13 października 1863 r., o godzinie 18:00 do kancelarii parafialnej w Jakubowe, w której wówczas urzędował ksiądz Leonard Modelski będący administratorem parafii jakubowskiej, utrzymujący akta stanu cywilnego stawił się Piotr Szymorowski lat 40 mający i Michał Bieliński lat 25 mający – koloniści z Aleksandrowa, który był synem zmarłego i zarazem bratem mojej praprapra(3)babci Marianny wydanej za Borzyma. Stawiający oznajmili, że w Aleksandrowie, poprzedniego dnia, o godzinie 11:00 zmarł Tomasz Bieliński mający 62 lata, kolonista zamieszkały w Aleksandrowie, choć wiemy z innych aktów, że był on kowalem. Jako, że zgon zgłaszał syn to zapewne dobrze orientował się w danych ojca i podał, że ten urodził się w Kuflewie jako syn zmarłych już włościan Kazimierza i Franciszki z Bojszczaków, małżonków Bielińskich. Zaznaczył także, że po zmarłym pozostał wdowa Antonina Bielińska.

 

Tomasz Bieliński faktycznie urodził się w Kuflewie i w grudniu 1863 r. skończyłby dopiero 60 lat, więc w akcie jego zgonu syn wraz ze świadkiem postarzyli mojego przodka o całe dwa lata. Błędnie także zostało podane nazwisko panieńskie jego matki, gdyż ta pochodziła z Bajszczaków, a nie Bojszczaków, ale może wynikało to z błędnego zapisu przez księdza lub złej wymowy stawiających. Dla księdza Modelskiego nazwisko to było obce, nie spotykane w jakubowskiej parafii. Szkoda, że Michał nie podał do aktu nazwiska panieńskiego swojej matki Antoniny, wyobrażam sobie, że powinien je znać…, a brzmiało ono Jankowska.

Tomasz Bieliński i Antonina z Jankowskich pobrali się jeszcze w parafii Kuflew, dokładnie 22 lutego 1829 r., co wspominałam na blogu, gdy przypadała ich 194 rocznica ślubu >>>LINK<<<. Z uwagi na to, że Tomasz był już wówczas czeladnikiem kowalskim długo nie pozostali w rodzinnych stronach. Już trzy lata po ślubie, gdy rodzi się im drugie z kolei dziecko, para mieszka we wsi Czarnogłów należącej do parafii Wiśniew. Tam też długo nie pomieszkali, bo już w 1834 r. gdy na świat przychodzi moja praprapra(3)babcia Marianna małżonkowie mieszkali w Łaziskach. Następnie w ciągu najbliższych czterech lat przenieśli się do Jakubowa, potem do Moczydeł i ostatecznie do sąsiedniego Aleksandrowa, gdzie Tomasz spędził swoje ostatnie lata życia.

Rodzina Tomasza i Antoniny Bielińskich nie pozostawała przez lata w jednym miejscu, nie była przywiązana do ojcowizny i ziemi, która ją żywi, a to wszystko dzięki profesji głowy rodziny. Szedł on za pracą od wsi do wsi, od folwarku do folwarku, wszędzie tam gdzie był potrzebny kowal. Dopiero w latach 40. XIX w. osiadł w Moczydłach, a następnie w Aleksandrowie, po tym jak ówczesna właścicielka dóbr ziemskich Aniela z hrabiów Jezierskich Scipio del Campo wypuściła w obu wsiach osady, czyli gospodarstwa w wieczystą dzierżawę. Chłopi podpisywali wówczas kontrakty, w których zobowiązali się w zamian za opłacanie określonego z góry czynszu użytkować daną ziemię. Od tej chwili włościan zaczęto nazywać kolonistami, mimo że często nie pochodzili oni z odległych terenów, a raczej z tych samych lub sąsiednich wsi, w których zaczęli dzierżawić ziemię

 

Po śmierci Tomasza Bielińskiego, owdowiała Antonina pozostała w Aleksandrowie. Posiadała tam 6-morgowe gospodarstwo. Dzieci Bielińskich w chwili śmierci ojca były już dorosłe. Dwoje ich pierwszych potomków zmarło jako dzieci, ale kolejne przeżyły. Najstarsza była moja praprapra(3)babcia Marianna, która miała już 29 lat i od 12 lat była już mężatką. Syn Michał, który zgłaszał zgon ojca miał według swojej metryki urodzenia 25 lat, czyli tylke ile podał w do aktu zgonu i było od 6 lat żonaty, zamieszkiwał na 8-morgowej osadzie w Aleksandrowie. Kolejny syn – Jan miał w chwili osierocenia go przez ojca 21 lat i pozostawał do 1867 r. kawalerem. Najmłodszy Antoni właśnie wkraczał w dorosłe życie, bo w roku, w którym zmarł ojciec kończył 17 lat. Ożenił się w 1872 r. z panną z Mistowa. Jak widać Antonina mająca wówczas 55 lat, czyli będąca kobietą w sile wieku, miała wsparcie rodziny – dwóch dorosłych synów i trzeciego, który właśnie wkraczał w dorosłość, a córka zdążyła obdarzyć swoich rodziców już piątką wnuków. Mieszkała w sąsiednich Górach, a więc matka – wdowa miała z nią zapewne stały kontakt.

Antonina z Jankowskich Bielińska przeżyła męża o 23 lata, do końca pozostając wierna mężowi.

 

 

 🐴   🐴   🐴

O profesji kowalskiej pisała dość szeroko, przy okazji lutowej rocznicy ślubu Tomasza i Antoniny >>>LINK<<<. Dziś z kolei chciałabym przybliżyć jedną z rzeczy, z którą kowal miał stale do czynienia, a dziś, pomimo że zamieniliśmy konie pociągowe na konie mechaniczne to nie jeden z nas ma tą rzecz w swoim domu. Mowa oczywiście o podkowie, która według przekazów i tradycji ma przynosić szczęście.

 

Podkowa to metalowe wzmocnienie w kształcie litery U, które było przybijane do kopyt końskich, specjalnymi gwoździami zwanymi podkowiakami lub hufnalami, w celu zapobiegania ścierania się kopyt. Podkowiak / hufnal był to duży gwóźdź wykonywany przez kowala poprze kucie rozżarzonego pręta na kowadle. Jego przekrój, na całej długości zbliżony był do kwadratowego i rozszerzał się ku łbie. Na końcu miał ostrze, którym przebijał końskie kopyto. Część gwoździa wychodzącą z kopyta była zaginana, aby uniemożliwić odpadnięcie podkowy.

Prototypów podków należy szukać już przed naszą erą. Od wieków szybkie ścieranie się końskich kopyta przysparzało kłopotów przy użytkowaniu koni. Dźwiganie lub ciągnięcie ciężarów i nieodpowiednie podłoże, po którym poruszał się koń przyspieszało proces ścierania. Użytkownicy koni zmuszeni byli do zadbania o stan utrzymania końskich kopyt, tak, aby te jak najdłużej pozostawały w dobrej formie. Około 400 r. przed narodzeniem Chrystusa zalecano, aby stajnie miały lekko pochyłe podłogi, które umożliwiają odpływ spod stojących w nich koniach moczu, który miał rozmiękczać ich kopyta. Początkowo produkowano ochraniacze końskich kopyt ze słomy lub łyka. Rzymianie zaś wymyślili specjalne sandały dla koni ze skórzaną lub metalową podeszwą, które przywiązywano do końskich kopyta. Prototyp dzisiejszych podków, przybijanych do końskich kopyt gwoździami wymyślili około tysięcznego roku Celtowie i Galowie.

W naturalnych warunkach koń nie potrzebuje podkowy, ścierał on bowiem kopyta w odpowiednim dla siebie czasie, przez co miały one dobrą długość i były przede wszystkim zdrowe. Niestety udomowienie konia i trzymanie go w zmienionych warunkach, odbiegających znacznie od tych jakie panują na łonie natury, a przede wszystkim wykorzystywanie koni do pracy i to ciężkiej pracy nie tylko polowej, jaką znamy z wiejskich krajobrazów, ale także w przemyśle chociażby w kopalniach jak tytułowy Łysek z pokładu Idy, zaburzyło naturalny cykl rośnięcia i ścierania się rogu kopytowego. Intensywna praca konia doprowadziła do szybkiego ścierania się kopyta, zaś u koni które miały zbyt mało ruchu do nadmiernego rośnięcia kopyta. To wszystko doprowadziło do tego, że koń musiał być pod stałą i regularną opieką kowala, który polegała na pielęgnacji kopyt, a także na ich podkuwaniu. Pracę kowala przy końskich kopytach można dziś przyrównać do kosmetyczki, do której ze stałą częstotliwością udają się panie, aby zadbać o swoje paznokcie.

Podkowy chroniły końskie kopyta przed ścieraniem się, ale przy stałym podkuciu koni okazało się, że ścieranie się kopyt jest przez naturę wymagalne, gdyż te narastają około 1 cm na miesiąc. Zbyt długie kopyta powodują zmianę postawy u konia, która wpływa na nietypowe obciążenie stawów pęcinowych, a to w konsekwencji doprowadza do trudności z poruszaniem się. Aby zapobiec temu należało co około 6 tygodni rozkuć konia, ostrugać jego kopyta do normalnej długości i wysokości oraz ponownie go podkuć. Sprawiało to, że kowale mieli stałe zajęcie, bo koń raz podkuty wracał do nich po około półtora miesiąca do przekucia poprzedzonego zabiegami kosmetycznymi.

Podkowa była tak ważna dla konia jak dla nas jest ważne wygodne obuwie, dlatego wyróżniamy kilka rodzajów podków, które były stosowane ze względu na typ wykonywanej pracy czy próby korygowania nieprawidłowej postawy. Dobra podkowa powinna występować w różnych rozmiarach i być dopasowana przez kowala do konkretnego kopyta poprzez kucie na gorąco. Nie zawsze jest potrzeba kucia konia na cztery nogi, czasem wystarczy tylko podkuć przodu lub tyłu Ważne jest także to, że zabieg kucia jest zupełnie dla konia bezbolesny, a niechęć do kucia jest bardziej podyktowany strachem, nieznajomością sytuacji, czy podniesieniem i unieruchomieniem jednej z nóg na czas oczyszczania i zakładania podkowy. Do najczęściej używanych podków przez naszych przodków zapewne można zaliczyć:

podkowy hacelowe, czyli takie, które posiadają specjalne otwory do wkręcania haceli
podkowy przeciwpoślizgowe, czyli takie, które posiadają rowki, w których chowają się główki podkowiaków
podkowy pantoflowe inaczej zwane gładkimi, które są całkowicie gładkie od strony przyziemia, są także cienkie i mają niewielki rowki na podkowiaki, ze względu na swoją niewielką masę obciążają stawy konia w mały stopniu, dlatego były stosowane głównie u młodych koni
podkowy ze sztyftami, są to podkowy podobne do hacelowych, ale ich powierzchnia przyziemia jest wzmocniona sztyftami wolframowymi, co zapobiega szybkiemu ścieraniu się podków u koni pracujących na twardych nawierzchni, a w szczególności u koni zaprzęgowych
podkowy warszawskie, które stosowane były u koni pociągowych pracujących na asfalcie lub bruku, które amortyzuje wstrząsy dzięki gumowej podkładce przynitowanej do poprzeczki łączącej końce ramion, która jest także oparciem dla strzałki kopytowej, przód podkowy od strony przyziemnej zaopatrzony był w specjalne zęby lub hacele

 

Podkowy zapobiegają ścieraniu się końskich kopyt, ale i umożliwiają pracę na nienaturalnym dla koni podłożu. Ochraniają także kopyta zmniejszając ryzyko jego uszkodzenia. Niestety każde rozwiązanie niesie także negatywne skutki. Podkowy ograniczają naturalną mechanikę kopyta, wpływając na pracę stawów końskich. Utrzymują strzałkę ponad podłożem przenosząc obciążenie na ściany boczne kopyta a tym samym ograniczają jej naturalną funkcję amortyzującą i zmniejszają stymulowanie przepływu krwi w kopycie. Zaś przybijanie podkowiaków osłabia ścianę kopyta i powoduje wewnętrzne urazy. Podkowiaki odprowadzają także ciepło z wnętrza do podkowy, przez co obniżają temperaturę samego kopyta. Zerwanie podkowy może spowodować poważne uszkodzenia puszki kopytowej dlatego tak ważne jest sprawdzanie czy podkowa trzyma się stabilnie kopyta.

 


 

Dziś gdy konie nie są tak powszechnie wykorzystywane w rolnictwie i przemyśle, a hodowane jedynie dla celów rekreacyjnych i zdrowotnych – hipoterapia, kucie koni także nie jest tak powszechne. Mimo to wielu z nas ma w domach prawdziwe podkowy lub ich imitacje. Bowiem podkowa ma przynosić szczęście, tak jak czterolistna kończyna.

Nie wiadomo do końca dlaczego podkowa jest uznawana za symbol szczęścia, może dlatego, że ma siedem dziurek, a liczba ta jest uznawana za szczęśliwą, a może dlatego, że jest wykonana z żelaza, które dawnie uważano za metal o wielkiej mocy, potrafiający odganiać złe duchy. Uważa się, że podkowa zwieszona nad drzwiami ma przynieść szczęście. Podkowa ma nam przynieść szczęścia, ale także ochronić od plotek, pomówień, chęci wtrącania się do naszego życia. Wszystkie te zachowania ściągają negatywną energię i kuszą zły los, co może doprowadzić do nieszczęścia. W Polsce przyjęło się, że podkowa, która ma nam zapewnić szczęście powinna wisieć rogami do góry, tak aby stworzyła naczynie w kształcie litery U, do którego ma wpadać i z niego nie uciekać, szczęście. Powieszenie podkowy odwrotnie może doprowadzić do ucieknięcia z niej szczęścia. Często wiesza się podkowy na drzwiach wejściowych do domu lub budynków gospodarczych jak stajnie i obory.

Tyle mówią przesądy, ale jak wiadomo Polacy nadal są bardzo przesądni więc podkowa w ich domu na pewno nie zaszkodzi. Jest to także powrót do naszych korzeni, bo kiedyś żaden szanujący się gospodarz nie obył się bez podkuwania koni i wizyt u kowala. 

 


 

 

 

 

 

 

Źródła

https://www.passion-horse.pl/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Podkowa

 

 

 

 

 

 

1 komentarz:

  1. Z ogromną ciekawością przeczytałam o podkuwaniu koni. Serdeczne pozdrowienia Ewuniu :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉