poniedziałek, 16 października 2023

Marianna Nowicka – 157 rocznica urodzin


Wtorkowego ranka, gdy słońce jeszcze nie zdążyło wyjąc z za lasu, o godzinie 5:00, 16 października 1866 r. w Mariance, Marianna z Królaków Nowicka urodziła dziewczynkę, której nadano imię po matce – Marianna. Dziewczynką tą była moja prapra(2)babcia. 

 


Rejestracji w księgach metrykalnych dokonał dopiero w niedzielę – 21 października 1866 r. mąż położnicy i ojciec dziecka Jan Nowicki, 37-letni kolonista z Marianki w obecności dwóch świadków – sąsiadów: Michała Sadocha lat 37 mającego i Jakuba Królaka lat 32 mającego, także kolonistów. Na marginesie można dodać, że Jakub Królak był rodzonym bratem Marianny, a więc szwagrem Jana Nowickiego, zaś Michał Sadoch był ciotecznym bratem Marianny i Jakuba gdyż ich ojciec Maciej i matka Michała – Małgorzata byli rodzeństwem.

Jan Nowicki podał księdzu Teodorowi Zielińskiemu, że jego małżonka, jest jego równolatką i także ma 37 lat, co nie było do końca prawną, bo oboje urodzili się w 1831 r., a więc skończyli dopiero 35 lat.

Chrzest małej Marianny także odbył się w niedzielę 21 października 1866 r., a jej chrzestnymi rodzicami został wspomniany już Michał Sadoch i Elżbieta Orłowska, żona Andrzeja Orłowskiego, którzy także mieszkali w Mariance.

 

 

Marianna Nowicka w wieku niespełna 20 lat, 27 stycznia 1886 r. wyszła za mąż za Stanisława Wąsaka rodem z Ossówna, a mieszkającego w chwili zawierania związku małżeńskiego w Kałuszynie na służbie >>>LINK<<. Pożycie małżeńskie Wąsaków trwało 19 lat i zostało przerwane przez śmierć mojej prapra(2)babki, która nastąpiła 14 kwietnia 1905 r. >>>LINK<<<. Po jej śmierci mój prapra(2)dziadek, po niespełna trzech latach żałoby ożenił się powtórnie – 24 lutego 1908 r. z Julianną z Kolińskich wdową po Kwiatku >>>LINK<<< – postać ta jest nadal bardzo zagadkowa w mojej genealogii. Stanisław Wąsak zmarł 16 czerwca 1920 r., jako wdowiec – tak zapisano w jego metryce zejścia, ale czy faktycznie wcześniej zmarła Julianna? – tego nie wiem >>>LINK<<<.

 

 

W okresie, w którym moja praprapra(3)babka Marianna żona Jana Nowickiego rodziła swoją córkę Mariannę, a moją prapra(2)babkę w pobliskim Kałuszynie działał doktor Leon Dudrewicz, który był nie tylko lekarzem, ale i archeologiem, etnografem i antropologiem. Na blogu już wspominałam o tej postaci i o jego obserwacjach położniczych jakie dokonał podczas praktyki lekarskiej w Kałuszynie i okolicy w okresie od stycznia 1865 r. do lipca 1866 r. – wpis był zamieszczony na blogu 21 maja 2023 r. przy okazji 161 rocznicy śmierci Alojzego Uchmańskiego >>>LINK<<<. Wówczas odsyłałam Was, moi Drodzy Czytelnicy do mojego artykułu opublikowanego w Roczniku Mińskomazowieckim z 2020 r., tom 28 pod tytułem „Leon Dudrewicz lekarz, archeolog, etnograf, antropolog praktykujący w Kałuszynie w latach 1864-1868”.

 

Dziś chciałabym zwrócić uwagę na ciężki temat ogromnej śmiertelności wśród dzieci. Przykład rodziców mojej prapra(2)babci – Jana i Marianny Nowickich jest doskonałym przykładem na to, że ciąża, poród i połóg oraz pielęgnacja niemowlęcia i odchowanie go do wieku, w którym pozyskuje pełną świadomość była ogromnym wyzwanie w XIX w.

 

Trudne warunki mieszkaniowe, wilgoć, ziąb, zaduch, przebywanie zwierząt gospodarskich pod jednym dachem z ludźmi, a także przepełnione izby pełne brudu nie sprzyjały poprawnemu przebiegowi wychowawczemu i pielęgnacyjnemu. Kobiety rodziły same lub przy pomocy akuszerek, którymi zazwyczaj były starsze, nie zbyt wykształcone kobiety, które same już rodziły kilka razy, a także uczestniczyły przy wielu porodach. Rzadko zaś wzywano lekarzy, o czym także pisze doktor Dudrewicz. Opór w kontakcie z lekarzami, nader często kończył się śmiercią nie tylko nowo narodzonego czy nawet nie narodzonego dziecka, ale także jego matki. Do tego trzeba pamiętać, że kobiety były osłabione i niedożywione. Ciąża dziś jest skomplementowana witaminami, a kiedyś kobiety nie miały taki możliwości. Z pomocą oczywiście przychodziły znachorki i zielarki, ale przy ciężkiej pracy, niedożywieniu, braku różnorodności w diecie, a także ciągłym, jednym po drugim zachodzeniu w ciąże organizmowi na niewiele zdawały się napary z ziół.

 

Poród w październiku 1866 r. był już piątym porodem mojej praprapra(3)babci, która miała wówczas 35 lat, a więc nie była już młodą dziewczyną. Poprzednie porody, zdaje się, że były szczęśliwe, ale urodzone wówczas dzieci nie żyły zbyt długo.

Już na samym początku analizowania płodności Jana i Marianny dostrzegamy pewne trudności, gdyż ich pierwsze dziecko – syn Franciszek urodził dopiero po 8 latach od zawarcia związku małżeńskiego. Warto pamiętać, że Jan i Marianna stając na ślubnym kobiercu byli młodymi ludźmi, mieli zaledwie skończone 19 lat, a więc powinni być w pełni sił aby szybko zacząć wydawać na świat swoje potomstwo. Jednak na pierworodnego para musiała dość długo poczekać… I tu rodzi się od razu pytanie – dlaczego? Czy małżonkowie nie współżyli ze sobą, czy może mimo prób Marianna nie mogła zajść w ciążę, a może zachodziła, ale nie udawało się jej donosić dziecka do rozwiązania i następowało poronienie, które miało miejsce na tyle wcześnie, że nawet w aktach zgonu nie można było wpisać martwo narodzonego dziecka. Gdy moja przodkini rodziła Franciszka miała już wówczas 28 lat, co dla pierworódki był to już zaawansowany wiek.

Po wyczekiwanym narodzeniu Franciszka, Marianna zaszła stosunkowo szybko w kolejną ciążę, bo już po niespełna półtora roku, mając lat 30 rodzi córkę Katarzynę. Niestety rok 1862 r. odbiera małżonkom oboje dzieci – w styczniu córkę, a w październiku syna. Niemniej jednak mniej więcej zaraz po śmierci Franciszka, Marianna zachodzi w kolejną ciążę, bo już w lipcu roku kolejnego, mając 31 lat powiła syna Jakuba, ale ten jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia umiera. Wiosna 1864 r. przynosi 33-letniej Mariannie nadzieję na kolejne dziecko, które rodzi się w listopadzie. Zapewne wówczas moja praprapra(3)babka kładzie cały nacisk na wypielęgnowanie i odchowanie córki Teodory, ale gdy dziewczynka ledwo skończył rok – umiera. Kolejne starania o potomstwo następują dość szybko, bez zbędnej żałoby w domu Nowickich, bo już w jedenaście miesięcy po śmierci Teodory, Marianna powiła moją prapra(2)babcię, której narodziny dziś wspominamy. Może przezornie moja praprapra(3)babka zdecydowała się nadać córeczce imię Marianna – po sobie, aby czarodziejsko wzmocnić ją i tym samym uchronić przed złem i śmiercią. Wydaje się, że mała Marysia chowa się dobrze, a moi praprapra(3)dziadkowie zaczynają myśleć o kolejnym dziecku i w konsekwencji w czerwcu 1869 r., gdy moja prapra(2)babka ma już ponad dwa i pół roku, a jej matka skończyła już 38 lat, rodzi się Józefa – ona także, jak pokazały kolejne lata, była na tyle silna, że wyrosła z wieku dziecięcego i była pociechą dla rodziców. Nowiccy idąc niejako za ciosem, po odchowaniu dziewczynek, zaczęli starać się o kolejne dziecko. Ich próby i zapewne niekończące modlitwy zostały wysłuchane i do 6-letniej Marysi i 3,5-letnia Józefy dołącza braciszek Andrzej, którego matka powiła mając skończone 41 lat. Jednak wydaje mi się, że radości w chacie w Mariance nie było, bo chłopiec był na tyle słaby, że zmarł po 15 dniach. W kolejną ciąże Marianna zaszła po niecały roku od śmierci synka, w lipcu 1874 r., w wieku 43 lat urodziła Antoninę, która odeszła dokładnie w Boże Narodzenie 1874 r. Małżonkowie mimo kolejnego ciosu nie poddawali się, próbowali kolejny raz i w listopadzie 1877 r. do 11-letniej Marysi i 8-letniej Józi dołączył Ludwik, ale był na tyle słaby, że zmarł po pięciu miesiącach. 

 


Moja przodkini swojego ostatniego syna urodziła mając już 47 lat, więc nie była już młoda. Późne macierzyństwo nie jest tylko modą i domeną XXI w. Także i w wieku XX, XIX, a i we wcześniejszych stuleciach zdarzały się ciąże w dojrzałym wieku. Być może było ich mniej dlatego, ale to nie znaczy, że ich nie było. Nie powinny nas dziwić rodzeństwa, gdzie różnica wieku między najmłodszym i najstarszym to dwadzieścia czy dwadzieścia parę lat. Niestety cześć kobiet umierała przy którymś z kolei porodzie, niedożywiając czasem nawet i trzydziestki, więc także nie miały szans na późne macierzyństwo.

Moja praprapra(3)babka Marianna pierwszego syna wydała na świat mając 28 lat i będąc od 8 lat mężatką, zaś ostatniego mając już 47 lat i będąc w związku małżeńskim od 26 lat. Marianna trudziła się nad wydaniem na świat i wychowaniem swojego potomstwa, rodziła 9-krotnie, ale niestety udało się jej wychować jedynie dwie córki. Po niełatwy życiu, pełnym trudów dnia codziennego, trosk, ale też bólu i łez jakie wylała nad swoim losem i nad losem swoich maleńkich dzieci, które musiała pochować jedno po drugim, zmarła w 1886 r. gdy moja prapra(2)babka miała prawie 20 lat i od kilku miesięcy była już mężatką, a jej siostra Józefa skończyła właśnie 17. Obie dziewczyny były już dorosłe i na szczęście były w stanie poradzić sobie już bez matki. Trud jaki ich matka wkładała w wychowanie potomstwa nie poszedł na marne, mimo wszystko po małżonkach Nowickich pozostało potomstwo, co prawda jedynie w linii żeńskiej, ale dziedziczki zagrody w Mariance, żyły i osiadły na ziemi matki zbroczonej krwią i łzami dawczyni życia.

Losy mojej praprapra(3)babci są bardzo przykre. Nie potrafię sobie wyobrazić co przeżywała przy kolejnych śmieciach dzieci, czy potrafiła się cieszyć z kolejnej ciąży, czy poród był dla niej czymś radosnym, czy z uradowanym sercem brała na ręce i przytulała do piersi kolejne niemowlęta, czy może od początku drżała o ich los i zza ramienia wyglądała śmierci. Niemniej jednak musiała być silną kobietą, kobietą o twardej psychice, by nie poddając się, kroczyła dalej przez życie. Od 1866 r., z roku na rok, z coraz mniejszym strachem, bo zarówno Marysia jak i później Józefa chowały się dzięki Bogu szczęśliwie, ale na pewno nigdy nie zapomniała o Franiu, Kasi, Kubusiu, Teodorce, Andrzejku, Antonince i Ludwiczku, których małe ciałka złożyła na cmentarzu parafialnym w Jakubowie. 

 

 

 


 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli publikujesz komentarz z konta anonimowego miło mi będzie gdy go podpiszesz chociażby imieniem 😉