środa, 11 października 2023

Jan Wróblewski – 114 rocznica śmierci


W poniedziałek 11 października 1909 r., o godzinie 6:00 rano, w Józefinie zmarł 72-letni rolnik Jan Wróblewski – mój praprapra(3)dziadek. 

 


 

Zgon mojego przodka został zgłoszony dopiero 13 października, w środę, o godzinie 17:00 wieczorem, jak zapisał ksiądz Aleksander Perkowski. Zgłoszenia dokonał Andrzej Szymończyk i Jan Bakuła obaj rolnicy z Józefina. Zastanawiające jest dlaczego zgłoszenia nie dokonał syn Jana Wróblewskiego, także Jan – mój prapra(2)dziadek, przecież mieszkali w jednej wsi, prawdopodobnie nawet w jednej chałupie…

Szymończyk i Bakuła podali, że zmarły Jan, tak jak oni był rolnikiem zamieszkałym w Józefinie, a przed 72 laty urodził się w nieodległym Janowie, jako syn Jacentego i Franciszki z domu Jałówka. Rodzice Jana zmarli gdy ten miał 31 lat i był już żonaty, ich zgony wspominałam na blogu w maju – ojciec zmarł 1 maja 1868 r. >>>LINK<<<, a matka 7 maja tego samego roku >>>LINK<<<.

Zmarły pozostawił po sobie owdowiałą żonę Katarzynę z Czyżewskich, którą poślubił 7 lipca 1878 r., co także wspominałam już na „Drogach Przeszłości” >>>LINK<<<.

 

Zestawiając ze sobą akt urodzenia Jana Wróblewskiego, z którego wynika, że przyszedł on na świat 9 czerwca 1837 r. w Janowie, o czym był stosowny post w czerwcu >>>LINK<<< i akt zgonu z wpisanym wiekiem, wynika, że zgłaszający byli bardzo dobrze zorientowani w jakim wieku był ich sąsiad, gdyż właśnie w czerwcu 1909 r., a więc mniej więcej kwartał przed śmiercią, mój przodek kończył 72 lata i taki właśnie wiek został mu wpisany do aktu zejścia.

Jan Wróblewski był dwukrotnie żonaty. Pierwszą jego żoną była Józefa ze Szczapików, którą poślubił 19 lutego 1860 r. >>>LINK<<<. To właśnie Józefa była moją praprapra(3)babcią. Po jej śmierci, która nastąpiła 19 kwietnia 1878 r. >>>LINK<<<, Jan rychło, bo już 7 lipca tego samego roku, ożenił się powtórnie z dużo młodszą od siebie panną z Jędrzejowa – Katarzyną Czyżewską, która przeżyła go o 22 lata i zmarła dopiero w 1931 r.

Za sprawą drugiej, młodszej o 20 lat, żony Jan dochował się licznego potomstwa, niestety cześć jego dzieci zmarło w wieku niemowlęcym, co wcale nie dziwi, ale z aktów urodzin wynika, że w okresie od 1861 r. do 1898 r. czyli przez okres 37 lat, Jan zostawał dwanaście razy ojcem. Nie jest to jakiś wielki wyczyn, szczególnie, że przebywał w małżeństwie, z krótką przerwą ponad pół swojego życia. Pierwsza żona obdarzyła go dwoma synami – Franciszkiem urodzonym w 1861 r. i Janem, moim prapra(2)dziadkiem, urodzonym w 1863 r. Do śmierci Józefy para nie miała już więcej dzieci, a przerwa między narodzeniem Jana i śmiercią Józefy, wynosząca 15 lat może świadczyć o problemach zdrowotnych Józefy, które mogły być następstwem trudnego porodu mojego prapra(2)dziadka, może nawet po tym porodzie Józefa stała się bezpłodna, bo na pewno problem nie leżał po stronie mojego praprapra(3)dziadka, gdyż po poślubieniu młodziutkiej Czyżewszczanki, Jan znów został ojcem i to, aż dziesięć razy. Dzieci Jana i Katarzyny przychodziły na świat w ciągu 19 lat: w 1879 r. urodziła się Anna, rok później Aleksandra, za kolejny rok Marianna, po dwóch latach Stanisław, a po kolejnych dwóch Feliks, po trzech latach przerwy urodziła się Balbina, za trzy lata Józefa, po roku Stefania, za cztery lata Józef i po dwóch latach urodził się najmłodszy Władysław. Jak widać Katarzyna początkowo rodziła rok po rok, a z czasem odstępy między dziećmi rosły nawet do trzech i czterech lat. Z dziesiątki dzieci Jana i Katarzyny trójka zmarła w dzieciństwie.

 

Nie wiem gdzie został pochowany Jan Wróblewski, domyślam się, że na cmentarzu w Jakubowie, skoro zmarł w Józefinie, który od zawsze należał do parafii Jakubów i w jakubowskich księgach został spisany jego akt zgonu. Niestety na miejscowym cmentarzu nie zachował się jego grób, choć już kilka dni temu, przy okazji śmierci jego syna, także Jana, a mojego prapra(2)dziadka snułam teorie grobbingowe, ze mógł spocząć w tym samym miejscu, w którym spoczął jego syn. Zwarzywszy, że po sąsiedzku zachował się grób z tego samego roku, ale odsyła do postu z 28 września >>>LINK<<<.


Wracając do świadków. Andrzej Szymończyk podobnie jak mój przodek pochodził z Janowa, był synem Piotra i Marianny z Piwarskich. Do Józefina sprowadził się po 1895 r., czyli po ślubie z Franciszką Kępką córką Franciszka i Katarzyny z Bakułów. Zapewnie Jan i Andrzej znali się jeszcze z lat młodzieńczych, bo obaj mieszkali w Janowie – Andrzej jak wynika z jego aktu ślubu był tylko o dwa lata młodszy od mojego przodka, być może razem biegali po janowskich polach za krowami jako kilkulatkowie. Jan Bakuła pochodził z Józefina, tam się urodził i tam mieszkał. W 1891 r. w parafii Cegłów ożenił się z Franciszką Zychowicz z Mieni, córką Andrzeja i Teresy z domu Kulka. Sam Jan był synem Pawła i Katarzyny Antosiewicz. Nazwisko panieńskie matki, żony Szymończyka i nazwisko Jana nie jest zapewne przypadkowe, choć nie są oni ze sobą spokrewnieni jakoś bardzo blisko.

 

 

W maju wiele miejsca na blogu poświęciłam księżom. Potem czyniłam to już sporadycznie, ale dziś chciałabym wspomnieć księdza Aleksandra Perkowaskiego, choć nie odnalazłam o nim za dużo danych i może właśnie dlatego powinnam je spisać w jedno miejsce. 

 

Ksiądz Aleksander Perkowski był administratorem parafii w Jakubowie przez dwa lata. W księgach metrykalnych występuje w okresie od mniej więcej września 1907 r. do października 1909 r. Zastąpił on na tym stanowisku budowniczego nowej świątyni jakubowskiej, księdza Kazimierza Sobolewskiego. Zaś po odejściu księdza Perkowskiego do parafii Piątek w powiecie łęczyckim, plebanem w Jakubowie został ksiądz Stanisław Zembrzuski. Co ciekawe ostatnim aktem zgonu podpisanym przez księdza Perkowskiego jest właśnie akt zgonu mojego praprapra(3)dziadka Jana Wróblewskiego. Kolejny sporządzony akt zgonu, zapisany pod datą 8 listopada, jest już podpisany ręką księdza Zembrzuskiego.

 

W tym samym czasie gdy ksiądz Aleksander Perkowski opuszczał Jakubów, do sąsiedniego Wiśniewa do parafii rzymskokatolickiej, bo już w tym czasie w Wiśniewie istniała także parafia mariawicka, przybył z Warszawy z parafii świętego Antoniego dotychczasowy wikariusz ksiądz Michał Woźniak, który został mianowany administratorem parafii wiśniewskiej. 

 

Postać księdza Michała Woźniaka jest trochę zapomniana, jest czczony w Wiśniewie, ale jego kult nie rozprzestrzenił się na sąsiednie tereny i tym sposobem ludzie go wcale nie znają. Praca duszpasterska księdza Woźniaka rozpościerała się także na parafię Jakubów. Jego podpis można znaleźć w jakubowskich księgach metrykalnych pod koniec 1910 r. i na początku 1911 r. Ksiądz Michał Woźniak wspomagał pracę kancelarii parafialnej, ale przede wszystkim odprawiał msze święte i sprawował sakramenty w Jakubowie podczas vacatu na stanowisku tutejszego plebana. Pod koniec 1910 r. ksiądz Stanisław Zambrzuski odszedł z parafii, ponieważ został powołany na stanowisko proboszcza parafii w Nowym Mieście nad Pilicą, a zanim na stanowisko administratora powołano księdza Bolesława Bretsznajdera, który był wówczas proboszczem w parafii Otwock, wierni nie mogli pozostać bez Pasterza.

 



 

 

Ksiądz Michał Woźniak urodził się w 1875 r. we wsi Suchy Las w parafii Pęcice, w obecnym powiecie pruszkowskim pod Warszawą. Co do daty dziennej narodzin księdza są spore rozbieżności, część źródeł wymienia datę 28 lipca, inne 28 sierpnia, a jeszcze inne nawet 9 września 1875 r. Dodatkowo w jednym przypadku spotkała się z inną datą roczną, a mianowicie z rokiem 1895, czyli 20 lat później, co zapewnie jest pomyłką w odczytaniu błędnie „7” i uznaniu ją za „9”. W dokumentach Bad Arolsen sporządzonych w Dachau wynika, że ksiądz Michał Woźniak urodził się 28 sierpnia 1875 r. w Sokołowie. Z czasem nazwa Suchy Las została zamieniona w Sokołów.

Michał Woźniak pochodził z rodziny wiejskiej. Jego rodzicami był Jan Woźniak i Marianna (względnie Marcjanna) z Laskusów. Była to rodzina bardzo religijna. O domu rodzinnym sam ksiądz wspominał bardzo ciepło, wskazywał na staranne wychowanie jakie otrzymał, a także na pobożność zaszczepioną prze matkę. To właśnie jej postawa sprawiła, że młody Michał zaczął myśleć o kapłaństwie. Jedynak rodzice obrali dla niego inną drogę, taką samą, jaką sami szli – widzieli go jako gospodarzem, który przejmie po nich ziemię. Przyszły ksiądz nie sprzeciwił się woli rodziców i od najmłodszych lat pracował razem z nimi na roli, ale gdy był już pełnoletni, zaczął zarobkowo oprawiać książki, aby zgromadzić fundusze na wyrobienie paszportu. Chciał wyjechać za granicę do szkoły. W końcu przy pomocy ojca i z jego błogosławieństwem wyruszył do Włoch, aby u księży Salezjanów w Lombriasco pod Turynem odbyć trzyletnią naukę w tamtejszym kolegium.

Po powrocie do Polski zdał maturę w gimnazjum w Pułtusku i w 1902 r., w wieku 27 lat, wstąpił do Seminarium Duchownego w Warszawie. W czasie studiów seminaryjnych zmarł ojciec przyszłego księdza, zaś jego matka nie była w stanie prowadzić sama gospodarstwa. Michał zatem zdecydował się oddać ziemię rodzinie, a matkę przyjąć do siebie i opiekować się nią na kolejnych parafiach, wszędzie tam gdzie przebywał. Święcenia kapłańskie Woźniak przyjął 30 września 1906 r. w warszawskim kościele pod wezwaniem Świętego Krzyża z rąk biskupa Kazimierza Ruszkiewicza. Swoją mszę świętą prymicyjną odprawił w rodzinnej parafii w Pęcicach, prawdopodobnie miało to miejsce w święto Matki Boskiej Różańcowej – 7 października 1906 r. Wybór daty mszy prymicyjnej zapewne nie był przypadkowy, bo różaniec dla księdza Michała był ważny od najmłodszych lat, mając zaledwie 13 wiosen wstąpił do Kółka Różańcowego działającego przy jego rodzinnej parafii.

Pierwszą parafią do jakiej trafił ksiądz Michał Woźniak była to parafia moich przodków – parafia Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Mińsku Mazowieckim, w której jako wikariusz pracował w 1906 r. i 1907 r. Następnie był wikariuszem w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Łodzi w latach 1907-1908, parafii Świętego Antoniego Padewskiego w Tomaszowie Mazowieckim w okresie od lutego do lipca 1908 r. i parafii Świętego Antoniego Padewskiego w Warszawie w latach 1908-1909. Pierwsze probostwo ksiądz Michał Woźniak także objął w okolicy, w której mieszkali moi przodkowie, bo we wspomnianym Wiśniewie – parafia pod wezwaniem Trójcy Świętej, w której posługiwał od 1909 r. do 1911 r. Dzięki jego gorliwej modlitwie, przez okres podczas szesnastomiesięcznej obecności księdza Woźniaka w Wiśniewie blisko 100 osób porzuciło mariawityzm i przeszło z powrotem na katolicyzm. Trzeba pamiętać, że Wiśniew w tym okresie był silnym ośrodkiem mariawityzmu pod Mińskiem Mazowieckim, a także w całej mariawickiej diecezji płockiej. Zatem młody duchowny został rzucony na trudny teren, na którym przyszło mu się zmierzyć z nowymi doświadczeniami.

W 1911 r. ksiądz Michał Woźniak został przeniesiony z Wiśniewa do parafii Świętego Marcina w miejscowości Chojnata koło Mszczonowa. W parafii tej pełnił swoją posługę prawie 10 lat. Była to parafia zadbana, jego poprzednik odrestaurował kościół i wyremontował plebanię. Chojnackie problemy były zgoła inne niż te, z którymi mierzył się w Wiśniewie. Oprócz pracy duszpasterskiej oddawał się pracy dydaktycznej, w miejscowej szkole przez dwa dni w tygodniu uczył dzieci katechizmu i historii świętych. Z wspomnianej „Kronika parafii Chojnata 1911-1920” ksiądz Woźniak jawi się jako gorliwy duszpasterz, z doskonałym rozpoznaniem w sytuacji polityczno – społeczno – kościelnej.

Niestety jak dla wszystkich, tak i dla księdza Michała nadszedł ciężki czas – Wielka Wojna z lat 1914-1918. Przez ponad dwa miesiące w 1918 r. ksiądz wraz z 38 parafianami w tym z organistą, kościelnym, piekarzami i sklepikarzami był więziony w Modlinie za ukrycie trzech dzwonów. Dzwony te Niemcy chcieli przetopić na armaty, czemu sprzeciwiał się lud. Ostatecznie parafia oddała wrogowi dwa mniejsze dzwony zostawiając sobie, bez wiedzy przeciwnika największy, będący darem pani Górskiej z Woli Pękoszewskiej. Postawa księdza Woźniaka był pełna miłości do Ojczyzny, gdy bolszewicy nacierali w 1920 r. na stolicę, ksiądz, podobnie jak wielu innych duchownych, organizował w swojej parafii pomoc dla wojska. 8 sierpnia 1920 r. po sumie zebrano 15 tysięcy marek, dwa cielaki, kilka kur, jedna gęś, trochę bielizny, pięć karabinów i parę pudów naboi, prawdopodobnie jeszcze moskiewskich. Wszystkie swoje działania ksiądz Woźniak podejmował dla dobra Ojczyzny i dobra ludzi, kładł także duży nacisk na zaszczepienie wiary i odpowiednie wykształcenie młodego pokolenia.

Jesienią 1920 r. ksiądz Michał Woźniak zmienił parafię. Został wówczas powołany na proboszcza w parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Kamionnie koło Łochowa, w powiecie węgrowski. W kronice parafialnej Chojnata zapisał wówczas, że wynajął dwa wagony do przewiezienia swoich rzeczy, bo oprócz ruchomości posiadał także konia i krowę oraz kilka sztuk drobiu. Po nowego proboszcza i jego wyposażenie przyjechało dwóch parafian z Kamionny, a z rzeczami ksiądz wyprawił także dwie służące oraz kościelnego. W Kamionnie ksiądz Woźniak w pierwszej kolejności zajął się odbudową pięknego kościoła neogotyckiego, który uległ zniszczeniu w 1915 r., za sprawą wojsk rosyjskich, które wysadziły w powietrze wieżę. Od tego czasu msze święte były sprawowane w małej drewnianej kaplicy. Dzięki staraniom księdza Wożniaka i pod kierunkiem inżyniera Adama Michalskiego, odbudowano fasadę kościoła i w czerwcu 1921 r. kościół został już oddany do użytku. W tym czasie ksiądz zdążył jeszcze pobudować plebanię, która służy po dzień dzisiejszym. Parafianie z Kamionnej zapamiętali swojego duszpasterza jako skromnego człowieka, dzielącego się wszystkim czym ma, szerzącego modlitwę różańcową oraz często posługującego w konfesjonale. W 1922 r. z inicjatywy papieża Piusa XI, ksiądz Woźniak otrzymał godność prałata.

W parafii Kamionna duchowny nie przebywał długo, bo już w 1923 r. otrzymał posadę proboszcza w parafii Św. Wawrzyńca w Kutnie, a także tytuł dziekana kutnowskiego. Było to nowe wyzwanie dla księdza, bo parafia była miejska i duża. W pracy wspierało go dwóch wikariuszy i dwóch prefektów.

W swojej pracy duszpasterskiej ksiądz Michał Woźniak odznaczał się szczególną czcią do Serca Jezusowego i św. Jana Bosko, założyciela zgromadzenia salezjanów. Chcąc realizować ideały salezjańskie, wystarał się, aby do Kutna sprowadzić przedstawicieli tego zakonu. Ksiądz był przekonany, że wykształcona młodzież, nauczona zawodów, przyczyni się do rozwoju całego miasta, a ludzie mieszkający w nim staną się lepsi. Tym sposobem utworzono ośrodek salezjański na terenie swojej parafii – Gnojno Parcele, dzisiaj jest to Woźniaków. Zakon otrzymał od miejscowego dziedzica Adama Zawadzkiego 7 ha gruntu z parterowym pałacem w stanie surowym, małym budynkiem mieszkalnym, spichlerzem, stodołą i oborami. Dzięki temu, w 1938 r. mogła powstać tam szkoła i kaplica. Była to ostatnia placówka salezjańska otwarta w II Rzeczypospolitej. Dodatkowo ksiądz Woźniak zapoczątkował w Kutnie działalność Akcji Katolickiej. Sprowadził siostry ze Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi do prowadzenia ochronek i sierocińca dla dzieci oraz siostry albertynki do opieki nad chorymi i biednymi. Część z tych akcji proboszcz wspomagał własnymi funduszami.

Ksiądz Woźniak miał szerokie znajomości i bardzo dobre relacje z innymi duchownymi. U sióstr Matki Bożej Miłosierdzia z Dred w powiecie piaseczyńskim odbywał swoje osobiste rekolekcje. Miejsce to wybierał ze względu na przebywanie tam proboszcza z lat 1888 – 1901 z jego rodzinnej parafii, księdza Wincentego Kuderko. Nie szczędził dobrego słowa i pomocy, szczególnie materialnej, na dzieła katolickie, np. pomagał siostrom w budowie kościoła w Walendowie, w powiecie pruszkowskim – na konsekracji tegoż kościoła wygłosił nawet kazanie, pomimo obecności na uroczystościach dwóch biskupów.

Ksiądz Michał Woźniak miał poglądy narodowe, dużym szacunkiem darzył Romana Dmowskiego, zaś Józefa Piłsudskiego uważał za eksperymentatora, który wyprowadzi Polskę na manowce, a wojsko polskie pod jego dowództwem miał za bandę ignorantów i karierowiczów. Niechęć do Piłsudskiego była widoczna także w wspomnieniach księdza Woźniaka, dotyczących pogrzebu marszałka: „zamyślili sprawić Komendantowi pogrzeb ponad królewski. Albo to Polska nie mocarstwo? Zaczęły się więc jęki przez radio. Chodzenie z trupem tu i tam. Aż w tryumfie zawieziono na Wawel. Bez serca, bo przeznaczono dla Wilna. Bez mózgu, bo zostawiono na Uniwersytecie Warszawskim. Ot, taka sobie megalomania (…) Dochodziło do tego, że pytano księży, czy Piłsudski już jest święty”.

Po dwudziestu latach względnego spokoju, Polacy doświadczyli kolejnej wojny. Cała Ojczyzna ogarnięta została trwogą i zerwała się do walki. Kutno stało się częścią, zapamiętanej w historii bitwy nad Bzurą. Lotnictwo niemieckie dokonywało strasznego bombardowań miasta, sprowadzając niebezpieczeństwo śmierci nie tylko na mieszkańców, ale jakże na rzesze uchodźców, który szukali tam schronienia. Ksiądz proboszcz Woźniak, wraz z księdzem wikariuszem Michałem Oziębłowskim ciągle byli na polu walki, nieśli ostatnią posługę rannym – rozgrzeszali i namaszczaliśmy świętymi olejami. Nie zważali na własne zmęczenie, ani na sutanny, które ociekały krwią żołnierzy i cywilów. Ksiądz Woźniak cierpiał nie fizycznie, na skutek tytanicznego wysiłku jaki co dnia wykonywał przy posługach wśród rannych, ale cierpiała także psychicznie gdy widział niewystarczającą ilości pomocy lekarskiej.

Okupant chciał pozbawić nas wszystkiego, wolności, ziemi, godności, jedzenia, życia… Nawet kościoła, bo zakazano używania świątyni parafialnej księdza Woźniaka do celów liturgicznych, zmieniając ją na tymczasowe więzienie dla jeńców. Pomimo zakazu, księża sprawowali potajemnie msze święte i inne nabożeństwa, a także udzielali pomocy uchodźcom i więźniom. Ksiądz Woźniak doskonale wiedział, że za każde nieposłuszeństwo Niemcy grozili surowymi karami i za każdy przeżyty dzień należało dziękować Bogu, ale mimo to proboszcza nadal narażał swoje życie niosąc pomoc innym. W czerwcu 1941 r. Niemcy stracili w mieście trzech polskich kolejarzy, którzy szmuglowali żywności do Warszawy. Na placu przed kościołem przez kilka dni stały szubienice z ciałami zamordowanych, co miało ustrzec innych przed niecnymi czynami wymierzonymi w III Rzeszę. Sytuacja ta, ciągły niepokój, nerwy i walka spowodowały poważne problemy zdrowotne księdza Michała, który dostał porażenia lewej strony twarzy, miał nieczynną powiekę lewego oka i połowę ust.

Ksiądz Michał Woźniak to ksiądz, który do końca pozostaje ze swoim ludem, dlatego pomimo ostrzeżeń o aresztowaniach nie chciał uciekać, traktował to jak tchórzostwo. We wrześniu 1941 r. ksiądz Woźniak wraz ze swoim wikariuszem księdzem Oziębłowskim zostali aresztowani przez gestapo i przewiezieni do obozu przejściowego dla duchownych w Lądzie. Tam ksiądz Michał Woźniak otrzymał propozycję ucieczki, jakiś bogaty mieszczanin z Kutna chciał wykupić duchownego, ale ten odmówił. 30 października 1941 r., po trzech dniach ciężkiego transportu kolejowego, ksiądz trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau i otrzymał numer 28203. Wiosną 1942 r. nastał ciężki czas – duchowni umierali codziennie. Uznanych za chorych, Niemcy wywozili w kierunku austriackiej miejscowości Hartheim, gdzie w zamku urządzono ośrodek eutanazyjny dla osób uznawanych jako „niewartościowe”. Pozostałych mordowano w obozowym krematorium lub w samochodach będących komorami gazowymi. Śmierć była najlepszym co mogło spotkać więźniów, ale zanim nadeszła władze obozowe pastwiły się nad duchowieństwem polskim. Przetrzymywali księży przez długie zimowe godziny placu obozowym, uskuteczniali marsze i biegi do utraty tchu, a izbowi torturowali duchownych w barakach. W wyniku tego wszystkiego ksiądz Woźniak mocno podupadł na zdrowiu i miał trudności z poruszaniem się. Trzeba pamiętać, że nie był on już młodym człowiekiem, miał 67 lat, a doświadczenia życiowe sprzed II wojny światowej także odcisnęły piętno na jego stanie zdrowia. W maju 1942 r. ksiądz został przeniesiony do innego bloku na tzw. rewir czyli pseudoszpital, gdzie doświadczył znęcania się nad nim blokowego Boecher, na skutek tych tortur zmarł 16 maja 1942 r. Współwięzień z obozu wyraził się o księdzu Michale, że „był to kapłan Boży, mąż prawy, bojący się nieprawości i chodzący drogami prostymi”.

Ksiądz Michał Woźniak został beatyfikowany w grupie 108 polskich męczenników w dniu 13 czerwca 1999 r. przez papieża Polaka Jana Pawła II. Wyniesienie na ołtarze księdza Woźniaka ożywiło pamięć o nim w miejscach gdzie posługiwał. W diecezji drohiczyńskiej w parafii Kamionna oraz w sąsiednich parafiach tj. w Budziska, Jerzyska, Łochowie i Ostrówku, które przed 100 laty stanowiły jedną wspólnotę pod pasterską opieką błogosławionego. Wyrazem kultu męczennika jest boczny ołtarz ku jego czci w kościele w Kamionnie, patronat bł. Michała nad KSM-em w Ostrówku czy witraż w kościele w Jerzyskach. Jego wizerunki są też w kaplicy w Wólce Okrąglik (parafia Prostyń) oraz w Drohiczynie – w Muzeum Diecezjalnym i Wyższym Seminarium Duchownym. Także podmiński Wiśniew nie zapomina o swoim byłby proboszczu, wypraszając za jego pośrednictwem łaski dla siebie. Na stronie internetowej parafii można znaleźć między innymi modlitwę do błogosławionego Michała Woźniaka:

Ojcze najlepszy źródło życia i miłości dziękuje Ci za wzór umiłowania wiary i ojczyzny, jaki dałeś mi w bł. Michale Wożniaku – kapłanie.
Przyjmij moją osobistą prośbę …. którą zanoszę do Ciebie przez wstawiennictwo sługi Twojego Spraw abym oddając cześć
za Jego wstawiennictwem został(a) umocniony(a) w wiernej służbie dla Ciebie i naszej ziemskiej ojczyzny.
Przez Chrystusa Pana naszego.
Amen.

 

 
 

 

Ksiądz Michał Oziębłowski – wikariusz księdza Michała Woźniaka także podzielił los swojego proboszcza. 6 października 1941 r. został aresztowany i wywieziony do Lądu, a następnie trafił do Dachau, gdzie otrzymał numer obozowy 28201. Do końca życia posługiwał współwięźniom jako kapłan, pokazując tym miłość Boga i bliźniego. Na skutek głodu i tortur zmarł w wieku 42 lat. Został beatyfikowany razem ze swoim proboszczem 13 czerwca 1999 r. przez papieża Jana Pawła II.

W Kutnie powstała parafia rzymskokatolicka pod wezwaniem Błogosławionych Męczenników Kutnowskich Ks. Michała Woźniaka i Ks. Michała Oziębłowskiego w Kutnie.

 

 


 

 

 

 

 

 

 

Źródła:

Poranny dodatek Słowa z dnia 30 listopada 1909 r., nr 274.

Słowo z dnia 2 stycznia 1911 r., nr 2.

Słowo z dnia 7 lutego 1911 r., nr 51

Błogosławiony ksiądz Michał Woźniak - przewodnik po trudnych czasach
Daniel Wolborski, nauczyciel historii w Komorowie
https://www.michalowice.pl/dzieje-sie/aktualnosci/inne/blogoslawiony-ksiadz-michal-wozniak-przewodnik-po-trudnych-czasach,p1293306286

Arolsen archives

https://pl.wikipedia.org/wiki/Micha%C5%82_Wo%C5%BAniak_(m%C4%99czennik)

Martyrs Killed in Odium Fidei by the Nazis ~(†1939-45)
http://newsaints.faithweb.com/martyrs/Nazis1.htm

http://parafia-wisniew.pl/bl-ks-michal-wozniak/

http://www.meczennicykutnowscy.pl/galeria/olympus-digital-camera-6/

http://www.meczennicykutnowscy.pl

https://idmn.pl/

 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉